Wybrakowka

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Wybrakowka, Diwow Oleg-- . Жанр: Научная фантастика. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Wybrakowka
Название: Wybrakowka
Автор: Diwow Oleg
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 355
Читать онлайн

Wybrakowka читать книгу онлайн

Wybrakowka - читать бесплатно онлайн , автор Diwow Oleg

Powie?? political fiction o Rosji rz?dzonej zn?w po stalinowsku, a nawet surowiej – "Wybrak?wka" Olega Diwowa

Nie mog?em si? powstrzyma? przed ukradzeniem tytu?u wywiadu z autorem tej powie?ci Olegiem Diwowem, kt?ry ukaza? si? w rosyjskim pi?mie "Ex Libris". Nic lepiej nie podsumowuje "Wybrak?wki". Rosyjski wydawca podkre?li? to ok?adk? przedstawiaj?c? w?a?nie typowy rosyjski idea? m?skiej elegancji – "parienia" w sk?rzanej kurtce i kabur? pistoletu oraz etui na przyci??kawy telefon kom?rkowy u pasa.

Polska ok?adka jest znacznie bardziej stonowana, co symbolicznie podkre?la k?opot z odbiorem tej powie?ci u nas. Napisana w 1999 r. "Wybrak?wka" opisuje Rosj? roku 2007, w kt?rej zapanowa?y rz?dy twardej r?ki. Problem przest?pczo?ci radykalnie rozwi?zano przez powo?anie wszechpot??nej Agencji Spo?ecznego Bezpiecze?stwa, kt?ra nie bawi?c si? w ?adne s?dy ani dochodzenia, po prostu systematycznie eliminuje wszystkie "wybrakowane osobniki", usuwaj?c je poza nawias spo?ecze?stwa (czyli tradycyjnie zsy?aj?c do ?agr?w).

Za "wybrakowanego" uznaje si? ka?dego obywatela wykazuj?cego najdrobniejsze odst?pstwa od norm spo?ecznych – od agresywnego kierowcy po zbocze?ca. Likwiduje to oczywi?cie przest?pczo?? w ca?o?ci – powie?? zaczyna si? od narzeka? milicjanta na patrolu skar??cego si? na nud?, z jak? wi??e si? teraz jego praca. Kosztem ubocznym s? jednak terror i nadu?ycia, kt?re w ko?cu prowadz? do za?amania tego systemu.

I tu w?a?nie jest problem – dla polskiego czytelnika taka puenta jest oczywista. Lepiej by dziesi?ciu winnych unikn??o kary, ni? by mia? ucierpie? jeden niewinny. W naszym ?wiecie przypadkowa ofiara po?cigu za przest?pcami sprawia, ?e sypi? si? oskar?enia i dymisje – w Rosji nawet masakry zak?adnik?w w Moskwie i Bies?anie budz? g?os aprobaty, ?e tak trzeba, ?e lepiej po?wi?ci? zak?adnik?w, ni? rozmawia? z terrorystami. To jest w?a?nie ?wiatopogl?d "prostego rosyjskiego macho", z kt?rego Oleg Diwow pokpiwa? w wywiadzie dla "Ex Librisu" i alegorycznie o?mieszy? go w swojej powie?ci.

Kiedy j? pisa?, epoka Putina dopiero si? zaczyna?a – trudno si? jednak oprze? wra?eniu, ?e Diwow trafnie przepowiedzia? jej ?wiatopogl?dowe podstawy. Czy r?wnie trafnie przepowie kryzys tego modelu na rok 2007? Pomarzy? mo?na, w ko?cu m?wimy o fantastyce.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 27 28 29 30 31 32 33 34 35 ... 78 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

– A kim jest Bobik? – Waluszek przypomniał sobie dyskusję w ruchomym sztabie Myszkina.

– Najemny zabójca, były agent operacyjny GRU. Podczas próby zatrzymania zastrzelił dwóch naszych, a trzeciego ranił. Zaraz potem menty go od nas przejęli, tak samo jak mojego przyjaciela Szackiego. Chcieli przez niego dotrzeć do tych, co mu robótki zlecali. Więc ten Bobik uciekł w drodze do aresztu śledczego – i to od razu do Ameryki prysnął. Tyle z tego dobrego, że już tu nie wróci.

– Dlaczego nie wróci?

– Dlatego, że na samym początku przekazał nam nazwiska wszystkich zleceniodawców. Puścił farbę aż miło. I ci zleceniodawcy czekają tu na niego jak szpaki na wiosnę. W razie czego będzie miał bardzo gorące powitanie. Rozumiesz? Tylko nie chlapnij gdzieś tego, bo to informacja zastrzeżona.

