Nostalgia za Sluag Side
Nostalgia za Sluag Side читать книгу онлайн
– Dok?d – warkn?? kierowca.
Wzrok Ashcrofta znowu zatrzyma? si? na dymi?cych kratach.
– Sluag Side – rzuci? odruchowo.
– A gdzie to do cholery jest?!
Ashcroft spojrza? w zaczerwienione oczy taks?wkarza. Potem roze?mia? si? cicho.
– Nie wiem. Naprawd? nie wiem.
Pewien znajomy pisarz przyzna? mi si?, ?e okropnie wstydzi si? swoich ksi??ek sprzed pi?tnastu lat. Wiele by da?, aby nigdy si? nie ukaza?y i do dzisiaj ?a?uje, i? ich orygina?y nie pozosta?y na zawsze w szufladzie jego biurka. Czy autorzy Nostalgii… my?l? podobnie? Szczerze m?wi?c – nie wiem.
Niewielkie miasteczko na po?udniu Stan?w nawiedza fala brutalnych morderstw. Ten, kto spodziewa si? w tym r?ki niewidzialnego i nies?ychanie przebieg?ego mordercy, srodze si? zawiedzie. Przyczyny ca?ego zamieszania usatysfakcjonowa?yby nawet najbardziej ortodoksyjnych zwolennik?w serialu z literk? iks w tytule. Nie chc?c zdradza? zbyt wiele, powiem tylko, ?e korzenie intrygi si?gaj? staro?ytnych legend perskich. W ca?? spraw? uwik?ane s? rz?d i wojsko, a wszystko odbywa si? w atmosferze tocz?cej si? kampanii wyborczej. Wielki spisek zatacza coraz szersze kr?gi, gra toczy si? o nadspodziewanie wielk? stawk?. Ca?o?ci dope?nia pr?ba przej?cia kontroli nad narodem za pomoc? modyfikuj?cych geny tabletek.
Uwaga, to jeszcze nie koniec! Wielbiciele r?wnie wiekowego jak powie?? systemu RPG Dungeons Dragons – to lektura dla was. Tytu?owe Sluag Side to ogromne podmiejskie kana?y. Przemykaj?ce w mroku sylwetki, szepty i czaj?ca si? w powietrzu tajemnica czyni? z nich miejsce nie mniej ciekawe od niejednej smoczej jaskini. Dodatkow? atrakcj? jest pewna, notabene nieszkodliwa, sekta podstarza?ych satanist?w.
Ca?o?ci obrazu dope?niaj? pi?kne, aczkolwiek niebezpieczne, kobiety. Nie zabrak?o szybkich samochod?w, a ciekawostk? jest po?cig… helikopterowy. Detaliczne wr?cz opisy broni, b?d?cej na wyposa?eniu armii ameryka?skiej, zadowol? prawdziwych koneser?w.
Ksi??ka, mimo swoich niewielkich rozmiar?w, przyt?acza ilo?ci? w?tk?w. Coraz to nowe sekrety i smaczki atakuj? z cz?stotliwo?ci? ckm-u. Wartka akcja mo?e sprawi?, ?e, osoba bez zaci?cia detektywistycznego zginie w otch?ani fabu?y. G??wni bohaterowie sprawiaj? ca?kiem niez?e wra?enie. Para detektyw?w – Ashcroft i Layne – mimowolnie kojarz? si? ze s?ynn? dw?jk? z Baker Street. Kapitanowi nie mo?na zarzuci? braku wyrazisto?ci. Jego specyficzny styl bycia i poczucie humoru mog? si? podoba?. Layne za?, niczym filmowy Shrek, jak cebula ujawnia swoje nowe talenty, by w finale odkry? sw? najwi?ksz? tajemnic?.
Podsumowuj?c, Nostalgi? za Sluag Side traktowa?bym bardziej jako ciekawostk? ni? lektur? obowi?zkow?. Ze wzgl?du na swoj? nik?? dost?pno?? mo?e by? dla fan?w tw?rczo?ci Andrzeja Ziemia?skiego ciekawym elementem domowej biblioteki. Reszta narodu powinna j? sobie z czystym sumieniem podarowa?.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
Sierżant był szybszy i pierwszy zajął miejsce za kierownicą.
Na miejscu Ashcroft zeskoczył ze stopnia i ruszył biegiem, ale zaraz zatrzymał się na widok Brodowskiego, gramolącego się ze zbiornika przeciwpożarowego.
– Gońmy ich! – krzyczał pilot otrzepując wodę. – Mają tych dwóch waszych.
– Ciężarówką czy pieszo? – mruknął Layne. – Wszystkie śmigłowce są załatwione.
