-->

Achaja – Tom II

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Achaja – Tom II, Ziemia?ski Andrzej-- . Жанр: Фэнтези. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Achaja – Tom II
Название: Achaja – Tom II
Автор: Ziemia?ski Andrzej
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 233
Читать онлайн

Achaja – Tom II читать книгу онлайн

Achaja – Tom II - читать бесплатно онлайн , автор Ziemia?ski Andrzej

W pierwszym tomie powie?ci Andrzeja Ziemia?skiego ?ledzili?my losy upadku i upokorzenia Achai, ksi??niczki Troy. Drugi tom to historia powolnego, konsekwentnego acz zupe?nie przypadkowego pi?cia si? w g?r? drabiny spo?ecznej przez tytu?ow? bohaterk?.

Od pierwszych stron mamy do czynienia z dowcipnymi, b?yskotliwymi, doskonale skonstruowanymi dialogami, nadaj?cymi wartko?? akcji, a zarazem ?wietnie uwypuklaj?cymi charaktery, wykszta?cenie czy pochodzenie postaci.

Bohater?w znanych z tomu pierwszego Achai spotykamy na pocz?tku ksi??ki dok?adnie w tym samym miejscu, w kt?rym autor porzuci? ich w poprzedniej cz??ci.

Nie tyle warto dopatrywa? si? tu krytyki takiego pisarskiego posuni?cia, co sugestii, ?e lektur? tej powie?ci najlepiej zacz?? jednak od tomu pierwszego. W innym wypadku bowiem ominie nas przede wszystkim bardzo plastyczne i sugestywne przybli?enie rozmaitych krain tego ?wiata miecza, magii i okrucie?stwa, jaki spotykamy w Achai t.1, a kt?ry zaczyna w tym tomie powoli zbli?a? si? w stron? techniki, zapowiadaj?c tym samym przemiany, jakim ulegnie zapewne w kolejnej cz??ci, jak i zadzierzgni?cie dw?ch ciekawych w?tk?w, kt?re tutaj pojawiaj? si? w zupe?nie innych proporcjach.

Achaja t.2 to g??wnie opowie?? o pewnym etapie ?ycia Achai, etapie zwi?zanym ze s?u?b? w armii Arkach, tworzonej nota bene przez kobiety.

Znawcom i mi?o?nikom militari?w i taktyki wojennej kilkaset stron bitew, potyczek, pojedynk?w, strategii walk, codziennej s?u?by i obyczaj?w ?o?nierskich zapewne mocno przypadnie do gustu.

Wci?gaj?ca, wartka akcja, ?wietne dialogi i poczucie humoru autora pozwol? na szybkie i przyjemne przebrni?cie przez ksi??k? tak?e i tym, kt?rzy nie odr??niaj? dzirytu od lancetu (a mo?e to by?a lanca:-)).

Niew?tpliwie obok ciekawej fabu?y, inteligentnych, dowcipnych i dynamizuj?cych akcj? dialog?w, potrafi?cego przyku? uwag? i wci?gn?? ?wiata przedstawionego czy intryguj?cych postaci zalet? ksi??ki jest tak?e jej edycja. Powie?? wydana jest bardzo ?adnie i starannie. Mimo poka?nej liczby stron brzegi ok?adki nie zaginaj? si? podczas lektury. Po raz kolejny wydawca wypu?ci? na rynek dopracowan? edytorsko pozycj?, kt?rej trudno pod tym wzgl?dem cokolwiek zarzuci?.

Warto na koniec zatrzyma? si? na chwil? przy nieco abstrakcyjnym na pierwszy rzut oka pomy?le Andrzeja Ziemia?skiego stworzenia armii sk?adaj?cej si? z m?odych kobiet czy raczej nawet nastoletnich dziewczyn.

Koncepcja wydaje si? chybiona. M?ode, cz?sto niewykszta?cone, ?rednio sprawne kobiety, biegaj?ce w kr?tkich, sk?rzanych sp?dniczkach bez majtek (tak, tak – ale pisarzowi nie zabrak?o w tym pomy?le i autoironii, narrator czesto powtarza bowiem, ?e co? takiego m?g? wymy?le? tylko m??czyzna), popijaj?ce t?gimi ?ykami w?dk? i rzucaj?ce steki przekle?stw mog? budzi? kulturowe zdziwienie i sprzeciw czytelnika, zw?aszcza, ?e autor nie wykaza? si? wielk? znajmo?ci? psychiki kobiet.