– Właściwie to niczego nie zrozumiałem – przyznał bezradnie Waluszek. – Jak puścił farbę, to po co był potrzebny tym z Pietrowki?

– Mówiłem przecież – chcieli dotrzeć do zleceniodawców.

– Ale… eee…

– ASB też ma swoje interesy na tym świecie – uśmiechnął się Gusiew. – I bywa, że one zupełnie nie pokrywają się z interesami MSW. Bobik pracował dla takich ludzi, których nie było sensu ruszać. Ich wybrakówka pociągnęłaby za sobą nowy podział władzy. A czego ludzie potrzebują? Spokoju i stabilizacji. No i my ten spokój im zabezpieczyliśmy. Porozmawiało się z tym i owym, i otrzymaliśmy solidne gwarancje, że wygłupy z zabójstwami na zamówienie już się nie powtórzą…

– A Bobika odesłano do Stanów – zakończył Waluszek.

– Właśnie tak.

– Co?!

– Właśnie tak, jak powiedziałeś.

– Niczego nie rozumiem – po raz kolejny przyznał Waluszek. – Słuchaj, Pe, a ty skąd to wszystko wiesz?

– Krasnoludek mi powiedział – odparł przyjaźnie Gusiew.

– I po co mi to opowiadasz?

– Bo w ogóle gaduła jestem. Wszyscy to wiedzą.

Waluszek obraził się i umilkł. Samochód jechał wzdłuż bulwarów. Za oknem Moskwa rozkoszowała się cichą letnią nocą, a liczba obejmujących się na ławeczkach parek zwiastowała bliską eksplozję demograficzną.

– Boże, jakże ja kocham to miasto – westchnął Gusiew. – Czasami, wiesz, aż mnie wściekłość ogarnia – czemu i za jakie grzechy nie udało mi się w nim pożyć do woli, co?

– Znaczy, jak? – burknął nachmurzony Waluszek.

– Stary już jestem – kolejne westchnienie. – Jak byłem młody, to kroku tu nie dało się zrobić, żeby na jakiegoś drania się nie natknąć. Właśnie wtedy, kiedy tak się człowiekowi chciało uśmiechać do wszystkich, kochać wszystkie dziewczyny i po prostu cieszyć się życiem… Teraz wszyscy wokół chodzą uśmiechnięci, ale mnie to już jakby niepotrzebne…

„Potrzebne, i to jeszcze jak – pomyślał Waluszek. Odwróciwszy się spróbował pomyśleć o czymś innym – za oknem rzeczywiście było pięknie, ale przed oczami wciąż miał ten przeklęty but. Na grubej skórzanej podeszwie z solidnym rantem. – Ciekawe, czy swoich poprzednich prowadzonych też Gusiew tak głupio tracił? Miał przecież swoją trójkę”.

– Posłuchaj, Pe – odezwał się ostrożnie. – Z góry przepraszam za to, że być może za daleko się posuwam… Co się stało z twoimi partnerami? No, z tymi, których miałeś przede mną…

Gusiew zagryzł wargi.

– Wybacz – Waluszek sam pojął, że za wcześnie jeszcze na zadawanie takich pytań. – Wybacz.

– Drobiazg – odpowiedział Gusiew. – Jakby powiedział mój przyjaciel Daniła: „Wyluzuj stary, bywa…” Wiesz, Loszka, chyba już mogę to wspominać bez bólu. Chociaż… Chociaż przecież to ja ich załatwiłem. Sam.

Umilkł, a Waluszek nie zdecydował się na zapytanie, co właściwie Gusiew miał na myśli.

Zanim grupa Daniłowa zaczęła zajmować się wyłącznie odstrzałem bezpańskich psów, wykonywała poważne i w pewnym sensie delikatne, drażliwe zadania. I jakoś tak wyszło, że Daniłow i jego towarzysze zajmowali w Centralnym mniej więcej tę samą pozycję, jaką w milicji ma obyczajówka. Pośród innych starych wyjadaczy Daniła wyróżniał się względnie giętką psychiką i czymś, co choćby z grubsza, ale przypominało porządne wychowanie i maniery. Nie to, żeby szczególne zadania zlecano mu umyślnie: z początku same jakby go znajdowały, a potem rzeczy się ustaliły. Jak wszystkie normalne zespoły grupa Daniłowa chodziła po wyznaczonych trasach, ale zadania specjalne przedzielano jej takie, do jakich nie można było posłać zbyt – powiedzmy – prostolinijnego Myszkina z jego automatem i zamiłowaniem do strzelania seriami. Daniłow dyskretnie likwidował potajemne domy schadzek, działające bez licencji kliniki aborcyjne, bez niepotrzebnej brutalności zgarniał z rozmaitych prywatnych mieszkań sztaby sekt religijnych, dokładnie rozpracowanymi i precyzyjnymi uderzeniami wyjmował z artystycznej bohemy zbytnio rozpuszczonych narkomanów i potrafił nawet brakować splamionych braniem łapówek czy współpracą z bandytami milicjantów, nie czyniąc sobie jednocześnie wrogów z pozostałej części mentowni.

