-->

Najlepsza zaloga slonecznego. Tom 1

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Najlepsza zaloga slonecznego. Tom 1, Diwow Oleg-- . Жанр: Научная фантастика. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Najlepsza zaloga slonecznego. Tom 1
Название: Najlepsza zaloga slonecznego. Tom 1
Автор: Diwow Oleg
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 126
Читать онлайн

Najlepsza zaloga slonecznego. Tom 1 читать книгу онлайн

Najlepsza zaloga slonecznego. Tom 1 - читать бесплатно онлайн , автор Diwow Oleg

Po now? ksi??k? Diwowa si?gn??em zupe?nie przypadkowo. Zasadniczo nie czytuj? science fiction. Nie ?ebym jako? strasznie nie przepada? za tym gatunkiem, ale wol? fantasy, a bior?c pod uwag? wysyp nowo?ci ksi??kowych ka?dego miesi?ca, zazwyczaj nie mog? narzeka? na wyb?r pozycji z tego gatunku. Sk?d zatem Najlepsza za?oga S?onecznego? Zainteresowa?a mnie ok?adk? odmienn? od tych, do kt?rych przyzwyczai?a nas Fabryka S??w. Uk?adaj?c w pracy now? dostaw? ksi??ek chcia?em pobie?nie rzuci? na ni? okiem – "c?? to takiego?" i wsi?k?em… Stoj?c w przeci?gu, w p??otwartych drzwiach na zaplecze, na jakie? p?? godziny. Bez ma?a si?? oderwa?em si? od lektury obiecuj?c samemu sobie, ?e wr?c? do niej po pracy. Poniewa? w?a?nie sko?czy?em czyta?, chcia?bym si? z Wami podzieli? swoimi odczuciami na jej temat.

Diwow opisuje ?wiat po III wojnie ?wiatowej i po globalnym konflikcie j?drowym rozpocz?tym w 2400 roku. Ludzie skolonizowali Wenus i Marsa. Zd??yli r?wnie? odby? dwie kampanie t?umi?ce rebelie wyzwole?cze na tych planetach. W Uk?adzie S?onecznym nasta? pok?j. Mniej wi?cej w tym momencie poznajemy za?og? flagowego okr?tu dow?dcy Grupy F, admira?a Olega Uspienskiego. Tak naprawd? styczno?? mamy jedynie z oficerami i zwierzchnikami poszczeg?lnych grup – mechanik?w, nawigator?w etc. co daje nam wizj? stylu ?ycia wojskowych astronaut?w. Ka?dy jeden statek zamienia si? w puszk? z kilkusetosobow? grup? niestabilnych psychicznie osobnik?w, kt?rzy z czasem nie chc? ju? schodzi? na powierzchni?. Statki s? ich ca?ym ?yciem, domem, ostoj?. Cz??? z nich posiada rodziny „na dole”, jednak kontakt z nimi zamienia si? w przelewanie ?o?du na ich konta. Gro?ba rozwi?zania floty galaktycznej i zwi?zane z tym przej?cie do cywila i powr?t do ?ycia na powierzchni szczeg?lnie dotyka w?a?nie tych ludzi. Jak b?d? sobie z tym radzi? i co z tego wyniknie? O tym w?a?nie przeczytacie w pierwszym tomie Najlepszej za?ogi S?onecznego.

Co zatem sprawia, ?e ksi??ka tak przyci?ga? Humor, zar?wno s?owny jak i sytuacyjny. Czasem prosty, dosadny – ?o?nierski, jak namalowany nieusuwaln? farb? na dnie basenu statku flagowego ponad dwumetrowy "fallus", a czasem ?art ukryty mi?dzy wierszami. Wszystko to okraszone ca?? gam? odwo?a? do popularnych dzie? z gatunku science fiction. Statki floty nosz? dumnie imiona dzielnych bohater?w r??nych galaktyk. Od Ripley pocz?wszy, przez Pirxa, a? po admiralskiego "cruisera" Paula Atryd? zwanego pieszczotliwie Muad’Dibem. Czytaj?c Najlepsz? za?og? S?onecznego czu? specyfik? s?owia?skiego pochodzenia autora. Jak w polskich filmach g??wnego nurtu – na porz?dku dziennym jest w?dka, nagie kobiety i dosadny j?zyk. Stosunki mi?dzy za?ogantami m?g?bym por?wna? do tych, kt?re w armii zaprezentowa? nam w swojej Achai Andrzej Ziemia?ski. Klimat na statku momentami ?ywcem przypomina klasyczny angielski serial Czerwony Karze?, a to wszystko sk?ada si? na ksi??k? przywodz?c? na my?l hellerowski Paragraf 22. Du?o akcji, zaskakuj?ce zwroty fabu?y, intryga rysuj?ca si? w tle i charakterystyczni bohaterowie sprawiaj?, ?e ani na moment nie chcemy oderwa? si? od lektury.