– Szybciej! – Brodowski wskoczył do szoferki. – Zanim mnie wypchnęli, zdołałem odbezpieczyć spusty awaryjnego zrzutu paliwa. Starczy byle wstrząs…
Ashcroft w biegu wskoczył z powrotem na stopień.
– Nie pociągną daleko z zatartym silnikiem – wydyszał Brodowski wyrywając Layne’owi broń. – Szybciej!
Sierżant przyciskał pedał gazu do oporu, ale z najwyższym trudem udało im się dotrzeć na szczyt wzgórza. Helikopter rzeczywiście dogorywał w powietrzu buchając coraz gęstszym dymem.
– Szybciej! Szybciej! – Brodowski wychylił się przez boczne okno prawie spychając stojącego na zewnątrz Ashcrofta na ziemię.
Silnik ciężarówki zawył dobywając resztek sił i gnając teraz w dół zboczem wysunęli się trochę naprzód. Brodowski strzelił w górę nawet niespecjalnie celując. Pilot śmigłowca musiał to jednak zauważyć, bo maszyną targnęło i ujrzeli spadające na ziemię dwie strugi paliwa.
– Mamy ich!
Silniki śmigłowca zamilkły nagle, ustępując miejsca przeciągłemu świstowi łopat. Maszyna zatoczyła się i pod ostrym kątem pomknęła w dół. Zetknięcie z ziemią nastąpiło kilkanaście metrów przed ciężarówką, tak, że jedno z urwanych kół uderzyło w przednią szybę, zasypując całą szoferkę potłuczonym szkłem. Śmigłowiec, ryjąc w ziemi głęboką bruzdę, sunął w dół po coraz bardziej stromym zboczu.
– Zbliż się do niego! – krzyknął Ashcroft. – Szybciej! U podnóża jest linia wysokiego napięcia!
Ciężarówka podskakując na wybojach zbliżyła się do pędzącego wraka. Ashcroft wykorzystując skrawek równiejszego terenu skoczył w otwór po wyrwanych drzwiach. Wewnątrz zdemolowanej kabiny trwała zacięta walka na pięści i nogi. Ashcroft nie mogąc się połapać w plątaninie ciał wymierzył na oślep kilka kopniaków, a potem, kiedy na moment mignęła mu twarz Slaytona, wypchnął go na zewnątrz.
– Kelly!! – wrzasnął.
– Jestem! – rozległ się zduszony głos.
– Skacz! – Widząc, jak jasna sylwetka wyślizguje się przez okno, Ashcroft targnął się w tył i z jękiem bólu wylądował na jakimś kamieniu.
Podniósł się jednak szybko i zdołał jeszcze zobaczyć, jak pogięta kabina ścina jeden ze słupów trakcji elektrycznej. Odwrócił głowę nie chcąc widzieć stalowych lin opadających na maszynę.
– Popatrz, jak łatwo stracić milion dolarów… – rozległ się czyjś głos.
– .Co?
– Tyle kosztuje śmigłowiec. Mam nadzieję, że był ubezpieczony…
Ashcroft otworzył oczy. Na górze Kelly biegł do stojącej już ciężarówki. Slayton stał kilkanaście kroków dalej patrząc na Ashcrofta.
– Nigdy panu tego nie zapomnę! – powiedział po chwili z groźbą w głosie.
– No… rzeczywiście trochę nie wyszło z tym porwaniem…
– Nic mnie nie obchodzi żadne porwanie! – krzyknął Slayton. – Nigdy ci nie zapomnę tego, żeś mnie przed chwilą potwornie skopał. Dzięki tobie przez tydzień nie będę mógł usiąść.
Ashcroft siedział z nogą na nodze i rytmicznie stukał czubkiem buta o blat stołu. Wiedział, że denerwuje to Dennisa, tak jak tamten wiedział, że Ashcrofta irytuje dym z papierosa. Otwierał właśnie nową paczkę.
– Zgadza się – dłonie Ashcrofta klapnęły okładkami teczki. – Tak to z grubsza wyglądało.
Dennis przechylił się przez biurko i odwracając strony postukał palcem.
– Trzeba złożyć podpis.
Ashcroft zrobił nieczytelny gryzmoł.
– Dzięki Bogu, że chociaż tym razem brukowce darowały sobie „Wampira” Ashcrofta.
Twarz Dennisa ozdobił najserdeczniejszy uśmiech, na jaki było go stać.
– Akcja, w której ginie trzech naszych pracowników i cały sprzęt, nie przysparza chwały… Postaraliśmy się o maksimum dyskrecji.
Ashcroft uchylił się przed kolejnym kłębem dymu.
– Czytałem nagłówki: „Policja ratuje lekarzy z rąk porywaczy” – zerknął w stronę zamkniętego na głucho okna. – A więc odbierasz mi sprawę?