A to, że brutalnie bił sutenerów i raz w napadzie złości zrobił jednemu szarlatanowi uzdrowicielowi lewatywę z wiadra mydlanej wody, według miar ASB było zupełnie w porządku.

Kompletne i całkowite zniknięcie z głównych ulic rozmaitych bomzów [11] i żebraków też było jego zasługą. Oczywiście, w tej nudnej, brudnej i niewdzięcznej robocie grupa Daniłowa pełniła tylko rolę wierzchołka góry lodowej. Każdego pojmanego przejmowała potem Służba Szczególnej Pomocy Medycznej i Ośrodek Rehabilitacyjny ASB – skomplikowane struktury powołane do tego, żeby określać, czy klient ostatecznie utracił wszystkie ludzkie cechy i do stwarzania tym, którzy naprawdę chcieli się wydostać z błota normalnych warunków startowych. Czynności te podejmowano oczywiście dopiero wtedy, kiedy klient wyraził zgodę na detoksykację, korektę psychiki i przynajmniej pięcioletni okres próbny życia na prowincji pod milicyjnym nadzorem. Dotyczyło to dorosłych – dzieciaków nikt nie pytał. Co prawda, bezdomna smarkateria z ochotą godziła się na życie w internatach. Od kiedy złodziejstwo stało się zajęciem bardzo niebezpiecznym, a dawania żebrakom pieniędzy zaczęto odmawiać jak kraj długi i szeroki, wyżycie na ulicy stało się bardzo trudne.

Ale jakkolwiek by się trudziły dla dobra społecznego wyspecjalizowane organizacje, łowy na ulicach przeprowadzał właśnie Daniłow.

I tego właśnie, dusznego wieczoru miał poprowadzić grupę na operację specjalną w okolicach północnego miejskiego wysypiska śmieci. Podczas ostatniej obławy u pijanego bomzy znalazł się jakiś samopał, którego właściciel strzelił z głupoty i przestrachu do Daniłowa. Dlatego starszy grupy poprosił, żeby dać mu wsparcie w postaci jakiejś trójki z bronią palną. Tak na wszelki wypadek.

Gusiew tymczasem czekał na swoich prowadzonych na stacji Kropotkinska. Mieli taki skromny zwyczaj – przejść się beztrosko spacerkiem przed robotą po bulwarze.

Po wyjściu z metra Kostik powiedział, że pójdzie kupić wodę mineralną – bardzo mu się chciało pić. Gusiew i Żeńka zapalili. I wtedy z metra wyszła kobieta w średnim wieku, zatrzymała się obok brakarzy i patrząc gdzieś pomiędzy nich, w stronę ogromnej cerkwi o białych ścianach, przeżegnała się z rozmachem.

– No popatrz tylko – Gusiew trącił Zeńkę łokciem. – Na nasz widok już się zaczynają żegnać.

– Dziwne, że się jeszcze nie modlą – podbił bębenka Żeńka.

Kobieta obrzuciła ich pełnym nagany spojrzeniem. Właściwie po to właśnie Gusiew ją zaczepił – chciał jej spojrzeć w oczy. Z jednej strony do religii odnosił się z szacunkiem, jako do systemu filozoficznego, ale jednocześnie nie lubił ludzi okazujących przesadną religijność. Było w nich coś takiego, czego nie rozumiał. Dobrowolne podporządkowanie się tajemniczej i niepoznawalnej sile wyższej wydawało mu się wyborem co najmniej dziwnym. Nie mógł pojąć, dlaczego dziesięciu przykazań nie można przestrzegać ze zwykłej przyzwoitości, bez ceremonialnego pogrążania się w świecie cerkiewnych psychotechnik, kiedy nieustannie poddają cię naciskowi zewnętrznemu – jeżeli nie ciągle powtarzanymi prawosławnymi mantrami, to samą architekturą świątyń. I nie pozwalają podjeść, jak należy.

1 ... 27 28 29 30 31 32 33 34 35 ... 78 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название