-->

Ksiiga Jesiennych Demonow

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Ksiiga Jesiennych Demonow, Grzedowicz Jaroslaw-- . Жанр: Фэнтези. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Ksiiga Jesiennych Demonow
Название: Ksiiga Jesiennych Demonow
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 214
Читать онлайн

Ksiiga Jesiennych Demonow читать книгу онлайн

Ksiiga Jesiennych Demonow - читать бесплатно онлайн , автор Grzedowicz Jaroslaw

Pogoda na dworze niczym z koszmaru- leje deszcz a ja siedz? w domu patrz?c, jak krople rozpryskuj? sie na czarnej ziemi.W?a?ciwie przed chwilk? sko?czy?am czyta? ostatnie opowiadanie.Wpatruj? si? w to, co dzieje si? za oknem i rozmy?lam nad sob?, nad tym co ukrywa si? w ka?dym z nas.Strach, b?l, tajemniczo?c.Czy demony istniej? naprawd?? Oczywi?cie, ?e tak! Ale czy istniej? w nas? Czy nam dokuczaj?? Gdzie s?? Takie i inne pytania zadaje sobie po przeczytaniu debiutanckiej ksi??ki Grz?dowicza.

"Ksi?ga jesiennych demon?w" to pi?? d?ugich opowiada?, kt?rych akcja toczy si? w Polsce.

Pierwsze z nich to "Klub absolutnej karty kredytowej"-g??wny bohater Zi?ba jest posiadaczem karty kredytowej, kt?ra ma niezwyk?? moc.Jaka tego dowiecie si? po przeczytaniu.Czy los ?wiata spoczywa w r?kach jednego cz?owieka?

"Opowie?c terapeuty"-czyli tytu? drugiego opowiadania.B?g ma dosy? ludzi i ich ci?g?ych narzeka?.Kolejny pacjent…niezwyk?y pacjent…bia?e ?ciany.

"Wied?ma i wilk"-m?odziutka wied?ma Melanie bita przez swojego ch?opaka postanawia "wyhodowa?" sobie nowego m??czyzn?.Co z tego wyjdzie?:) Wilk przeobra?ony w cz?owieka "dusi si?" w nowym ciele…

"Piorun"- opowie?? kryzysu ma??e?skiego.Typowa groteska:)

"Czarne motyle"- wed?ug mnie najlepsze opowiadanie o poruszaj?cym zako?czeniu.Mi?o??, samotno?? i groza.

Podsumowuj?c- ksi??k? polecam osobom, kt?re lubi? psychologi?.Fani Stephena Kinga powinni by? zadowoleni i uznac to za lektur? obowi?zkow?.Ciekawe czy i wy potraficie tak, jak g??wni bohaterowie odnale?? swojego jesiennego demona?

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 64 65 66 67 68 69 70 71 72 ... 83 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

Wypadł w wilgotną listopadową noc, czarną jak dno piekieł, z trzymanym oburącz mieczem, który uniósł rękojeścią na wysokość prawego ucha, jakby urwał się z filmu Kurosawy.

Nie było nikogo. Puste, zarosłe chwastami pole ciągnęło się w mrok, kołysząca się na wietrze uliczna latarnia rozsiewała rdzawe, sodowe światło. Panowała cisza, gdzieś daleko szczekały psy.

Jakiś cień przemknął na chwilę w świetle latarni, a potem zobaczył niewyraźną jak plama mroku sylwetkę, przypominającą postać człowieka w płaszczu. Zdążył zobaczyć jeszcze przez chwilę wąską, piękną twarz Weroniki, a potem postać zmieniła kształt i stała się roztrzepotanym ruchem, jak gigantyczna ćma, czarna jak sadza, która śmignęła przez rude halo latarni prosto w niebo.

Rozległ się jeszcze tęskny, przeciągły pisk, brzmiący jak krzyk jastrzębia, i zapadła cisza.

Janusz stał z dygoczącym mieczem w uniesionych rękach i nasłuchiwał.

Nic więcej się nie wydarzyło.

Zszedł z powrotem do piwnicy. Sylwia zapinała grzeczną biurową spódnicę i wpychała do środka koszulę, stojąc na cementowej podłodze w jednym pantoflu i w podartych rajstopach.

