Ostatnie zyczenie
Ostatnie zyczenie читать книгу онлайн
Wznowienie opowiada? z pierwszego zbioru Andrzeja Sapkowskiego (Wied?min wydawnictwa Reporter) z pomini?ciem opowiadania Droga, z kt?rej si? nie wraca. Dodano natomiast dwa nowe i po??czono je wszystkie quasi-opowiadaniem G?os rozs?dku, dzi?ki czemu zbi?r jest w?a?ciwie wst?pem do "Cyklu wied?mi?skiego".
?wiat na ostrzu miecza.
Osza?amiaj?ca akcja, mistrzowskie dialogi, sytuacje nie do zapomnienia.
Sapkowski nie umie nudzi?!
Wied?min nie jest r?baj?? pokroju Conana. To mistrz miecza i fachowiec czarostwa strzeg?cy moralnej i biologicznej r?wnowagi w cudownym ?wiecie fantasy. Z woli Sapkowskiego w ?w ?wiat pe?en potwor?w i bujnych charakter?w, skomplikowanych intryg i eksploduj?cych nami?tno?ci wnosi Geralt nasze problemy, mitologie i nowoczesny punkt widzenia. Staje si? wi?c widzem i bohaterem, oskar?onym i s?dzi?, kochankiem i b?aznem, ofiar? i katem. Przewrotna literacka robota.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
XI
Dżinn zatargał się na uwięzi, zatoczył koło, napiął trzymające go liny i zmiótł wieżyczkę z domu Beau Berranta.
— Ależ on ryczy! — zmarszczył się Jaskier, chwytając się odruchowo za gardło. - Ależ on potwornie ryczy! Wygląda, że jest cholernie wściekły!
— Bo jest — rzekł kapłan Rrepp. Chireadan spojrzał na niego szybko.
— Co?
— Jest wściekły — powtórzył Krepp. - I nie dziwię się. Ja też byłbym wściekły, gdybym musiał co do joty wypełnić pierwsze życzenie, jakie przypadkowo wyraził wiedź-min…
— Jak to? — krzyknął Jaskier. - Geralt? Życzenie?
— To on miał w ręku pieczęć, która więziła geniusza. Geniusz spełnia jego życzenia. Dlatego czarownica nie może zapanować nad dżinnem. Ale wiedźmin nie powinien jej tego mówić, nawet jeżeli już się domyślił. Nie powinien mówić jej tego.
— Psiakrew — mruknął Chireadan. - Zaczynam rozumieć. Klucznik w lochu… Pękł…
— To było drugie życzenie wiedźmina. Zostało mu jeszcze jedno. Ostatnie. Ale, na bogów, nie powinien zdradzić tego Yennefer!
XII
Stała nieruchomo, pochylona nad nim, nie zwracając żadnej uwagi na dżinna targającego się na uwięzi nad dachem oberży. Budynek trząsł się, z sufitu sypało się wapno i drzazgi, meble pełzały po podłodze, dygocąc spazmatycznie.
— A więc to tak — syknęła. - Gratuluję. Udało ci się mnie oszukać. Nie Jaskier, lecz ty. To dlatego dżinn tak walczy! Ale ja jeszcze nie przegrałam, Geralt. Nie doceniasz mnie, nie doceniasz mojej mocy. Na razie jeszcze mam w garści i dżinna, i ciebie. Masz jeszcze jedno, ostatnie życzenie? A zatem wypowiedz je. Zwolnisz dżinna, a wówczas ja go zabutelkuję.
— Nie wystarczy ci już sił, Yennefer.
— Nie doceniasz moich sił. Życzenie, Geralt!
— Nie, Yennefer. Nie mogę… Dżinn może i spełni je, ale tobie nie daruje. Gdy będzie wolny, zabije cię, zemści się na tobie… Nie zdołasz go schwytać i nie zdołasz się przed nim obronić. Jesteś wycieńczona, ledwie trzymasz się na nogach. Zginiesz, Yennefer.