Warto doda? r?wnie? kilka s??w na temat t?umaczenia. Eugeniusz D?bski jest doskonale znany polskim mi?o?nikom fantastyki zar?wno ze swoich tekst?w jak i t?umacze? rosyjskich autor?w. Por?wnywa? do orygina?u nie mam mo?liwo?ci, jednak przek?ad czyta?o mi si? bardzo dobrze. Nie odczu?em zgrzyt?w, kt?re potrafi? wyj?? w zbyt dos?ownych t?umaczeniach, a nieliczne pozostawione w oryginalnym brzmieniu s?owa tylko dodawa?y wiarygodno?ci zar?wno bohaterom pochodzenia rosyjskiego jak i j?zykowi floty.

Najwi?ksz? wad? ksi??ki jest jej d?ugo??. Tom pierwszy ma zaledwie 195 stron plus s?ownik, w kt?rym wyt?umaczone s? mi?dzy innymi nawi?zania literackie i wyja?nione niekt?re poj?cia wa?ne dla ?wiata przedstawionego. Czy zatem nie mo?na by?o wyda? obu tom?w w jednej ksi??ce? Mam nadziej?, ?e nie jest to eskalacja procederu dzielenia polskich wyda? na "podtomy" (w czym przoduje Zysk z martinowsk? Pie?ni? Lodu i Ognia) i ?e w tym wypadku podzia? narzucony zosta? przez oryginalne wydanie. Pozostaje mi zatem czeka? na ci?g dalszy przyg?d Najlepszej za?ogi S?onecznego. Na szcz??cie drugi tom ma si? pojawi? ju? w tym miesi?cu.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 24 25 26 27 28 29 30 31 32 ... 35 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

Nie pomylił się. Zauważono go, wyłowiono, obudzono.

Zachwycona wyczynem porucznika ojczyzna ogrzała go, nakarmiła, przepytała, wręczyła medal i zainteresowała się nawet, czego bohater sobie życzy. Meyer na początek zażądał operacji plastycznej, potem skierowania na kurs zmiany kwalifikacji. Ojczyzna nie odmówiła. W zamian zażądała tylko, by o „Skywalkerze” i swoim dryfie nigdy i nikomu ani mru-mru. Oraz odbyła z porucznikiem treściwą rozmowę w biurze armijnego kontrwywiadu. Później został wypuszczony, żeby dalej sobie wojował.

Otrzymał twarz nie gorszą od tej, którą miał poprzednio. Tylko żeby już nigdy nie brać udziału w patrolach, zmienił specjalność z nawigatora na sztabowego analityka. Bardzo szybko dołączył do sztabu Essexa, a następnie został jego adiutantem. Ożenił się (zuch!), wystrugał kupę zdrowych, normalnych dzieci (niektórzy to mają szczęście!) i ogólnie sprawiał wrażenie optymisty. Pytany, na czym latał, albo kłamał, albo wykpiwał się żartem.

Co zaś do „Skywalkera”, to ten po kilku latach zaczął sypać się na Marsa. Tak nienachalnie, jakby częściami zapasowymi. Udała się więc tam kompetentna i wykwalifikowana komisja, z porucznikiem Wernerem w składzie. Badanie nie przyniosło żadnych sensowych wyników. Udało się tylko wyjaśnić, że battleship został rozdarty na strzępy przez niesamowicie silną eksplozję. Odłamki ciągle jeszcze promieniowały, dlatego komisja, kiwając głowami, uznała, że statek został rozkawałkowany przez reaktor. Oczywiście nijak się to nie wiązało z zagadkowymi manewrami ani z babachem! w części dziobowej. Ale komisja jak to komisja – musiała produkować takie ekspertyzy, które przełożeni będą uprzejmi łyknąć.