– Kochanie… – powiedział Janusz przez ściśnięte gardło i objął ją. Ramiona Sylwii drżały.

– Już dobrze… – wyszeptał. – Już po wszystkim. Rozumiem cię. Wszystko rozumiem. Naprawdę.

Naprawdę rozumiał.

I wtedy poczuł, jak bardzo jej mięśnie są sztywne.

Nagle sprężyła się jak kot i odepchnęła go z jakimś nieartykułowanym piskiem.

– Nie dotykaj mnie! – wizgnęła wściekle. – Nigdy więcej mnie nie dotykaj! Wszystko musiałeś mi zabrać! Wszystko! Wszystko zniszczyłeś! Ty zasrany, nadęty, parszywy… – Słowa uwięzły jej w gardle, jakby zbyt wiele z nich usiłowało wydostać się naraz.

Jej napięta twarz, blada jak porcelana, z rozmazaną krwią wokół ust, zaciśniętymi wargami i wytrzeszczonymi oczami, które kipiały nienawiścią, wyglądała obco i strasznie, niczym maska demona gniewu z teatru Kabuki. Brakowało jej tylko kłów.

– Wszystko mi zabrałeś – wykrztusiła uroczyście. – Wszystko.

Odepchnęła go na bok i pobiegła w ciemność korytarza.

Ukląkł na ziemi i podniósł drewnianą, pokrytą laką pochwę. Ostrze schowało się z jędrnym, stalowo – drewnianym klekotem. Janusz wyszedł na zewnątrz, w bezdenny listopadowy mrok. Wiatr kołysał latarnią i pluł mu w twarz drobną mżawką.

Stał przez chwilę w rozpiętym skórzanym płaszczu, z mieczem w lewym ręku i nie wiedział, co robić. Jeszcze nigdy nie czuł się tak zmęczony. Napięcie zalało mu kark jak stygnący ołów, nogi miękły i uginały się pod nim. Potem usiadł na krawężniku, stawiając miecz między kolanami.

Stukot obcasów Sylwii o asfalt pustej ulicy zamierał gdzieś w oddali.

Janusz wygrzebał z kieszeni pudełko, papierosy wysypały mu się pod nogi. Z trudem znalazł jednego i wetknął do ust. Żeby trafić płomykiem w koniec papierosa, musiał przytrzymać zapalniczkę obiema rękami. Otarł łzy i oparł się o głownię miecza.

Siedział sam w ciemności i patrzył w pustkę, w której widział parę fiołkowych oczu z szarymi obwódkami, oprawionych czarnymi jak sadza łukami brwi, wąski nos i usta stulone jak do pocałunku.

Nie miał pojęcia, jak dalej potoczy się jego życie, ale doskonale wiedział, że już nigdy nie przestanie tęsknić.

16 stycznia 2003

CZARNE MOTYLE

Od czasu mojej śmierci, po raz drugi zobaczyłaś czarnego motyla jesiennego, listopadowego poranka. Przez długie pięćdziesiąt osiem lat pogubiłaś większość przesądów, ale wiara w motyle ci została. Nie rusza cię ani piątek trzynastego, ani przechodzenie pod drabiną, ani rozsypana sól. Nawet stłuczenie lustra nie robi na tobie wrażenia. Natomiast motyle zostały. Dziecięcy omen z jakiejś książeczki. Ale i tak pamiętasz. I nie możesz się tego pozbyć.

Liczy się pierwszy motyl widziany wiosną. Żółty to zapowiedź szczęśliwego lata, biały lata spokojnego i bezbarwnego, a ciemny, na przykład admirał czy pokrzywnik, to smutne, nieudane miesiące. Dziecinne przepowiednie, dotyczące tego, co najważniejsze – czy wakacje będą udane. W sumie nic specjalnie mrocznego.

Co innego czarne motyle. W naszym klimacie takie owady nie występują. Istnieją tylko w starym, alpinistycznym przesądzie, o którym ci kiedyś powiedziałem. Kiedy zobaczysz czarnego motyla, gdzieś w górach umiera człowiek. Zostało ci to w głowie, bo się o mnie bałaś. Wyszłaś za alpinistę.

