List Pozegnalny
List Pozegnalny читать книгу онлайн
Zbi?r zawiera 18 opowiada? o nast?puj?cych tytu?ach:
Ekstrapolowany koniec ?wiata;
Druga strona lustra;
Towarzysz podr??y;
?le o nieobecnych;
Satelita;
Kolejno?? umierania;
?mier? Karola;
List po?egnalny;
Inspekcja;
Pigu?ka bezpiecze?stwa;
B??d pilota;
?mieszna sprawa;
Adaptacja;
Pe?nia bytu;
Wy?sze racje;
Utopia;
Chrzest bojowy;
Wyj?tkowo trudny teren.
A ponadto:
Janusz Zajdel o sobie (napisane w kwietniu 1981 r., czyli 4 lata przed ?mierci?);
fragmenty "Drugiego spojrzenia na planet? Ksi";
kilka konspekt?w powie?ci napisanych i nienapisanych;
wspomnienie M. Parowskiego o Januszu oraz bibliografi? tw?rczo?ci J. Zajdla.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
– Mylisz się! Od początku wiedziałem, że coś tu jest nie w porządku.
– Jak to?
– Po prostu jesteście zbyt dokładni jak na ludzi! Zbyt doskonale stosujecie się do wszystkich instrukcji.
– Nie rozumiem! Czyżby te instrukcje nie obowiązywały?
– Owszem, obowiązują, ale w warunkach normalnej pracy zdarzają się zwykle drobne, a niekiedy i poważne uchybienia i niedociągnięcia. To, co zastałem u was, było zbyt piękne, aby mogło być prawdziwe!
– To i tak nie ma teraz znaczenia. – „Kierownik" wydał kilka bulgotliwych, głośnych dźwięków… Do pokoju wpadło dwóch „pracowników" stacji i wywlekli inspektora na korytarz. Otworzyli jakieś drzwi i cisnęli go w głąb ciemnego pomieszczenia.
Inspektor Kirs otworzył oczy. Leżał na podłodze swego pojazdu, obok fotela, z którego widocznie zsunął się na wybojach. Obok niego leżał toni opowiadań fantastycznych. Inspektor przetarł oczy, wciąż pod wrażeniem koszmaru sprzed kilku chwil. Dopiero gdy wydźwignął się na fotel i wyjrzał przez okno, upewnił się, że to był tylko sen. Pojazd stał przed wrotami śluzy wjazdowej stacji Selene-13. Nad wrotami migało pomarańczowe światło sygnalizujące gotowość otwarcia. Po chwili mógł już wjechać do środka.
W śluzie beztrosko stal sobie mechanik w poplamionym smarami skafandrze, bez rezerwowej butli tlenowej, i popukiwał palcem w szybkę manometru ciśnienia wewnętrznego, który zaciął się właśnie w położeniu „próżnia kosmiczna". Inspektor dopiął skafander i otworzył kopułkę pojazdu. Zeskoczył na podłogę trafiając prosto w kałużę rozlanego oleju i dalszą drogę w kierunku wnętrza stacji odbył na siedzeniu. Wstając nie miał już najmniejszej wątpliwości, że znalazł się bynajmniej nie wśród przybyszów z Procjona.
Początkowo był tym wielce uradowany, jakby powrócił spośród obcych, wrogich istot – w normalny ludzki świat. Ale już po chwili, gdy zobaczył popłoch, jaki wywołało na stacji jego przybycie, odrzucił od siebie sentymenty w stosunku do braci-ludzi i dobrał im się do skóry jak nigdy nikomu przedtem. Wręczając kierownikowi stacji wielostronicowy protokół, inspektor Kirs nie mógł się powstrzymać od kilku złośliwych uwag.
– Ależ inspektorze! – bronił się kierownik. – Nie tylko u nas mamy takie problemy. Pan wie najlepiej, jak bywa na innych stacjach! Zresztą, jak dotychczas, nikomu nie stało się nic poważnego… A poza tym w naszych warunkach samo przebywanie na Księżycu jest chyba największym ryzykiem i zagrożeniem.
– Każdy wypadek jest skutkiem jakichś zaniedbań – powiedział inspektor. – A na inne, gorsze stacje nie oglądajcie się. Wzorować się trzeba na tych, którzy zawsze, w każdych warunkach potrafią przestrzegać zasad bhp!
– Gdzie takich szukać, inspektorze!?
– Na przykład w układzie Procjona, w gwiazdozbiorze Małego Psa – powiedział inspektor zagadkowo. – Ale myślę, że niekoniecznie aż tak daleko…
PIGUŁKA BEZPIECZEŃSTWA
– Nie wyobrażasz sobie, jak trudno dziś być dowódcą kosmolotu! – westchnął kapitan Rott mieszając kawę. – Zwłaszcza gdy obsługuje się tak ważną linię towarową. Komendant kosmoportu mówi ci: start musi nastąpić zgodnie z harmonogramem, bazy na satelitach Saturna czekają na sprzęt… Nie ma mowy o żadnym opóźnieniu odlotu! A tu, z drugiej strony, kto żyw – utrudnia ci start. Pomyślisz może, że inspektorat techniczny, kontrola lekarska… Nie, z nimi jeszcze najmniej kłopotu. Nawet ze służbą bhp można sobie jakoś poradzić, nawet inspektora pracy ze Związku Zawodowego Pracowników Kosmosu udaje się wreszcie obłaskawić. I kto ci najwięcej krwi napsuje? Ni mniej ni więcej, tylko członek własnej załogi, społeczny inspektor pracy!
