-->

Czerwone dywany, Odmierzony krok

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Czerwone dywany, Odmierzony krok, Земкевич Рафал A.-- . Жанр: Научная фантастика. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Czerwone dywany, Odmierzony krok
Название: Czerwone dywany, Odmierzony krok
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 170
Читать онлайн

Czerwone dywany, Odmierzony krok читать книгу онлайн

Czerwone dywany, Odmierzony krok - читать бесплатно онлайн , автор Земкевич Рафал A.

Ksi??ka jest swoistego rodzaju wizj? przysz?ej Europy i Polski, jest to spojrzenie apokaliptyczne, gdy? rzeczywisto??, kt?ra nadejdzie, b?dzie zmierzchem ?wiata. Ju? teraz rozpadaj? si? banki, bankrutuj? rz?dy, narastaj? konflikty etniczne, religijne i spo?eczne. O tym wszystkim jest mowa w tej ksi??ce.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 33 34 35 36 37 38 39 40 41 ... 46 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

– Hę?

– Wiem. Niech mi pan też trochę da. – Nie czekając na pozwolenie wyjęła mu butelkę z ręki i pociągnęła z niej łyk. Oczywiście zakrztusiła się i rozkaszlała. Po podbródku pociekł jej lśniący w odblasku dalekich świateł strumyczek.

– Nie zdążyłem uprzedzić, że to nie jest wino.

– Nie szkodzi – pokręciła głową i na dowód, że potrafi, upiła jeszcze trochę. Teraz już bardziej fachowo, na wdechu.

Odetchnęła głęboko, ścierając łzy z kącików oczu.

– Dobrze, wszystko prawda. Cyrk. Nie jestem taka głupia, żeby o tym nie wiedzieć. Ale trudno, nie mam lepszego pomysłu, żeby zgromadzić pieniądze dla Fundacji. Każdy taki transport to paręset tysięcy. Każda operacja to miliony. Skąd to brać, jeśli nie od jakiejś bandy, która koniecznie chce rozreklamować swój preparat do odchudzania albo na porost włosów?

– A musi pani?

Popatrzyła na niego smutno, przejmująco.

– Tak. Muszę.

– Niech pani zrozumie, to przecież nie ma żadnego sensu. Przywiezie pani paręnaście kontenerów żywności czy leków, i co? Oddaje to pani jakiejś fundacji charytatywnej, a każda z tych fundacji to przykrywka mafii. Tyle z tych pani darów pożytku, że jakiś bandzior kupi sobie za nie wielką limuzynę i paru mołodców, którzy wyprują flaki innemu bandziorowi.

– Wiem, tak się zdarza. Ale staramy się sprawdzać ich wiarygodność.

– Niech pani nie będzie naiwna. Zawsze musicie polegać na kimś stąd, a ten ktoś tutaj zawsze będzie albo kupiony, albo zastraszony.

Westchnęła.

– Ja o tym wszystkim wiem. Ale ktoś ludziom musi pomagać.

Pokręcił głową.

– Pani im nie pomaga. Im nikt nie pomoże, nie ma na to sposobu. Pani jest potrzebna swoim, tam, na Zachodzie. Sprzedaje im pani coś, czego potrzebują. Taki jest świat: wszyscy tylko coś sprzedają. Swój czas, pracę, umiejętności. Ja sprzedaję ochronę transportów. Diewoczki seks. Moi chłopcy: mięśnie i refleks…

– A ja?

– A pani sprzedaje spokój sumienia. Bardzo tanio. Jakiś symboliczny grosik na pani fundację, moralne wsparcie, parę minut przed ekranem i już człowiek czuje się szlachetny i dobry.

Pociągnęła bez słowa jeszcze jeden łyk.

– Wie pani, pani doktor? Może to i prawda, że tu u nas są straszni ludzie. Okrutni, chciwi, bezwzględni, prymitywni, że Hospody pomiłuj. No, jak to ludzie. Ale to przynajmniej w ogóle jeszcze są ludzie! A u was? Jakieś ludzkie grzyby. Polipy. Taki… Taki blob przez cały dzień kręci się jak szczur w kołowrotku, żeby nabić sobie kartę magnetyczną, a wieczorem rozwala się przed ekranem, tka tę kartę w szczelinę i płaci ludziom za to, żeby za niego żyli, bo on sam już nie ma ani czasu, ani pojęcia bladego jak. Płaci politykowi, żeby nim rządził. Płaci aktorowi, żeby mu dostarczał przygód i emocji, bezpiecznych, przeżutych i przetrawionych. Nauczył się, że na wszystko można kupić pigułkę, która sprawę bezboleśnie załatwi. Pigułka, żeby schudnąć, pigułka, żeby urosły mięśnie, pigułka, żeby się pozbyć dziecka… A pani jest pigułką na dokonanie szlachetnego uczynku. Dlatego została pani gwiazdą.

