Wody glibokie jak niebo
Wody glibokie jak niebo читать книгу онлайн
Anna Brzezi?ska zd??y?a przyzwyczai? swoich czytelnik?w do dw?ch charakterystycznych cech swojej fantastyki – po pierwsze, do osza?amiaj?cego rozmachu, z jakim tworzy wyimaginowane ?wiaty, po drugie, do bardzo pesymistycznego, wr?cz okrutnego spojrzenia na ludzk? natur?.
Mo?na to by?o obserwowa? ju? w jej debiutanckim "Zb?jeckim go?ci?cu", kt?rego akcja dzia?a si? w wyj?tkowo ponurej krainie, lu?no wzorowanej na polsko-sarmackim ?redniowieczu.
Najnowszy zbi?r opowiada? "Wody g??bokie jak niebo" przenosi czytelnika do zupe?nie innego ?wiata – tym razem przypominaj?cego p??no?redniowieczne W?ochy. Je?li jednak kto? liczy? na to, ?e w tej scenerii okrucie?stwo i pesymizm prozy Brzezi?skiej ust?pi? temu, co kojarzy nam si? z poczt?wkami znad Adriatyku, spotka go srogie rozczarowanie.
Zawarte w tym cyklu opowiadania pokazuj? inny wariant ?redniowiecza, w kt?rym upadek antycznej cywilizacji nie by? spowodowany najazdami barbarzy?c?w, tylko przeciwnie, nadmiernym tej?e cywilizacji rozkwitem. Sprawi? on, ?e magowie opanowali umiej?tno?? podporz?dkowania sobie demon?w ?yj?cych gdzie? w innych warstwach rzeczywisto?ci. Pozwoli?o to ludziom na dokonywanie cud?w, przy kt?rych blednie nawet technika dwudziestego pierwszego wieku.
Sk?d wi?c upadek? St?d, ?e ludzie zawsze jednak b?d? lud?mi. Bez wzgl?du na to, jak pot??ne narz?dzia b?d? mie? w swoich r?kach – zawsze b?d? jednakowo bezbronni wobec po??dania, zdrady, zawi?ci, gniewu, nami?tno?ci. Pot?ga mag?w upad?a w ?wiecie tych opowiada? pod swoim w?asnym ci??arem.
"Demony" maj? wi?c tutaj chyba dwa znaczenia. Mo?na je potraktowa? dos?ownie, to przecie? opowiadania fantasy. Ale mo?na je te? potraktowa? jako metafor? ludzkich uczu?, z kt?rych czasem rodz? si? demony, nad kt?rymi zapanowa? musi ka?dy z nas.
Opowiadania z tego tomiku s? ze sob? powi?zane w szczeg?lny spos?b. Ich akcja rozgrywa si? w tej samej krainie, ale na du?ej rozpi?to?ci czasowej. Wydarzenia z poprzednich opowiada? wracaj? w nast?pnych, jako echo zapisane w legendach czy jako po?rednie skutki w rzeczywisto?ci. Opr?cz refleksji na temat uczu? jako demon?w mamy tu wi?c refleksj? na temat historii, jej roli jako kapry?nej pocieszycielki i zwodniczej nauczycielki (legendy te oczywi?cie po kilku pokoleniach cz?sto daleko odbiegaj? ju? od rzeczywisto?ci).
Chocia? centralnym tematem wi?kszo?ci tych opowiada? jest ?mier? i cierpienie, lektura wcale nie jest przygn?biaj?ca – Brzezi?ska pokazuje w tych opowiadaniach, co to znaczy "godnie odej??", jak prze?y? swoje ?ycie tak, by okaza?o si? czego? warte, jak pozostawi? na tym ?wiecie po sobie dobr? legend? czy przynajmniej dobre wspomnienia. To paradoksalne, ?e w dzisiejszej kulturze masowej takie nauki naj?atwiej odnale?? w literaturze fantasy…
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
Dzisiaj nie wiedzieli jednak, że jedyny syn Guerrina di Bosconero właśnie umiera.
Filiberto poruszył się słabo i otworzył oczy. Jego wargi były popękane od gorączki, lecz uśmiechnął się do ojca i spróbował unieść głowę. Guerrino usiadł przy nim i niezgrabnie poprawił poduszki. Fiorella robiła to znacznie zręczniej, lecz w tej jednej chwili nie chciał patrzeć, jak wąskie, patrycjuszowskie nozdrza jego żony rozchylają się z odrazy, gdy ich dłonie stykają się przypadkowo nad posłaniem dziecka.
– Opowiedz mi historię – zażądał chłopiec, a jego głos niemal niknął we wrzasku mew krążących wokół wieży.