— To moje ryzyko! — krzyknęła wściekle. - Co cię obchodzi, co się ze mną stanie? Pomyśl lepiej o tym, co dżinn może dać tobie! Masz jeszcze jedno życzenie! Możesz zażądać, czego zechcesz! Wykorzystaj szansę! Wykorzystaj ją, wiedźminie! Możesz mieć wszystko! Wszystko!
XIII
— Zginą obydwoje? — zawył Jaskier. - Jak to? Panie Krepp, czy jak wam tam… Dlaczego? Przecież wiedźmin… Dlaczego, do ciężkiej i niespodziewanej zarazy, on nie ucieka? Dlaczego? Co go tam trzyma? Dlaczego nie zostawi na pastwę losu tej cholernej wiedźmy i nie ucieknie? Przecież to bez sensu!
— Absolutnie bez sensu — powtórzył Chireadan gorzko. - Absolutnie bez.
— To samobójstwo! I zwyczajny idiotyzm!
— To przecież jego fach — wtrącił Neville. - Wiedźmin ratuje moje miasto. Bogów przyzywam na świadków, jeśli pokona czarownicę i przepędzi demona, nagrodzę go sowicie…
Jaskier zerwał z głowy kapelusik ozdobiony czaplim piórkiem, napluł na niego, rzucił w błoto i rozdeptał, powtarzając przy tym różne słowa w różnych językach.
— Przecież on… — jęknął nagle. - Ma jeszcze jedno życzenie w zapasie! Mógłby uratować i ją, i siebie! Panie Krepp!
— To nie takie proste — zastanowił się kapłan. - Ale gdyby… Gdyby wyraził właściwe życzenie… Gdyby jakoś powiązał swój los z losem… Nie, nie sądzę, żeby na to wpadł. I chyba lepiej, żeby nie wpadał.
XIV
- Życzenie, Geralt! Prędzej! Czego pragniesz? Nieśmiertelności? Bogactwa? Sławy? Władzy? Potęgi? Zaszczytów? Prędzej, nie mamy czasu!
Milczał.
— Człowieczeństwa — powiedziała nagle, uśmiechając się paskudnie. - Odgadłam, prawda? Przecież tego pragniesz, o tym marzysz! O wyzwoleniu, o swobodzie bycia tym, kim zechcesz, nie tym, czym być musisz. Dżinn spełni to życzenie, Geralt. Wypowiedz je.
Milczał.
Stała nad nim w migotliwym blasku czarodziejskiej kuli, w poświacie magii, wśród rozbłysków więżących dżinna promieni, z rozwianymi włosami i oczami płonącymi fioletem, wyprostowana, smukła, czarna, straszna…
I piękna.
Pochyliła się gwałtownie, spojrzała mu w oczy, z bliska. Czuł zapach bzu i agrestu.
— Milczysz — syknęła. - Więc czego ty pragniesz, wiedźminie? Jakie jest twoje najskrytsze marzenie? Nie wiesz, czy nie możesz się zdecydować? Poszukaj w sobie, poszukaj głęboko i dokładnie, bo klnę się na Moc, drugiej takiej szansy mieć nie będziesz!
A on nagle znał prawdę. Wiedział. Wiedział, kim byłą niegdyś. O czym pamiętała, o czym nie mogła zapomnieć, z czym żyła. Kim była naprawdę, zanim stała się czarodziejką.
Bo patrzyły na niego zimne, przenikliwe, złe i mądre oczy garbuski.
Przeraził się. Nie, nie prawdy. Przeraził się, że odczyta jego myśli, że dowie się, co odgadł. Że nigdy mu tego nie wybaczy. Zgłuszył tę myśl w sobie, zabił ją, wyrzucił z pamięci na zawsze, bez śladu, czując przy tym ogromną ulgę. Czując, że…
Sufit pękł. Dżinn, oplatany siecią gasnących już promieni, zwalił się prosto na nich rycząc, a w ryku tym był tryumf i żądza mordu. Yennefer rzuciła się na spotkanie, z jej rąk biło światło. Bardzo słabe światło.
