Mechaniczna pomarancza

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Mechaniczna pomarancza, Burgess Anthony-- . Жанр: Научная фантастика. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Mechaniczna pomarancza
Название: Mechaniczna pomarancza
Автор: Burgess Anthony
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 178
Читать онлайн

Mechaniczna pomarancza читать книгу онлайн

Mechaniczna pomarancza - читать бесплатно онлайн , автор Burgess Anthony

Dzieje si? to w przysz?o?ci nieokre?lonej i w mie?cie te? nie ca?kiem okre?lonym. Tylko nieliczne realia wskazuj?, mo?e niechc?cy, ?e to Anglia i poniek?d Londyn. Wi?c jakby science fiction w tej specyficznej i nadzwyczaj wa?kiej odmianie zwanej dystopia: na krytyce politycznej i spo?ecznej zbudowany, pos?pny, do katastrofizmu sk?onny rodzaj utopii. Kolejne w szeregu imponuj?cych dzie?, jakie stworzyli nie tylko George Orwell, bo i Zamiatin, Aldous Huxley, Ayn Rand, Karin Boye i wielu innych. A teraz Anthony Burgess.

Jednak niedaleka to przysz?o?? i pod niekt?rymi wzgl?dami ?atwo kojarz?ca si? z dniem dzisiejszym…

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

Перейти на страницу:

Polonistyka uniwersytecka woli je tępić niż badać.

Szkoła i redaktor tym bardziej.

Za to jak najobficiej korzystają z nich twórcy i mistrzowie polszczyzny: od Norwida po Białoszewskiego i stu innych. Norwid usiłował ratować pełny język i stwarzać możliwości zapisywania go: edytorom do dziś trudno się z tym uporać. Białoszewski startował z linii bardzo wysuniętych i realizować mógł pełną swobodę w kształtowaniu samego języka i form jego zapisu. Z analogicznych swobód korzystać musi (nie dla fanaberii ani dla popisania się) każdy autentyczny twórca języka.

To samo dzieje się w tym przekładzie i w formach jego zapisu. Tak ma być.

W mojej wersji R przekładu Mechanicznej pomarańczy najważniejsze są efekty wydobywane ze składni i słowotwórstwa, ponieważ jest to mocna strona języków słowiańskich, jakby ich przyrodzone bogactwo. Ewolucja ku wersji R musi aktywizować język w tym kierunku wspólnym dla polskiego i rosyjskiego.

Za to w wersji A najważniejsze są formacje przejściowe zmierzające ku analityczności.

Chociaż i tu (śpieszę dodać) nie posuwam się w nich dalej niż do punktu, jaki to przeobrażenie, dla integralności języka mające wymiar kataklizmu, osiągnąć może na przestrzeni kilku pokoleń. Jak uprzednio już podkreśliłem, proces ten (przeciwnie niż w przypadku rusyfikacji) musiałby przebiegać bardzo powoli; albo drastycznie; albo jedno i drugie.

Co prawda w Anglii po normańskim podboju w 1066 roku przeobrażenie takie dokonało się błyskawicznie i w ciągu paru pokoleń język staroangielski, równie (albo i bardziej) fleksyjny jak polski, zginął wyparty przez średnioangielski o strukturze mało różniącej się od dzisiejszego. U nas jednak nie mogłoby się to dokonać tak szybko ze względu na powszechność pisma i druku, co utrwala istniejące formy języka i hamuje przeobrażenia. Dlatego (jak już podkreśliłem) nieodzownym warunkiem byłoby tu stadium daleko posuniętej niepiśmienności.

Jednak alienacja pewnych grup społecznych, na przykład młodzieżowych i przestępczych; właściwa im hermetyczność ekskluzywnego żargonu i język potoczny, mówiony, nie liczący się z regułami pisanego; a na gruncie zawodowym powszechność komputerów i uproszczonego systemu porozumiewania się z nimi; mogą ten proces zaskakująco przyśpieszyć.

Nie posuwam się aż tak daleko.

Starając się zarówno w wersji A jak R uniknąć dowolności, zmyśleń i pełnej fantastyki, poprzestaję skromnie na języku tak zanglicyzowanym, jakiego możemy się jeszcze doczekać. I tu również nie brak już realnych pierwowzorów: od częściej ośmieszanej niż rejestrowanej i badanej gwary Polaków amerykańskich po samorzutną twórczość językową młodzieży w kraju, snobującej się na styl amerykański.

Znajomość języków rosyjskiego i angielskiego jest u nas, w skali społecznej, podobnie mizerna i prawie żadna. Rosyjskiego nie chcą znać, angielskiego zaś nie potrafią. Mimo to rosyjski dociera na co dzień i nasącza młodych Polaków nawet bez udziału ich świadomości; angielski zaś, choć tak łapczywie wychwytywany, ze względu na swoją szczególną trudność i na przeważający prymityw jego amatorów oraz dostępnych im źródeł (głównie przez nagrania źle artykułowanych i mętnie, piąte przez dziesiąte, rozumianych piosenek) dla większości pozostaje niemal chińszczyzną. Z biegiem czasu jedno i drugie może się trochę zmienić: ale co jest istotne, to fakt, że w sumie to się z grubsza wyrównuje. Mimo całkiem różnej motywacji tak rosyjski, jak i angielski są u nas językami bliżej i szerzej nieznanymi, lecz wywierającymi ogromny wpływ na poziomie (przynajmniej obecnie) i w formach dość prymitywnych.