I tu wypada przypomnie?, ?e Achaja to powie?? fantastyczna, w niej wszystko jest mo?liwe, a ?wiaty oraz zachowania i obyczaje zamieszkuj?cych je os?b, b?d?c wyrazem nieskr?powanej wyobra?ni autora, cz?sto przecie? odbiegaj? od znanej nam rzeczywisto?ci, nawet je?li poruszone w utworze problemy w jaki? spos?b j? przypominaj?.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 81 82 83 84 85 86 87 88 89 ... 94 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

– Nie mogę!

– Pij. – Achaja podniosła kuszę.

Umęczona Arnne spojrzała wzrokiem zabijanej sarny.

– Wiem, wiem… – chlipnęła. – Bo będę oddychać przez dodatkowe otwory.

Zamknęła oczy i z wielkim poświęceniem pociągnęła kilka łyków. O mało nie zwymiotowała. Coś nią szarpało i dusiło jednocześnie. Po chwili jednak poczuła się lepiej. Achaja odebrała od niej bukłak i wlała w siebie drugą porcję. Potem również czarownicę zmusiła do powtórki. Czarne oczy Arnne zaczęły błyszczeć.

– Teraz już jestem pijaczką, tak? – spytała poważnie jak dziecko.

– Jeszcze nie – roześmiała się Achaja. – Ale jesteś na dobrej drodze.

Osiodłała z trudem obydwa konie i pomogła tamtej dostać się na siodło. Trochę przynajmniej rozgrzane ruszyły w dalszą drogę.

– Ty. A może byśmy tak plunęły na służbę i zajęły się poważnie rozbojem?

Czarownica najwyraźniej była pijana. Achaja nie odpowiadała.

– Bo wiesz. Nam to całkiem fajnie idzie. A poza tym… Najlepszy szermierz w kraju. Jedna z najlepszych czarownic. Wpadamy we dwie na konwój, zabijamy wszystkich, żeby śladu nie było, rabujemy i chodu! Co?

– I zabiłabyś wszystkich?

– Nieeee… Tym to ty byś się zajmowała. Ja bym ich tylko otumaniła. Albo spaliła żywcem, co?

– Arnne. Nie pij więcej.

– We dwie to byśmy narabowały góry złota. Na co nam służba? A jakby się rozniosło, że my to my… znaczy, to by nam przynosili złoto w zębach, żebyśmy tylko na drogę nie wychodziły, co?

– No coś w tym jest – niechętnie zgodziła się Achaja. – Ale znając ciebie, to byś raczej nakarmiła ofiary swoich napadów, kocami opatuliła i jeszcze gotowiznę dała na drogę.

– Tak cię męczą te chłopskie dzieci i zupa z cebuli, co nam zjadły? No, ale przy tym wozie to twardo stanęłam, co? Okrutny ze mnie zbój, prawda?

– Taaaaa… Dobrze, że się tak przestraszyli, że o nic nie zdążyli poprosić. Bo byśmy im własne ubrania musiały oddać.

– A ty to co? Czemu tylko dziesięć brązowych chciałaś?

– Wzięłam srebrnego.

– Wzięłaś srebrnego tylko dlatego, że nie miał drobnych. Jesteś głupi tyłek, a nie zbój!

– Uuuuu… Mistrz umierania się odezwał.

– Siksa!

– Córeczka tatusia!

– Uważaj, żebyś się nie posikała ze strachu, jak zobaczymy następny wóz!

– A ty se nie pomyl dyszla z…

Urwały nagle i obie zaczęły węszyć. Lekki wiatr wiał z przodu i zapach był bardzo wyraźny.

– Czujesz to co ja? – spytała czarownica tym razem rzeczowo.

– Mhm. Ze trzydziestu ludzi, w dwóch szeregach przy drodze.

– Wojsko.

– No. Dziewczyny, mundury, broń i nieśmiertelny, regulaminowy łój do butów.

Obie zeskoczyły z siodeł. Arnne zmrużyła oczy.

– Kurczę. Ten zapach jest znajomy.

– Zalewasz… Są jakieś sto pięćdziesiąt kroków stąd.

Przywiązały konie do drzew i zaczęły się skradać.

– Pułapka?

– Na nas? Już się ktoś dowiedział o tym wozie?

– No, coś ty? Ta suka z obozu pewnie wysłała wcześniej meldunek.

Arnne potrząsnęła głową. Wiatr powiał w ich stronę. Teraz poczuły wyraźnie.