– A pan został… – szukała odpowiedniego słowa.

– Facetem, który za pieniądze służy gangsterom. Ostatnio niejakiemu Stawyszynowi. Tak, może pani to powiedzieć na głos.

– Zastanawiałam się, dlaczego. W końcu nie jest pan tuzinkowym człowiekiem. Studiował pan, zna języki… Nie musiał pan tutaj wracać. Teraz chyba rozumiem.

Nie odpowiedział. Ona także milczała. A potem roześmiała się gorzko.

– A ona w ogóle nie nazywa się Olga – oznajmiła nagle.

– To znaczy…?

– Dziewczynka. Śpiąca Królewna, jak ją nazwaliście. Ona ma na imię Ina. Ale w Pontoise powiedzieli: Co to za imię, Ina? Po jakiemu to? Dziewczynka z Rosji musi mieć na imię Olga, inaczej widzowie będą mieli dyskomfort. No, to zrobiliśmy z niej Olgę.

– Pontoise? Co to jest Pontoise?

– Do diabła z Pontoise! Jak to, nie wie pan? Główna siedziba Digital Coded Interactive Six. Naszej sponsorującej sieci telewizyjnej. Główna rada programowa, ośrodek badania widowni, public relations, redakcje programujące i całe to… Myśli pan, że ja tak sobie staję przed kamerą i mówię, co mi przyjdzie do głowy? Te bzdury, jak pan je raczył określić, układa cały sztab ludzi. I układa je tak, żeby wyśrubować oglądalność do maksimum. A ja wiem – jej głos posmutniał nagle – że wyśrubowana oglądalność to maksimum wpływów do kasy fundacji. Niech pan zrozumie, przecież ja nie chcę nic dla siebie. Niech pan mnie zrozumie – powtórzyła prawie błagalnie.

– Jakie to ma znaczenie, czy ja rozumiem – mruknął, przyglądając się gwiazdom.

– Dla mnie ma.

– A co… – nie wiedział, jak o to zapytać. – Co będzie z dziewczynką? Z Iną?

– Co będzie? To, że będzie żyła. Ja wiem, zaraz pan powie, że to nic, uratować jedno jedyne dziecko, kiedy tylu innych uratować nie sposób. Ale to będzie przynajmniej jedno uratowane dziecko. To mnie usprawiedliwi. Prawda? Niech pan powie, czy to mnie usprawiedliwi?

Przesiadła się i pochyliła w jego stronę. Na skrętach jej ciemnych, gęstych włosów lśnił poblask.

– Tak. To usprawiedliwia – powiedział, chociaż wcale tak nie myślał.

– No i to jest dla mnie najważniejsze – oznajmiła, wyjmując mu z ręki butelkę.

Przez długą chwilę siedzieli w milczeniu. Oświetlony parking u ich stóp powoli szykował się już do snu. Gwar, który dobiegał stamtąd, gdy Perhat otwierał butelkę, zmienił się w szum, cichnący momentami niemal zupełnie.

– A ty, Perhat? – zapytała wreszcie.

– Co ja?

– Co jest najważniejsze dla ciebie?

Zastanawiał się długą chwilę, czując na sobie jej uważny wzrok i nie mogąc się zdobyć na odwagę, aby odwzajemnić to spojrzenie. Aż wreszcie, patrząc ponad jej głową, na niebo, wyrecytował cicho, powoli:

Pytasz mnie, co w mym życiu z wszystkich rzeczą główną,

Powiem Ci: śmierć i miłość – obydwie zarówno

Jednej oczu się czarnych, drugiej – modrych boję.

Te dwie są me miłości i dwie śmierci moje.

Przez niebo rozgwieżdżone, wpośród nocy czarnej,

To one pędzą wicher międzyplanetarny

Ten wicher, co dal w ziemię, aż ludzkość wydala,

Na wieczny smutek duszy, krótką rozkosz ciała…

–  Wieczny smutek duszy – powtórzyła w zamyśleniu. A potem potrząsnęła głową i dodała: – Nieprawda. To nie o tobie, Perhat. Ty się przecież nie boisz śmierci.

– Masz rację. Nie boję się. Co komu pisane i kiedy.

– Ale to drugie… – zaczęła łagodnym, ciepłym głosem. Zdziwiło go, że tętno zaczyna rozsadzać mu skronie, jakby serce miało zamiar wyskoczyć z piersi.

– Miłość?

