Zabawa W Strzelanego
Zabawa W Strzelanego читать книгу онлайн
Zbi?r opowiada?:
1. Cz?owiekiem jestem
2. Ocalenie
3. Zapomniany przez ludzi
4. Zabawa w strzelanego
5. Samodzielna decyzja
6. Epidemia
7. Ich dwudziestu
8. W pr??ni nie s?ycha? twego krzyku
9. Nie?miertelny
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
– Nie – patrzyłem zamyślony jak monety, jedna za drugą wpadają w otwór.
– Ale nie żałuję tego, w przeciwieństwie do moich wspólników. Ponad wszelką wątpliwość udowodniłem, że potrafię stworzyć istotę rozumną. Aha… Pan zdaje sobie sprawę, że poza układem nerwowym, cała reszta pańskiego ciała działa na innej niż u człowieka zasadzie.
– Tak. Zauważyłem, że mogę się obyć bez jedzenia i wody. Sądzę, że moje ciało jest doskonałą imitacją organizmu ludzkiego, to znaczy jeśli nie poddam się prześwietleniu bądź innym szczegółowym badaniom, to nikomu nie przyjdzie do głowy, że jestem inny niż wszyscy.
– Tak, i proszę pamiętać, że bateria będąca źródłem pańskiej energii, ma ze wszystkiego najmniejszy okres gwarancji. Tylko trzydzieści lat.
– Trzydzieści lat – powtórzyłem jak echo i głośno się zaśmiałem.
– Czy coś się stało? – spytał zaniepokojony.
– Nie, wszystko w porządku. Właśnie się dowiedziałem, ile będę żył – mówiąc, przyglądałem się siedzącej na ławce Betty, która właśnie pokazała mi język.
– Zazdroszczę panu tego, że przez trzydzieści lat będzie pan praktycznie nieśmiertelny. I tego, że nie będzie się pan starzeć – usłyszałem jego smutny głos. – Ale nic… Jak organizm? Dobrze funkcjonuje?
– Wspaniale – odparłem, wrzucając ostatnią porcję monet.
– Sądzę, że nie ma sensu, abym zagłębiał pana w tajniki jego działania – spytał.
– Nie! Po co? – odparłem, myśląc już o czymś innym. – Mogę panu powiedzieć, że jako mężczyznę równie świetnie mnie pan skonstruował. Moja dziewczyna nie może się nachwalić.
Śmiech po drugiej stronie słuchawki był lekko zażenowany.
– Wydaje mi się, że lepiej będzie, jeśli nie będziesz do mnie dzwonił – mimowolnie przeszedł na „ty".
– Słusznie – potwierdziłem. – Chyba twoi wspólnicy mieliby inne zamiary co do mojej osoby?
– Tak, Tomaszu. Powiem ci na zakończenie, że twój bliźniak w rozumie żyje dobrze i nie ma pojęcia o całej historii.
– Cieszę się! Monety mi się skończyły, więc do widzenia, panie doktorze.
– Do widzenia – i szybko dodał – pamiętaj, że ja nie chciałem takiej formy eksperymentu.
– Wiem, Do widzenia – zakończyłem ciepło.
– Do widzenia!
Obydwie słuchawki jednocześnie stuknęły o widełki. Wyszedłem z budki Po błękicie nieba snuło się kilka małych obłoczków, zapowiadając kolejny gorący wieczór. Chyba że przyjdzie wiatr od morza, niosąc wilgotne i chłodne powietrze. Śmiejąc się schwytałem nadbiegającą Betty w objęcia.
OCALENIE
Pierwsza godzina po zachodzie slońca
Jan włączył telewizor. Ukazała się przypudrowana twarz spikera. Tego samego co zawsze, Jak widać uznali, że to lepiej wpłynie na naszą psychikę, pomyślał. Spiker chrząknął i starannie dobierając słowa, zaczął mówić.
– „Nadajemy teraz ostatni komunikat o wyprawie ratunkowej majora Bilca. Niestety, zakończyła się ona fiaskiem".