– Wcale się nie dziwię – wtrącił inżynier. – On przecież najlepiej zna statek i wszystkie słabe punkty w zakresie bezpieczeństwa pracy.
– No właśnie! Ostatnio zakwestionował klimatyzację. Teraz rozgrzebują mi całą instalację tlenową i – do diabła – na pewno nie zdążą skończyć przed poniedziałkiem. Kiedy zaczynałem latać, klimatyzacji w ogóle na statku nie było. A jak wreszcie skończą z tą klimatyzacją, to on znów coś wyszuka…
– Nieszczególny musi być ten twój kosmolot – uśmiechnął się inżynier. – Pewnie jakieś stare pudło.
– No, no! – zaperzył się kapitan. – Stare, bo stare, ale jeszcze polata, nie bój się. Zresztą nikt z załogi nie ma poważniejszych zastrzeżeń co do warunków pracy, tylko ten społeczny inspektor tak się przejął swoją rolą. Jak dotychczas nie było żadnego poważniejszego wypadku w czasie lotów, a to już o czymś świadczy!
– O ile pamiętam, opowiadałeś mi niedawno o tej historii z przecie
kiem w układzie chłodzenia reaktora…
– No i co z tego? Awarie muszą się zdarzać od czasu do czasu.
– Hm… Jeśli jednak w grę wchodzi zagrożenie załogi…
– Ależ człowieku, weź pod uwagę, jak wielkim zagrożeniem bezpieczeństwa jest sama podróż poza Ziemię! Związane z tym prawdopodobieństwo wypadku przekracza wszystkie inne prawdopodobieństwa razem wzięte.
– Nie zapominaj, że prawdopodobieństwo wypadku jest iloczynem, a nie sumą prawdopodobieństw wynikających z poszczególnych zagrożeń!
Kapitan burknął coś pod nosem i jednym haustem dopił resztę kawy.
– Nie przyszedłem tu po to, byś mnie pouczał o sprawach podstawowych. Liczyłem na to, że mi doradzisz, co mam zrobić, żeby uśpić trochę tę wybujałą czujność mojego społecznego inspektora. Widzę jednak, że niewiele mi pomożesz. Nie znasz tych spraw z życia, siedzisz sobie spokojnie w laboratorium, mieszasz coś tam w probówkach…
Wstał i ruszył w stronę wieszaka. W rozdrażnieniu szamotał się przez chwilę z rękawem płaszcza.
– Zaczekaj – powiedział nagle inżynier. – Mam tu coś… Może nabierzesz wreszcie szacunku do nowoczesnej farmaceutyki.
Sięgnął do ściennej szafy i wydobył fiolkę pełną zielonych drażetek. Podał ją kapitanowi.
– Co to? – Rott patrzył to na chemika, to na pigułki. – Dajesz mi środek uspokajający? Dziękuję, nie trzeba. Nie zamierzam na razie udusić tego mojego inspektora.
Inżynier wręczył mu jeszcze jakiś papier i numer fachowego czasopisma.
– Kiedy się uspokoisz, przyczytaj artykuł na sześćdziesiątej siódmej stronie. A tu jest świadectwo Instytutu Leków. Jedna tabletka raz na trzy dni.
Dla mnie?
– Nie. Dla całej twojej załogi.
– Może wreszcie powiesz, o co chodzi?
– To jest „pigułka bezpieczeństwa". Nowe opracowanie naszego laboratorium. Resztę przeczytasz sobie w artykule.
Kapitan Rott siedział w swojej kabinie i po raz trzeci zabierał się do czytania artykułu o „pigułce bezpieczeństwa". Co chwila jednak ktoś mu przeszkadzał. Jak zwykle na kilka dni przed odlotem cała załoga pracowała niczym w gorączce. Jak zwykle ktoś się z czymś opóźniał i na złamanie karku usiłował nadrobić stracony czas. Do kabiny kapitana wpadali na przemian: energetyk, nukleonik, nawigator – każdy ze swoimi kłopotami. W chwilach względnego spokoju kapitan zdołał wyłowić z czytanego artykułu najważniejsze fragmenty:
Preparat B 79 działa w zasadzie w trzech podstawowych kierunkach: po pierwsze – wzmaga koncentrację nad wykonywaną czynnością powodując szczególne nasilenie uwagi pracownika; po drugie – wywołuje szczególną dbałość o bezpieczeństwo własne i współpracowników, ścisłe przestrzeganie instrukcji pracy, właściwe i skrupulatne stosowanie wszelkich dostępnych środków zwiększających bezpieczeństwo pracy…
Czego to nie wymyślą ci chemicy, pomyślał kapitan z podziwem, sięgając po czerwony ołówek, by podkreślić przeczytany przed chwilą fragment tekstu. W tym momencie drzwi kabiny uchyliły się. Kapitan spojrzał w ich kierunku i cały najeżył się wewnętrznie. W szparze ukazała się twarz społecznego inspektora pracy.
– Proszę, proszę! – Kapitan uśmiechał się nieszczerze. – Cóż tam nowego, inspektorze?