Tak, miłość. Rzeczywiście, jej się boisz, Perhat. -Ujęła delikatnie jego dłoń. – Pragniesz mnie, przecież to widzę. Ale niczego nie powiedziałeś. Przyznaję, myślałam najpierw, że to tak, jak z innymi. Dzisiaj mężczyźni już dawno zapomnieli, co to jest sztuka zdobywania kobiety. Naoglądają się od małego pornosów i to z nich robi impotentów, potrafią tylko czekać, aż dziewczyna sama z siebie klęknie im przed rozporkiem. Ale z tobą jest inaczej. Myślę, że ty się boisz mnie pragnąć. Boisz się sam przed sobą do tego przyznać.

Mówiąc to pieściła jego dłoń, coraz bardziej zdecydowanie, coraz śmielej. Nie reagował, szarpiąc się między bolesnym pragnieniem, a świadomością, że to tylko skutek jej nieprzyzwyczajenia do mocniejszego alkoholu.

– Boję się zostać twoim atawizmem – odparł. – Silnym, kudłatym gorylem w kolekcji pamiątek z egzotycznej podróży.

Znieruchomiała na moment.

– Nie podsłuchiwałem. Po prostu przechodziłem wtedy obok. Wiesz, jestem odpowiedzialny za konwój. Wypada mi wieczorem przynajmniej przejść się wokół parkingu.

– To naprawdę nie jest tak – pokręciła głową. – On po prostu chciał mnie dotknąć. Przyznaję, kiedyś trochę mi zawrócił w głowie, ale to było dawno i nieprawda, a on do dziś wyobraża sobie nie wiadomo co. Gdyby nie był wyznaczony przez Pontoise na reżysera transmisji, w ogóle bym z nim nie rozmawiała.

– W porządku. Wierzę.

– Och, nie masz pojęcia, jaki to straszny dupek – aż parsknęła ze złości i zabrzmiało to tak, że dopiero teraz Perhat naprawdę uwierzył. – O, to jest ten właśnie grzyb, jak mówiłeś. Implantowane włosy, żeby pokryć łysinkę. Mięśnie nastrzykane silikonem, żeby nie wisiały. Dwa liftingi. Co trzy tygodnie naświetlanie, co pół roku liposukcja. Naprawdę się przejmujesz tym, co taki facet ma o tobie do powiedzenia?

– Cholera, nie – wyciągnął rękę i musnął palcami jej policzek. Raz, drugi i znowu. Najdelikatniej, najczulej, jak potrafił.

– Ja też cię pragnę – szepnęła, głosem tak drżącym i głębokim, że nie przypominał sobie, czy kiedykolwiek w życiu jakaś kobieta mówiła do niego w ten sposób.

Wyciągnął rękę, żeby objąć ją i przygarnąć do siebie, ale Jacqueline wstała.

– Zmarzłam już – rzuciła. – Chodź.

Ruszyli ścieżką w dół.

Zbliżali się już do samochodów, kiedy do uszu Perhata dobiegł nagle od strony wzgórza przeciągły, stłumiony krzyk, właściwie charkot. Zatrzymał się machinalnie. Wydawało mu się? Nasłuchiwał przez chwilę czujnie.

Nie, musiało mu się zdawać. Nie działo się nic specjalnego. Jacqueline najwyraźniej nie słyszała niczego, szła szybkim krokiem w stronę swojego wozu.

Przyspieszył kroku, aby ją dopędzić. Przez chwilę jeszcze kołatała mu po głowie niejasna myśl, że powinien to sprawdzić, ale szybko odsunął ją od siebie. Kierowca, pilnujący parkingu poznał ich z daleka, Perhat skinął mu tylko głową, kiedy przechodzili pomiędzy zestawionymi ciasno wozami w stronę furgonetki pani doktor.

Miał dziwne wrażenie, jakby to się działo zupełnie poza nim. Jakby to nie on wszedł z Jacqueline do jej kabiny, jakby to ktoś obcy, ktoś, w czyim ciele znalazł się chwilowo i zupełnie przypadkiem, wyłuskiwał jej wysportowane, opalone na brąz ciało z szorstkiej bawełny i z delikatnych koronek bielizny. Jakby to nie on wodził spragnionymi ustami po jej skórze, pokrywał pocałunkami stwardniałe z pożądania piersi, pieścił opuszkami palców kark.

Może to się stało zbyt nieoczekiwanie, gdy już na nic nie liczył. W każdym razie czuł się, jakby patrzył na samego siebie z daleka, na filmie, nie potrafiąc pojąć, co się dzieje. Oto miał w ramionach kobietę, o której marzył, od kiedy ją zobaczył po raz pierwszy. Kobietę, która na pewno nie kłamała, mówiąc, że go pragnie. Czuł, jak drży pod jego pieszczotami, jak jej oddech staje się coraz cięższy i gorętszy. Miał ją w ramionach, nagą, oddaną, czekającą zaspokojenia.

1 ... 33 34 35 36 37 38 39 40 41 ... 46 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название