Jan poczuł jak w tym momencie czterem miliardom ludzi serce podchodzi do gardła. On je też tam miał. Spiker kontynuował:
– „Ostatni komunikat informował, że udało mu się wejść na orbitę parkingową wokół „Apokalipsy". Potem jeszcze usłyszano strzępy meldunku, że podchodzi do lądowania. Od tego czasu minęło sześć godzin i brak jest jakiejkolwiek łączności. Mimo utrudnionych przez słońce obserwacji wyraźnie widać, że w ciągu ostatnich godzin bolid nie zmienił trajektorii lotu. Tak więc szansę na uniknięcie zderzenia w tej chwili są prawie żadne. Nie możemy sobie pozwolić na luksus złudy! Po co mamy cierpieć? – Spiker wręcz krzyczał. – Rząd zalecał użycie pigułek. Jeśli do tej pory ich nie pobrałeś, idź i uczyń to natychmiast! Ulżysz sobie i swoim bliskim w cierpieniach. Pamiętajcie, gdyby był choć cień nadziei, trzymalibyśmy się do końca. A tak? Już od tygodnia wiadomo, że bolid uderzy w okolice Morza Północnego. Pierwsza pójdzie fala wodna: zaleje całe Wyspy Brytyjskie, Francję, Niemcy i Skandynawię. Następna będzie fala uderzeniowa, wywołana przez eksplozję bolidu. Eksplozję, gdyż rozgrzany tarciem bolid w zetknięciu z zimną wodą oceanu na pewno eksploduje. Po tym w całej Europie nie będzie już nikogo żywego. Ale to nie wszystko, gdyż jak obliczono, tak duże pchnięcie wytrąci nasz glob z równowagi. Ziemia obróci się o duży kąt w kierunku działania siły. Jak zapewne większość się orientuje, kierunek osi obrotu względem układu słonecznego pozostaje w przestrzeni niezmienny, a więc przesuną się bieguny. Spowoduje to zmianę szerokości geograficznych poszczególnych punktów na powierzchni naszego globu. Konsekwencją tego będzie katastrofalna zmiana klimatu. Jednak to nie wszystko, gdyż Ziemia jest elipsoidą powstałą w wyniku własnego ruchu obrotowego. Po przesunięciu się „osi” Ziemi, elipsoida przekrzywi się. Naturalnie, za jakiś czas ruchy górotwórcze przywrócą jej pierwotny kształt, ale masy wody, które będą jeszcze w starej pozycji, uderzą od razu. Zaleją powstałą wzdłuż nowego równika lukę, chcąc uformować się równomiernie. A to będzie już nasz koniec! Proszę wybaczyć, że mówię trochę niedokładnie, ale to już było omawiane w publikatorach.
Spiker był zdenerwowany. Co chwilę poprawiał sobie kołnierzyk. Jego okulary najwyraźniej były zapocone.
– „A więc jeszcze raz powtarzam, zażyjcie pigułki. Po nich odchodzi się szybko, bez cienia bólu. Nie powtarzajmy historii mamutów!" – dodał ni w pięć, ni w dziewięć.
– Potem podniósł rękę do ust i coś szybko przełknął. Jana poderwało. Ale już po chwili wiedział, że tam za szklaną szybką ten człowiek jest martwy. Ekran powlekł się szarością.
Druga godzina
Skrzypnęło krzesło. Odwrócił się, za nim siedziała Beata.
– Słyszałaś, co mówił? – spytał.
Skinęła potakująco. Po drgających kącikach ust widać było, że ledwo wstrzymuje się od płaczu.
– U nas będzie wtedy piąta rano? – spytała. Bał się tego pytania, ale musiał jej odpowiedzieć.
– Tak jak obliczyłem, stanie to się na parę minut przed świtem – odpowiedział nerwowo przygryzając wargę.
– A więc, to był nasz ostatni dzień? – rzuciła, sam nie wiedział do kogo.
Milczał. Podszedł do niej i wziął głowę w dłonie. Palce delikatnie przesuwały się po włosach. Przytuliła się mocno; za mocno. Uniósł jej głowę. Łzy ściekały po policzkach i ginęły gdzieś w załamaniu brody.
– Nie płacz maleńka – powiedział cicho – przecież my tego nie zrobimy. Umówiliśmy się. Prawda?
Skinęła głową i próbowała się uśmiechnąć. Schylił się i musnął jej policzek, a potem pocałował.
– Poczekaj, coś ci pokażę – powiedział, idąc w kierunku regału z książkami.
Chwilę szukał, a potem wyciągnął grube tomisko. Opierając je na kolanie, uśmiechnął się porozumiewawczo. Już nie płakała. W końcu najwidoczniej znalazł to co chciał, gdyż założył miejsce palcem i usiadł obok. Patrzyła z wyczekiwaniem.
– Wyobraź sobie, że to co nas spotyka, już kiedyś się zdarzyło – zaczął tonem, jakim opowiada się bajki. – Znalazłem taki fragment w „Dialogach" Platona. Posłuchaj, i sama oceń.
Skandując, zaczął czytać: … Pisma nasze mówią, jak wielką niegdyś państwo wasze złamało potęgę… Szła z zewnątrz, z Morza Atlantyckiego. Wtedy to morze tam było dostępne dla okrętów. Bo miało wyspę przed wejściem, które wy nazywacie Slupami Heraklesa… Ci, którzy wtedy podróżowali, mieli z niej przejście do innych wysp. A z wysp była droga do calego lądu, leżącego naprzeciw, który ogranicza tamto prawdziwe morze… Otóż na tej wyspie, na Atlantydzie,
wstało wielkie i podziwu godne mocarstwo pod rządami królów, władające nad całą wyspą i częściami lądu stałego… później przyszły straszne trzęsienia ziemi i potopy i nadszedł jeden dzień i jedno noc okropna… wyspa Atlantyda tak samo zanurzyła się pod powierzchnią morza i zniknęła… – skończył.
– Więc jednak to nie wygubiło całej ludzkości? – spytała szeptem.