W subkulturze.

Tacy modlą się do angielszczyzny, lecz nie starcza im napędu i mózgu, żeby się jej nauczyć.

Zakładam jednak, że gdyby angielszczyzna miała się u Polaków naprawdę zakorzenić, to wzrośnie najpierw jej prawdziwa znajomość, a potem wpływ na formowanie języka.

Do typowych dla angielszczyzny formacji analitycznych, już zalęgających się i z wolna szerzących w dzisiejszej polszczyźnie, należą nie od wczoraj choćby wykrzykniki ekspresywne, które Klemensiewicz nazywał czasownikami wykrzyknikowymi, a Jodłowski określał jako czasowniki niefleksyjne osobowe: na przykład lu, hop i czmychu, przy czym warto podkreślić, że choćby tu przytoczone są nie dźwiękonaśladowcze, tylko znaczące. Ciekawostka: w języku sundajskim (choć nie w innych indonezyjskich) rozwinęły się one w osobną część mowy: to dla uświadomienia, że marginesowe zjawiska w języku nie muszą takimi pozostać.

W polskim ostatnio rozwinęły się tak samo nieodmienne przymiotniki, zwykle skrócone przez odrzucenie sufiksu i kończące się często na o: takie jak bordo, porno i spoko.

Wszystko to są wyrazy nieodmienne, łatwo dające się użyć (podobnie jak po angielsku) w funkcji różnych części mowy, od rozmaitych form czasownika po rzeczownik, przysłówek i przymiotnik; przede wszystkim zaś (wbrew powtarzanej dotąd regule) jak najbardziej łączliwe w związkach składniowych.

Na pozór są to marginesy języka.

Ale są: i to najważniejsze. A do myślenia daje fakt, że ich obfitość i udział rosną w języku ekspresywnym, potocznym i nie pisanym: czyli tam, gdzie koncentrują się zjawiska decydujące o zasadniczych przeobrażeniach języka.

Już dziś stało się możliwe coś w tym rodzaju: No i Bibi chap za ten but lila róż i w Zizi, co z tego, że po pijaku i na oślep, kiedy i tak w sam łeb, no i ta Zizi bach i lulu, jakby nigdy nic. Opowiadanko to jest oczywiście nieco sztuczne, brzydkie i niekulturalne: nie sposób jednak uważać go za niezrozumiałe, nie polskie lub nie mieszczące się w regułach pewnego stylu. Jeśli to sobie uświadomić, czeka nas szok: bo składa się ono w całości z wyrazów prawie lub wcale nieodmiennych i ma strukturę tak analityczną, jakby to już w ogóle nie był język fleksyjny: lecz konstrukcja pełna rzeczowników, czasowników, przymiotników i nawet zwrotów idiomatycznych bez jakiegokolwiek morfemu, w praktyce nie różniąca się od angielskiej. To jako przykre memento dla wątpiących, czy język polski mógłby się pozbyć swej przeważającej do dziś struktury i całkowicie przeobrazić się w język formalnie zbliżony do angielskiego.

Nie twierdzę, że to nastąpi.

Ale gdyby się decydujące czynniki tak ułożyły: to polszczyzna może być już głęboko i bezpowrotnie zrusyfikowana za 30 lat albo zanglicyzowana za 50 lat, nie za dwieście! i to w stopniu daleko jaskrawszym niż jedna czy druga wersja tej mowy, którą ja tu zaprojektowałem dla równieśników Alexa.

Omówione wyżej derywaty i konstrukcje analityczne wprowadzam obficiej, niż istnieją, szczególnie w wersji A. Lecz podkreślam, że jest to nie fantazja, tylko projekcja zjawisk już dziś istniejących w naszym języku.

20

Zatrważająca realność tego przyszłościowego modelu potwierdzała się wielokrotnie już w trakcie wymyślania go. Nie tylko dlatego, że dobry neologizm odnajduje się często, już istniejący, w innym czasie lub dialekcie języka. Gdy sprawdzałem na ludziach, co wymaga umieszczenia w słowniczku, okazywało się raz po raz, że wymyślony przeze mnie barbaryzm już funkcjonuje w gwarach któregoś regionu lub środowiska.

Także z autentycznymi wyrazami zdarzały się wątpliwości: czy wszyscy pamiętają, że gablota i maraset znaczą samochód i narkotyk? Co z nich wprowadzać do słowniczka, decydowałem wedle subiektywnego domysłu: co wie lub domyśli się każdy, a czego wielu nie zrozumie i nie będzie miało gdzie sprawdzić.

Taka jest i będzie rzeczywistość.

Ale nie zabraknie, rzecz jasna, głupców i ślepców, którzy widząc ten model bliskiej przyszłości rzucą się na mnie z krzykiem, że to moja ohyda i moja wina. Tym bardziej nie zabraknie (jak zwykle) prywatnych lub z premedytacją sterowanych obelg i oszczerstw. Niektóre instytucje i nazwiska mógłbym z góry wymienić. Trudno! na wojnie jak na wojnie.

Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название