Aha, Werner znalazł wtopiony w poszycie napierśnik speckostiumu. Od wewnętrznej strony miał wyraźne ślady krwi, a od zewnętrznej tabliczkę por. I. Meyer. Przyszły master-technik na „Skoczku” nie bez trudu przypomniał sobie kolegę z roku. Wzruszył ramionami, o znalezisku zameldował zgodnie z regulaminem i więcej się nad tym przypadkiem nie zastanawiał. I tak niemal połowa jego roku zginęła na „Skywalkerze”. A potem Andrew został nieoczekiwanie przeniesiony na dół, by wpaść w odmęty takich osobistych problemów, że niemal sam się rozsmarował na ścianie.

Tak więc Werner, widząc na pokładzie „Skoczka” kolegę z roku, kolegę żywego i nieuszkodzonego, na dodatek w mundurze adiutanta, nie był zdziwiony tylko dlatego, że go nie poznał. Ale Meyer sam mu o sobie przypomniał.

W tym momencie Andrew poczuł się źle, gorzej i do dupy.

Może dlatego nie pocałował Ive w tej nabitej ludźmi bibliotece.

A chciał.

* * *

Linda zatrzymała się obok swojego gabinetu.

– Idź – powiedziała do Issiaha, skacząc za drzwi – dogonię cię. Muszę nałożyć buty.

Adiutant skinął głową i ruszył korytarzem. Ale nagle otworzyła się śluza i na teren pokładu mieszkalnego zaczęła wchodzić cała delegacja.

Na czele kolumny maszerował mały zestaw ochrony kontradmirała Tyłka w liczbie sześciu potężnych łebasów z bronią automatyczną. Za nimi podążał sam Essex, tłumacząc coś półszeptem Raszynowi, rozzłoszczonemu i nastroszonemu. Pochód zamykał master-technik porucznik Werner. Z boków podpierali go dwaj ochroniarze Raszyna. Mieli miny ekstremalnie wojownicze i Issiah przez chwilę sądził, że właśnie dokonali aresztowania jego kolegi. Ale nagle Raszyn podniósł głowę, zobaczył Meyera i powiedział: Aha.

Issiah strzelił obcasami, jednak goryle już profesjonalnie chwycili go za frak, obrócili twarzą do ściany i przeskanowali od stóp do głów zręcznymi dłońmi.

– O co wam chodzi?! – obruszył się adiutant.

– Milczeć, kapitanie! – ryknął Essex, więc Meyer rozsądnie zamilkł.

W jego kieszeniach znaleziono kilka plastykowych kart, paczkę serwetek i ramkę z holograficznym zdjęciem rodziny.

– Nie za wiele – podsumował Raszyn. – No to jak, przyznasz się?

– Do czego? – zapytał szczerze zdziwiony Issiah.

Z gabinetu wyszła Linda, już w butach, starannie uczesana. Zaskoczona wbiła wzrok w rozpłaszczonego na ścianie Meyera.

– Co się dzieje? – zapytała. – Napastowanie?

– Phil, to nasza pani psycholog Stanfield. Polecam – przedstawił ją Tyłkowi admirał.

– Znam ze słyszenia. – Wyszczerzył zęby Essex, podając Lindzie rękę i pochłaniając wzrokiem jej potężny biust. Kapitan Stanfield zasalutowała, rozpłynęła się w uśmiechu i grzecznie uścisnęła rękę szefa sztabu.

– Chyba się spotkaliśmy na dole – zagruchał Tyłek, nie mogąc oderwać spojrzenia od wypukłości pod kombinezonem kapitan Stanfield.

– Bardzo możliwe – odpowiedziała podobnym tonem.

– Kończymy! – warknął Raszyn. – Linda, idziemy do ciebie. Możemy?