Dżinn rozwarł paszczę i wyciągnął ku niej łapy. A wiedźmin nagle zrozumiał, że wie, czego pragnie.
I wypowiedział życzenie.
XV
Dom eksplodował, cegły, belki i deski frunęły w górę w obłoku dymu i iskier. Z kurzawy wyprysnął dżinn, wielki jak stodoła. Rycząc i zanosząc się tryumfalnym śmiechem geniusz powietrza, d'jinni, już wolny, swobodny, nie wiązany żadnym zobowiązaniem i niczyją wolą, zatoczył nad miastem trzy kręgi, urwał iglicę z wieży ratuszowej, wzbił się w niebo i uleciał, przepadł, zniknął.
— Uciekł! Uciekł! - zawołał kapłan Krepp. - Wiedźmin dopiął swego! Geniusz odleciał! Nie zagrozi już nikomu!
— Ach — rzekł Errdil z niekłamanym zachwytem. -Cóż za cudowna ruina!
— Cholera, cholera! — wrzasnął Jaskier skulony za murkiem. - Rozwalił cały dom! Tego nikt nie mógł przeżyć! Nikt, powiadam wam!
— Wiedźmin Geralt z Rivii poświęcił się dla miasta — powiedział uroczyście burmistrz Neville. - Nie zapomnimy, uczcimy go. Pomyślimy o pomniku…
Jaskier strząsnął z ramion kawał zlepionej gliną trzcinowej maty, otrzepał kubrak z pecyn zmoczonego deszczem tynku, spojrzał na burmistrza i w kilku precyzyjnie dobranych słowach wyraził swoją opinię o poświęceniu, czczeniu, pamięci i wszystkich pomnikach świata.
XVI
Geralt rozejrzał się. Z dziury w dachu wolno kapały krople wody. Dookoła piętrzyło się gruzowisko i sterty drewna. Dziwnym trafem miejsce, gdzie leżeli, było zupełnie czyste. Nie spadła na nich nawet jedna deska, jedna cegła. Było tak, jak gdyby chroniła ich niewidzialna tarcza.
Yennefer, zarumieniona lekko, uklękła obok, wspierając dłonie o kolana.
— Wiedźminie — odchrząknęła. - Żyjesz?
- Żyję — Geralt otarł twarz z kurzu i pyłu, syknął. Yennefer wolnym ruchem dotknęła jego nadgarstka, delikatnie przesunęła palcami po dłoni.
— Poparzyłam cię…
— Drobiazg. Kilka bąbli…
— Przepraszam. Wiesz, dżinn uciekł. Definitywnie.
- Żałujesz?
— Nie bardzo.
— To dobrze. Pomóż mi wstać, proszę.
— Zaczekaj — szepnęła. - To twoje życzenie… Usłyszałam, czego sobie życzyłeś. Osłupiałam, po prostu osłupiałam. Wszystkiego mogłam się spodziewać, ale żeby… Co cię do tego skłoniło, Geralt? Dlaczego… Dlaczego ja?
— Nie wiesz?
Pochyliła się nad nim, dotknęła go, poczuł na twarzy muśnięcie jej włosów pachnących bzem i agrestem i wiedział nagle, że nigdy nie zapomni tego zapachu, tego miękkiego dotyku, wiedział, że nigdy już nie będzie mógł porównać ich z innym zapachem i innym dotykiem. Yennefer pocałowała go, a on zrozumiał, że nigdy już nie będzie pragnął innych ust niż te jej, mięciutkie i wilgotne, słodkie od pomadki. Wiedział nagle, że od tej chwili istnieć będzie tylko ona, jej szyja, ramiona i piersi wyzwolone spod czarnej sukni, jej delikatna, chłodna skóra, nieporównywalna z żadną, której dotykał. Patrzył z bliska w jej fiołkowe oczy, najpiękniejsze oczy całego świata, oczy, które, jak się obawiał, staną się dla niego… Wszystkim. Wiedział to.