Dennis pokręcił głową.
– Tu nie ma żadnej sprawy – położył papierosa na krawędzi popielniczki. – Zabójstwa dawno się skończyły i, jak wielekroć powtarzałem, były jedynie zbiegiem okoliczności. A że połączyłeś to ze sprawą Havoca…
Pochylił się gwałtownie, widząc, że Ashcroft chce coś powiedzieć.
– Ten człowiek faktycznie uciekł w niejasnych okolicznościach ze szpitala, śmierć pielęgniarza także wymaga wyjaśnień, ale żeby wciągać takie siły…? – głęboko zaciągnął się dymem. – Wiesz, ile musimy płacić za helikoptery… a jeszcze uzasadnienie.
Ashcroft przestał oglądać plamy na suficie.
– Oni mieli broń.
Głos Dennisa skoczył o oktawę wyżej:
– Nie mieszajmy w to Gwardii, zresztą… – rozpogodził twarz. – W tym prowokowanym porwaniu wiele było niejasności.
Ashcroft wrócił wzrokiem do sklepienia.
– Ceniłem twojego ojca i ciebie, niech tak zostanie. Sprawę George’a Havoca poprowadzi kto inny. Również wyjaśni się kwestię tych podziemi… Sluag Side – dodał.
Ashcroft zerknął na niego.
– Znasz tę nazwę?
– Ludzie z Sidh? To dosłowne tłumaczenie, a Sidh w mitologii Celtów było krainą zmarłych. Sluag Side oznacza po prostu ludzi z krainy umarłych.
– Aha… w związku z tym zbieżność słowa Side z jego angielskim znaczeniem jest przypadkowa.
– Tak, ale kanalarze o tym nie wiedzą – Dennis uśmiechnął się. – Skoro więc uniknąłeś upiorów, możesz zająć się odbudową domu.
– Trudno odbudować coś, czego nie ma…
– Prawda… taka piękna willa. Ale przynajmniej dostałeś pełne odszkodowanie.
Ashcroft opuścił nogę i spojrzał w zapadniętą twarz Dennisa.
– Nie dałeś Marty’emu naszych akt personalnych…
Miny mogłaby teraz pozazdrościć Dennisowi każda dewotka.
– Mój drogi… one są ściśle tajne.
Krzywiąc się kwaśno Ashcroft wstał z fotela.
– Rozumiem – zrobił krok do tyłu, czym uniemożliwił Dennisowi wyciągnięcie ręki. – W takim razie dla mnie wszystko jest jasne… Idę odbudowywać dom…
– Naturalnie – Dennis tkwił za biurkiem jak posąg pobłażliwości.
Mijając stojącą przy drzwiach szafę biblioteczki, Ashcroft wyszedł na korytarz i dopiero kiedy zamknął drzwi, stanął. Zrozumiał, co dojrzał w ostatnim momencie. Odbijająca się na tle książek twarz Dennisa była wykrzywiona w cynicznym uśmiechu.
Ashcroft nie odejmując rąk od kierownicy spoglądał na sunącą w poprzek jezdni grupę dzieciaków. Machały do niego chorągiewkami, coś pokrzykując.
– Havoc potwierdził moje przypuszczenia – stwierdził Layne zsuwając gazetę na kolana. – Był w Centrum czynnik X powodujący szał u jego ludzi.
Szyba obok Ashcrofta zjechała w dół, a on sam wypluł żuty kawałek gumy.
– Był… – mruknął. – Piszą, że zawalił się cały główny budynek.
Zwinięta w kulkę gazeta wyleciała przez drugie okno, Layne’owi udało się trafić do ulicznego kosza. Ashcroft mrugnął do wychowawczyni zamykającej kolumnę dzieci i ruszył.
– Pamiętasz… co ten kanalarz mówił o odblokowanym przejściu?
Layne przytaknął.
– Dziwił się, że biegnie poza miasto… wiemy teraz, gdzie. Pod Centrum – westchnął zniżając się w fotelu. – Nie uważasz, że niebo jest za czyste?
– Bywa takie – Ashcroft wzruszył ramionami, wskazując przed siebie. – Ciekawi mnie bardziej, jak tam wejdziemy.
Już z tej odległości zauważało się okaleczenie, jakiemu uległo laboratorium. Część kopuły zapadła się, a stojący obok budynek pokrywały smugi kopcia.
– Wzmocnili patrole – szepnął Layne wodząc oczami wzdłuż płotu.
Można było dostrzec co najmniej pięć dwójek strażników obchodzących teren. Jakiś nieuchwytny wyraz na twarzach świadczył, że wydano im dzisiaj ostrą amunicję.