Odruchowo wykonała zapraszający gest, a ochrona natychmiast wciągnęła Issiaha do gabinetu. Za nimi weszła kadra. Stanfield rzuciła zatroskane spojrzenie Wernerowi, ten jednak wskazał podbródkiem drzwi i zgodnie z regulaminem wszedł do pomieszczenia jako ostatni. Ochroniarze Raszyna w pełnych napięcia postawach pozostali na zewnątrz.

Gabinet Lindy był trzy razy większy niż admiralski, wyposażony w przytulne fotele, obrazy na ścianach i inne rozluźniające akcesoria. Essex, widząc dokoła siebie za dużo przestrzeni, od razu przygarbił się i wsunął w kąt. Rzeczywiście, jak na mieszkalną sekcję okrętu bojowego i na dodatek tylko cruisera, było tu nadspodziewanie dużo miejsca. Takie apartamenty przysługiwały jeszcze tylko doktorowi Epsteinowi, ale on wszystko zagracił wyposażeniem medycznym.

Ochroniarze Tyłka cisnęli Issiaha na fotel i groźnie zawiśli ze wszystkich stron nad zapadniętym w siebie aresztantem.

– Dobra robota – pochwalił ich Raszyn. – Jesteście wolni.

Dowódca ochrony popatrzył zdziwiony na Esseksa. Ten skinął głową i żołnierze z niezadowolonymi minami wyszli za drzwi.

– Czyli tak… – Admirał założył ręce za plecy, podchodząc do Meyera. – Siedź, siedź, nie wstawaj…

– Czy mogę skorzystać z pani terminala? – zapytał szef sztabu Lindę.

– Tak, proszę… – Widocznie już zrozumiała, czego od niej oczekują, bo od kilku chwil patrzyła badawczo na przestraszonego Issiaha. Essex z widoczną ulgą ukrył się za biurkiem, odwrócił do siebie monitor i zaczął katować pulpit kontaktowy.

– Zablokowałem łączność – poinformował po chwili. – Nikt nam nie będzie przeszkadzał.

– Czyli tak – powtórzył Raszyn – to jest przesłuchanie. Ja będę zadawał pytania, a ty, Meyer, będziesz odpowiadał. Szybko i dokładnie. Łapiesz?

– Tak jest… – wymamrotał Issiah.

– Imię, nazwisko, stopień – obojętnym tonem rzucił dowódca.

– Kapitan Meyer, starszy pomocnik dowódcy sztabu wzmocnionej brygady Attack Force, panie admirale, sir!

– Gdzie zostałeś wyszkolony?

– Miasto Vancouver, Stany Zjednoczone, Wyższa Specjalistyczna Uczelnia Wojenno-Kosmiczna, wydział nawigacji, panie admirale, sir! Następnie kursy analityków sztabowych na bazie Orly, Paryż, Europa, panie…

– Proszę bez tytułów.

– Tak jest, sir!

– Dokąd skierowany po zakończeniu uczelni?

– Wielki Okręt Bojowy „Pirx”. Młodszy nawigator, sir. Po zakończeniu przekwalifikowania Wielki Wielofunkcyjny Okręt „John Gordon”, sir!

– Zgadza się – skinął głową Essex, patrząc w monitor. – Dobrze łże. Ale ja ten plik sto razy oglądałem…

– Kto to? – zapytał Issiaha Raszyn, wskazując Wernera, który niezbyt elegancko przysiadł na krawędzi stołu i przez ramię Esseksa gapił się w monitor.

– To jest Andrew Werner, sir. Kolega z roku, wydział techniczny.

– Twój kolega z roku twierdzi, że latałeś nie na „Pirksie”, a na „Skywalkerze”. Ma na to przekonujące dowody.

– To niemożliwe, sir – twardo powiedział Meyer, prostując się w fotelu. – WOB „Pirx”, sir. Młodszy nawigator. A z porucznikiem Wernerem, sir, proszę o wybaczenie, ale spotykaliśmy się wyłącznie na dole i rozmawialiśmy raczej o dupach niż sprawach służbowych.

1 ... 24 25 26 27 28 29 30 31 32 ... 35 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название