Guerrino odgarnął dziecku włosy z czoła. Usiłował sobie przypomnieć, ale żadna z opowieści bardów nie należała do tej komnaty, najwyższej z pałacowych sal. Rozkazał zanieść tu Filiberta, kiedy stało się już zupełnie jasne, że medycy nie zdołają go ocalić. Wokół nich było tylko niebo i białe smugi mew, które wirowały z ostrym krzykiem. Nie umiał uwierzyć, że to się właśnie tak kończy.
– Działo się to wszystko dawno, dawno temu – powiedział powoli. – Zanim panowie pobudowali w dolinach wieże z białego kamienia i nim wyrąbano pierwszy trakt pomiędzy uroczyskami Bosco Nero. Już wówczas było pięć wiosek na obu stokach góry, a w samym jej sercu było coś jeszcze. Smok o złotych skrzydłach i źrenicy, sięgającej w głąb ludzkiej duszy…
Wydawało mu się, że z każdym słowem oczy Filiberta stają się coraz bardziej niebieskie, a z jego policzków ustępuje gorączkowa czerwień, więc opowiadał mu o złotołuskim smoku, który mieszkał w głębi góry, daleko stąd, i o księżniczce, której włosy były złote jak ogień. Mówił tak długo, że niebo ściemniało i w morzu zaczęły się odbijać pierwsze gwiazdy. Zupełnie jakby mógł zatrzymać Filiberta przy sobie, przynajmniej dopóki nie dokończy opowieści.
Jednak właśnie tak się stało.
– Życzenie? – spytał wreszcie chłopiec. – Moje własne życzenie?
– Tylko twoje – odpowiedział Guerrino di Bosconero, który był księciem pięciu miast z białego kamienia, lecz nie potrafił powstrzymać wiosennej gorączki.
Filiberto roześmiał się pogodnym, dziecięcym śmiechem. A później je wypowiedział. Swoje własne życzenie.
Guerrino di Bosconero usłyszał jeszcze krzyki i szczęk mieczy na wysokich, kręconych schodach, które prowadziły do komnaty w wieży. I wiedział wreszcie, co było ukryte na dnie oczu Fiorelli. A ponieważ również nie był człowiekiem nikczemnym ani małym, wyciągnął miecz o rękojeści zwieńczonej głową smoka i stanął w drzwiach.
Róże dla Sirocco
Powiadają, że nie można uciec przed czarodziejem, ale Sirocco zdołała tego dokonać.
Wyszła z chaty o świcie, kiedy marmurowe kopuły Brionii ledwie jaśniały na ciemnym niebie, a pąki róż nie rozchyliły się jeszcze w ogrodzie. Poczekała, aż srebrne dzwoneczki u framugi znieruchomieją i umilkną. Później starannie zaparła drzwi, wyrównała na oknie donice z mirtem, barwinkiem, hyzopem, lawendą i ciemiernikiem, i z fletem w dłoni ruszyła ku miastu. Niewolnice, czerpiące u Porta d'Argento wodę z akweduktu, na widok Sirocco niżej pochyliły się pod ciężarem dzbanów. Kiedy przeszła pomiędzy dwoma skrzydlatymi lwami, które wyrzeźbiono w żółtym piaskowcu, aby strzegły miasta, wydało się jej, że słyszy, jak ich kamienne powieki rozwierają się z mozołem, a pazury zaczynają rwać granitowe bloki traktu.
Zaklęcie słabło i demony rychło ockną się z niewoli.
Na ulicach nie spotkała nikogo, prócz gromady wróbli trzepoczących się w gałęziach tamaryszków u sadzawki. Za to nad jej głową małe kamienne gargulce odrywały się od gzymsów i unosiły, świszcząc i wirując z radości jak frygi. Podtrzymujący portyki świątyń atlanci prostowali ramiona, akroterioni przykucnięci na skrajach dachów leniwie poruszali skrzydłami, roztańczone bachantki ze zdumieniem wychylały się z reliefów fryzów. Pośrodku placu, z twarzą ukrytą w dłoniach, klęczał mosiężny pastuszek, z którego dłoni jeszcze wczoraj biła miejska fontanna. Sirocco przystanęła i przez chwilę chciała płakać razem z nim. Zamiast tego przyłożyła flet do warg i zaczęła grać pawanę, powolny, żałobny lament nad miastem, które wkrótce roztopi się w promieniach słońca jak zamek ze śniegu. I nad ludźmi Brionii, którzy nie próbowali nawet uciekać przed armią, ciągnącą ku nim od strony Valle delle Lacrime, Doliny Łez, gdzie pokonano ich władcę.
A także nad sobą, ponieważ była córką maga, który panował nad tym miastem.