I tamtego dnia, skądeś z dna piekła wyleciał niemożliwy, nie istniejący mutant, o skrzydłach jak płatki sadzy, i usiadł ci na sztalugach. Rozłożył przed twoimi zdumionymi oczami czarne jak grafit skrzydełka bez najmniejszej plamki innej barwy i siedział tak, a w tym czasie ja właśnie przecinałem powietrze jak pocisk, w uszach huczał mi huragan, widziałem rozmazaną od pędu skalną ścianę i kamienny piarg mknący mi na spotkanie, a tuż obok mnie dzwonił, odbijając się od kamieni, przeklęty, tandetny, pęknięty karabińczyk.

Byłem oburzony.

Nie mogłem w to uwierzyć.

Nawet nie zdążyłem zacząć krzyczeć.

Ale ty już wiedziałaś. To był początek lat osiemdziesiątych i nie można było zadzwonić na zapadłą wieś stojąc na stoku góry. Trzeba było zamawiać międzymiastowe, spędzać długie godziny na poczcie, szukać działających automatów. Dziesiątki razy wykręcać numer i słuchać monotonnego: „Rozmowa kontrolowana…”

Dlatego wysłali ci telegram. Ale i tak wiedziałaś. Czułaś, że to głupie dać się omamić błahemu zbiegowi okoliczności, przestraszyć widoku motyla. Ale nie spałaś całą noc, nie mogłaś malować, tylko leżałaś walcząc z mdlącym przeczuciem nieszczęścia, obciążającym żołądek jak sterta kamieni. Wszystko było mroczne i przerażające. Tak działa omen – na tym polega sadystyczny wpływ przewidywania przyszłości. Zapowiedź tragedii tak cię znękała, że gdy zobaczyłaś listonosza, opierającego rower o naszą furtkę, poczułaś ulgę. Spadek napięcia. Już i tak wiedziałaś. Na widok jego wyszmelcowanej granatowej czapeczki po prostu pożegnałaś się z nadzieją. Została już tylko paskudna, jak ropiejąca rana, beznadziejna żałoba.

Ja już wtedy nie żyłem, ale zaczęło się od czarnego motyla.

Miałaś wtedy trzydzieści osiem lat.

Za mało, żeby zostać wdową.

A dzisiaj rano zobaczyłaś tego motyla po raz drugi. Akurat tego ranka, kiedy przyszło ci do głowy, że zaczynasz się starzeć. Ewidentnie i nieodwołalnie. Patrzyłaś na swoje odbicie w wielkim łazienkowym lustrze i wcale nie chodziło o to, że tak źle wyglądasz. Owszem, lustrowałaś krytycznie zmarszczki na szyi i wory pod oczami, spłaszczone piersi, trochę obwisły brzuch, trochę kwadratową linię szczęki, ale w gruncie rzeczy niejedna kobieta w twoim wieku chciałaby zobaczyć w lustrze szczupłe, długonogie, kędzierzawe i całkiem ponętne odbicie. Wiesz o tym i doceniasz to. A jednak szacowałaś straty jak dowódca po bitwie. Szpakowate kłęby zaplątane w szczecinę szczotki, żyły na grzbietach dłoni, sutki patrzące smutno w ziemię, sękate łydki, pęki drobnych zmarszczek u podstawy pośladków. Czy jeszcze można powiedzieć „szczupła”, czy już „chuda i żylasta”? Po prostu zaczynał się kolejny samotny dzień – dzień, który, jeżeli nie będziesz chciała mówić do siebie, do zwierząt albo do telewizora, po prostu przemilczysz. Dzień samotności i ciszy, wypełniony tylko tobą i niczym więcej. I wtedy uświadomiłaś sobie, jak bardzo wiele było tych dni i jak były do siebie podobne. Ciążą ci niekończącym się szeregiem, którego początek ginie gdzieś w pomroce przeszłości. Dawno. Cholernie dawno.

Czujesz, że głową dosięgając czasów internetu, klonowania, Unii Europejskiej i Pakietu „Domowy”, nogami tkwisz w czasach zburzonych przez drugą wojnę budynków, konnych wozów z węglem, szafkowego radia i batiuszki Stalina.

Rozciąga cię to jak linę do bungie. Czujesz, że za dużo tego, żebyś mogła jeszcze napotkać jakikolwiek początek. Początek czegokolwiek.

1 ... 64 65 66 67 68 69 70 71 72 ... 83 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название