– Kurde! Shha, Lanni, Mayfed, Zarrakh, Bei, Chloe, Harmeen, Sharkhe i inne. To mój pluton! – Achaja uklękła w śniegu. Przez chwilę nie mogła się opamiętać ze szczęścia. – O, żesz! Ze stu kroków mogę wywąchać takie rzeczy?

– No. Ja też je poznałam. – Arnne oblizała nos jak kot. – Ale cwana suka, ta porucznik z obozu.

– Mhm. Se wydumała. Po co nas trzymać? Wypuściła z rozkazem stawienia się w stolicy. Krok w bok i zgarnia nas pierwszy patrol. A jak będziemy jechać prosto, to zgarnie nas własny pluton. Jeśli nas dziewczyny rozpoznają, to w porządku. Jeśli nie, to będziemy mieć po piętnaście strzał na korpus każda.

– Rewelacja – uśmiechnęła się czarownica. – Powinnaś ją mianować kapitanem. Tylko jak wiadomość wysłała?

– Miała czas. Puściła kuriera przed nami. – Achaja zagryzła wargi. – Ty. Zrobimy je w jajo?

– Mhm.

Obie cofnęły się do koni. Odwiązały i poprowadziły przez las, wielkim łukiem, tak żeby ominąć dziewczyny zaczajone w pułapce. Wyszły z powrotem na drogę jakieś dwieście kroków za plutonem zwiadu. Znowu uwiązały konie.

– Słuchaj – mruknęła Achaja. – Robimy majstersztyk. Daj z siebie wszystko.

– Dobra – uśmiechnęła się czarownica.

Zaczęły się przekradać w stronę zaczajonych dziewczyn. Krok za krokiem, powoli, bezszelestnie. Całe to cholerne oporządzenie, które miały na sobie, ciążyło coraz bardziej, ale nie poddawały się. Kiedy były już blisko, Arnne wypowiedziała słowo i chwyciła je w palce. Jeszcze kilka kroków. Zaklęcie zaczęło działać. Przesmyknęły się niezauważone do punktu dowodzenia i przyklękły w śniegu obok Harmeen i Lanni.

– Żesz… Długo będziemy tak sterczeć na mrozie? – spytała Shha.

Achai zaszkliły się oczy.

– Taaa… Pewnie nie przyjdą – mruknęła Lanni. – Jak zwykle zwiad nas wpuszcza…

– …w maliny – dokończyła Achaja. – Nie przyjdą na pewno.

– Masz rację, Achaja – powiedziała Harmeen i zamarła, bo nagle zdała sobie sprawę do kogo mówi i na kogo patrzy. Szarpnęła się w tył, potknęła i runęła na plecy w śnieg.

– No, co to za wojsko? – ryknęła Achaja. – Lanni, a gdzie szpica? Shha, gdzie warty z tyłu? Czy w tym plutonie wszyscy kaprale nagle się pospali?

Shha runęła na kolana. Jeśli o nią chodzi, to kawał się nie udał. Dziewczyna nie była orłem, ale potrafiła ustawić sprawy na właściwych dla siebie miejscach.

– Siostrzyczko – objęła Achaję i przytuliła mocno – ale jestem szczęśliwa, że żyjesz.

– Ludzieeeee! – wrzasnęła Mayfed. – Laleczka jest z nami! Kurde blade, wiedziałam, że nie da jej ocwanić!

– O, żesz! – Bei podskoczyła do Sharkhe. – Wygrałam zakład, małpo! Trzydzieści wart będziesz teraz za mnie trzymać!

– Lalko! Laleczko – Lanni chwyciła ją za włosy. – Aleśmy się o ciebie martwiły! Sikso jedna.

Chloe walnęła Zarrakh w bok.

– Dawaj, małpeczko, dwadzieścia brązowych! No i kto, kurwa, miał rację?

Zarrakh klęła na czym świat stoi. Dała Chloe swoją sakiewkę i mruknęła, że resztę odda przy najbliższym żołdzie. Potem kucnęła przy Achai.

– Stawiałam, że cię ubili, nie dlatego, że tak chciałam, tylko… – pociągnęła nosem – mi się zdawało, że już po tobie. Jak nas osłaniałaś z tą… – zerknęła na czarownicę – no… z tą drugą… że też, zaraza, stanęła jak żołnierz. Chyba cud.

– Co wyście, powariowały? Mam jakieś nowe przezwisko?

– No. – Mayfed uśmiechnęła się, mrużąc oczy. – Już nie jesteś Achajka. Jesteś „Laleczka”. Nasza maskotka.