Nikt nie zatrzymał jej na dziedzińcu ani w westybulu i swobodnie weszła do wewnętrznych komnat księcia, do jego pracowni. Tam przestała grać i przytknęła czoło do chłodnej kamiennej framugi. Wspomnienie melodii kołysało ją jeszcze chwilę, zagłuszając głosy demonów, które krążyły ponad kopułami miasta.
Bez Alharda w pracowni było niezmiernie cicho i pusto, choć w klatkach, wolierach i na drążkach, zawieszonych wysoko pod sufitem, spały ptaki jej ojca. Wielobarwne i hałaśliwe pomiędzy zwojami map nieba, spisami zaklęć, kodeksami, retortami, alembikami i astrolabiami, przywodziły Sirocco na myśl niezliczone demony, które mag również pozamykał w klatkach z powietrza, wody, ziemi i ognia.
Giermek, który przywiózł wieść o bitwie, nie umiał powiedzieć, co naprawdę stało się z księciem. Lecz demony, przez dziewięćdziesiąt cztery lata jego rządów wplatane w kamienne wieże miasta, w kopuły świątyń, mury, akwedukty i triumfalne łuki Tratto Principesco, wyczuły śmierć Alharda di Brionia, zanim padło pierwsze słowo o rzezi w Valle delle Lacrime. Nawet Sirocco, która nie umiała odczytać żadnej z ksiąg, piętrzących się pod ścianami pracowni maga i zaścielających wielki pulpit przy wschodnim oknie, wiedziała, że najsilniejsze z demonów, sześcioskrzydli serafowie, kerubowie o lwich ciałach i trony uwolnią się i odlecą wysoko poza księżyc, zanim spęta je moc nowego władcy. Inne będą unosić się tuż ponad miastem, po latach niewoli zbyt otępiałe i senne, by odnaleźć dawne ścieżki pomiędzy gwiazdami. Najsłabsze zaś pozostaną, uwięzione w marmurze, metalu czy drewnie, i będą służyć nowemu panu z tą samą przyćmioną nienawiścią, z jaką wcześniej spełniały rozkazy jej ojca.
Jeśli tylko Duilio odnajdzie zaklęcia.
Właściwie niewiele wiedziała o magu, który zeszłej wiosny zszedł z gór na Pianura Leodiana z zastępem demonów potężniejszych od wszystkiego, co oglądano na Półwyspie, by podbić sześć miast płaskowyżu i wywiesić ciała zwyciężonych magów na krenelażach ich własnych wież. Podobno wychował się w głębi Monti Serpillini, w klasztorze brodatych, barbarzyńskich mnichów, co na jagnięcych skórach spisali wszystkie słowa świata i porównują je w poszukiwaniu tego, które zostało wypowiedziane na samym początku i stworzyło świat. Stamtąd właśnie miał przynieść mapy nieba, niepodobne do żadnych innych, starożytne torusy, lunety i astrolabia, a przede wszystkim – umiejętność tropienia demonów, które na Półwyspie dawno już zostały zapomniane lub zepchnięte w legendę.
Jednak wieśniacy, uprawiający pola u podnóża sześciu pokonanych miast Pianura Leodiana, wiedzieli swoje. Jego matka, powtarzali szeptem, była nierządnicą w jednym z portowych szynków. Własną krwią przywołała inkuba, aby objawił jej skarby w ziemi ukryte, lecz ten oszukał ją i, odurzoną winem, zapłodnił swym nasieniem. Było to równie pewne, jak wiosenny wylew wód i letnie susze. Przecież zwyczajny śmiertelnik nie zdołałby pokonać sześciu magów Pianura Leodiana i strzaskać ich zaklęć jak garści suchych patyków.
Sirocco nie kształcono w sprawach czarodziejów i nie umiała rozstrzygnąć, co nosi większe pozory prawdy. W istocie ojca też nie znała zbyt dobrze. Alhardo di Brionia był człowiekiem srogim i oschłym, i nie wybaczył jej matce, że powiła dziewczynkę. Ponieważ niewiasty magów rzadko rodziły synów, nie zabił nałożnicy, tylko wygnał ją z pałacu. Sirocco dorastała w maleńkiej pustelni za murem miejskim, wśród róż, co pięły się po wapiennych skałkach, białych gołębi oraz koźląt o szorstkiej sierści i niepokojących pionowych źrenicach. Szczepiła winorośl, zbierała zioła pod księżycem w pełni, kiedy mają największą moc, pływała w ciepłych wodach zatoki. Wieczorami zaś grała na lutni, wioli, pasterskiej syrindze i poprzecznym flecie, który lubiła najbardziej – o zmierzchu jego głos przypominał granie świerszczy i wywabiał z głębin wielkie, połyskliwe ryby, które wyskakiwały ponad powierzchnię jak wrzeciona z żywego srebra.