Arnne zaklęła cicho. Shha patrzyła przestraszona na twarz siostry.

– Czy… oni cię oślepili? – spytała, zagryzając wargi.

– Nie. Spokojnie.

– To ile palców ci pokazuję? – Podniosła dłonie. Na prawej rozcapierzyła wszystkie palce, na lewej tylko trzy.

– Osiem, siostrzyczko.

– Oślepili cię! Tylko siedem pokazałam.

Arnne z tyłu zaczęła chichotać. Achaja skrzywiła się lekko.

– Policz jeszcze raz, siostro.

Shha zaczęła liczyć powoli, przykładając kolejno każdy palec do nosa.

– …sześć, siedem, osiem. No! Jednak osiem pokazałam. Znaczy widzisz, ale… Co z twoimi oczami?

– To dłuższa historia. – Achaja wstała lekko. – Harmeen.

Kapitan również podniosła się, otrzepując spodnie ze śniegu.

– Tak jest, pani major, księżniczko moja.

– Kotku. Tak strasznie ci dziękuję za to, że utrzymałaś ten oddział w całości. Jesteś najmądrzejszą i najładniejszą dupką wśród kapitanów na całym świecie.

– Dziękuję, pani major! – Harmeen roześmiała się, ale zaraz umilkła. – To… to ty nas osłoniłaś. Razem z panią Arnne, o dziwo. – Wzruszyła ramionami. – Wtedy w lesie… Uderzyłyśmy w plecy tych potworów dokładnie w momencie, kiedy piechota wyrąbująca korytarz rolowała skrzydła w manewrze wymijającym. Ale jatka. Kiedy potwory odwróciły się do nas przodem, to w plecy wbiły im się… całe, świeżuteńkie dwa bataliony. Ścierką trzeba było zbierać ich resztki. Fart! A potem pożar nas odgrodził. Nawet ta kapitan piechoty nas poparła, żeby wracać, ale płomienie przeszły w ścianę ognia. Oddychać nie było czym. Piechota chodu, my za nimi, o mało co tyłki by nam przypaliło.

– Nie tłumacz się. Razem z Lanni dokonałyście cudu.

– Nie chciałabym wam przerywać – wtrąciła Arnne – ale byłabym wdzięczna gdyby dalsza dyskusja odbywała się w jakimś ciepłym zajeździe.

– Fakt. – Harmeen skinęła na Lanni, a ta gwizdnęła na Shhę. Shha, jak każda sierżant, zaczęła ryczeć na swoich ludzi, nie przebierając w słowach. Oddział zbierał się powoli przy koniach.

– Jak odkryłyście, że tu była zasadzka? – spytała Lanni.

– Wywąchałyśmy – uśmiechnęła się Achaja.

– Nie zalewaj.

Achaja uśmiechnęła się i zerknęła do tyłu.

– Sharkhe! Nie pij więcej bimbru na miodzie, bo będziesz mieć zgagę.

Malutka, piegowata żołnierz o mało nie spadła z siodła, na które dopiero co się wdrapała.

– Kurde! Skąd wiedziałaś?

Ale prawdziwą klasę pokazała dopiero Arnne. Każda żołnierz miała na sobie buty z grubej skóry, skarpety, wiał wiatr, było zimno. Trudno sobie wyobrazić bardziej niesprzyjające warunki do rozpoznawania zapachów. Jednak czarownica odwróciła się i uśmiechnęła do Zarrakh.

– Żołnierzu – szepnęła. – Umyjcie nareszcie nogi.

Oddział zamarł przerażony. Żaden z normalnych ludzi na wietrze i mrozie nie byłby przecież w stanie wyczuć nawet dymu z pobliskiego ogniska.

Achaja chciała podbiec po swoje pozostawione na drodze konie, ale Shha wysłała tam dwie szeregowe. Sama wysunęła jedną nogę ze strzemienia.

– Chodź, Lalko, ze mną będzie ci cieplej. – Zrobiła jej miejsce na swoim siodle.

Achaja z trudem wspięła się przed nią, przekładając nogę nad głową konia. Shha objęła ją i przytuliła się od tyłu.

– Tak się martwiłam, siostrzyczko.

– Ja też. Wiesz… Najgorzej było, jak zasypiałam. Myślałam, że się pobeczę.

– Ja się pobeczałam parę razy – wyznała Shha szeptem. – Szłam gdzieś z dala od namiotu i… ryczałam jak głupia. Głośno.

1 ... 81 82 83 84 85 86 87 88 89 ... 94 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название