-->

Trylogia o Reynevanie – Lux perpetua

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Trylogia o Reynevanie – Lux perpetua, Sapkowski Andrzej-- . Жанр: Фэнтези. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Trylogia o Reynevanie – Lux perpetua
Название: Trylogia o Reynevanie – Lux perpetua
Автор: Sapkowski Andrzej
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 215
Читать онлайн

Trylogia o Reynevanie – Lux perpetua читать книгу онлайн

Trylogia o Reynevanie – Lux perpetua - читать бесплатно онлайн , автор Sapkowski Andrzej

Andrzej Sapkowski to bez w?tpienia jeden z najwybitniejszych polskich pisarzy nurtu fantastycznego. Ka?de jego dzie?o spotyka si? z uznaniem ze strony czytelnik?w i krytyki oraz odnosi sukces komercyjny. Tym samym nic dziwnego, ?e w swojej dziedzinie jest obecnie najlepiej sprzedaj?cym si? polskim autorem. Niedawno ?wiat?o dzienne ujrza?a ostatnia cz??? trylogii, wie?cz?ca cykl o wojnach husyckich, nosz?ca tytu? „Lux perpetua”. Na tom zamykaj?cy przysz?o nam czeka? do?? d?ugo – ponad dwa lata, dlatego te? trudno by?oby zrozumie? do ko?ca niekt?re w?tki utworu bez przypomnienia dw?ch pierwszych cz??ci – „Narrenturmu” i „Bo?ych bojownik?w”. Jednak na pewno warto.

Sapkowski przyzwyczai? nas do literatury wysokich lot?w – ciekawej fabu?y, pe?nej zaskakuj?cych zwrot?w akcji, dobrego, ?ywego j?zyka, interesuj?co zarysowanych postaci oraz zabaw postmodernistycznych. Mieli?my z tym do czynienia w jego dotychczasowych utworach, mamy to w przypadku „Lux perpetua”.

J?zyk, jakim pos?uguje si? Sapkowski, jest znakomity. Niezwyk?a obfito?? epitet?w i por?wna?, b?yskotliwe metafory i nawi?zania, ?wietne dialogi. Mo?e nie a? tak zachwycaj?ce, jak np. w "Narrenturmie", czy sadze o wied?minie Geralcie, ale z pewno?ci? wysokiej pr?by. Do tego pojawiaj? si? w tek?cie liczne ?aci?skie makaronizmy, czy nawet ca?e zdania w obcym j?zyku, co wprowadza czytelnika w klimat epoki. To wszystko sprawia, ?e ksi??k? czyta si? dobrze i niezwykle przyjemnie. Nie jest to jednak lektura tak ?atwa i lekka, ?e po tygodniu nie b?dziemy ju? jej za bardzo pami?ta?. Przeciwnie, jest to utw?r, kt?ry zapada w pami??, a jego lektur? d?ugo si? jeszcze smakuje. To bez w?tpienia zaleta.

Fabu?a ksi??ki, podobnie jak chodzenie po bagnach, wci?ga. Zn?w mamy do czynienia z przygodami Rainmara z Bielawy zwanego Reynevanem, kt?ry uparcie poszukuje swojej ukochanej Jutty Appold?wny. W wysi?kach pomagaj? mu niezawodni Samson Miodek oraz Szarlej. Obaj wyci?gaj? g??wnego bohatera z nie lada tarapat?w i to nie raz. Mn?stwo tu po?cig?w, ucieczek i potyczek, ale tak?e troch? przypadku. Historia opowiadana na kartach dzie?a jest niezwykle zajmuj?ca. Wystarczy si? tylko troszk? wgry??, poczu? smak ?l?ska z XV wieku i ju? czyta si? znakomicie, z dreszczem emocji zapoznaj?c si? z kolejnymi stronicami przyg?d Reynevana.

W tle mamy oczywi?cie wojny husyckie. Tym razem jednak s? to czasy zmierzchu pot?gi Taboru i wreszcie jego sromotnej kl?ski w 1434 roku pod Lipanami, gdzie kwiat husyckich woj?w, wraz z przyw?dcami, zostaje wyr?ni?ty. Mamy wi?c do czynienia z opisami bitew i obl??e?, bezpardonowych walk pe?nych okrucie?stwa. Morduj? obie strony – husyci i katolicy, wiedz?c, ?e to nie przelewki, ?e to ?wi?ta Wojna i tylko zwyci?zca b?dzie zbawiony. ?atwo wi?c wej?? pod miecz – trakty s? pe?ne niebezpiecze?stw. To zdecydowanie utrudnia poszukiwania Reinmarowi z Bielawy, ostatecznie jednak udaje mu si? spotka? swoj? ukochan?. Czy ich po??czenie b?dzie trwa?e? O tym dowiecie si?, kiedy przeczytacie powie??.

Z kart ksi??ki wy?ania si? ogrom pracy, kt?r? w?o?y? autor w uko?czenie powie?ci. Dla ukazania prawdziwego wizerunku ?l?ska czy Czech z pierwszej po?owy XV stulecia, wraz z postaciami, kt?re zamieszkiwa?y wtedy te tereny oraz wydarzeniami, kt?re odcisn??y si? silnym pi?tnem, musia? sp?dzi? wiele dni na studiowaniu starych traktat?w i kronik. Przedstawienie jest niezwykle sugestywne i realistyczne, tym bardziej wi?c godne uwagi. Obok przyjemno?ci, jak? daje z pewno?ci? lektura „Lux perpetua”, czytelnik zyskuje du?o wiedzy historycznej. Niezbyt cz?sto zdarza si? obecnie, by pisarz z jednej strony komponowa? fabu??, kt?r? czyta si? znakomicie, b?d?c jednocze?nie wiernym realiom historycznym i dbaj?c o najmniejsze detale.

Sapkowski nie by?by jednak sob?, gdyby nie si?ga? po sztuczki, okre?lane mianem postmodernistycznych. To, co by?o obecne w sadze o wied?minie i ?wietnie si? tam sprawdza?o, tu r?wnie? si? pojawia, cho? w znacznie mniejszym zakresie. Mimo to, owych zabieg?w jest wed?ug mnie wci?? za du?o. Niepotrzebne s? nawi?zania do kultury popularnej, kt?re Sapkowski gdzieniegdzie wtr?ca. Szczeg?lnie, ?e niekiedy robi to wr?cz obcesowo, co – przynajmniej dla mnie – by?o pewnym zgrzytem w lekturze. Rozumiem, ?e autor lubi bawi? si? tekstem, ja r?wnie? to sobie ceni?, jednak niekt?re utwory nie nadaj? si? do wstawiania szczeg?lnie natr?tnych nawi?za? do wsp??czesno?ci. „Lux perpetua” do w?a?nie takich dzie? nale?y.

„Lux perpetua” jako trzecia, ko?cz?ca cz??? trylogii, jest chyba najs?absza, co nie oznacza, ?e s?aba. Wr?cz przeciwnie – to znakomita ksi??ka, kt?r? mog? poleci? ka?demu. Wydaje mi si? jednak, ?e autor, mimo ogromu pracy, jak? w?o?y? w jej powstanie (co wida? na ka?dym kroku), w?o?y? jej jednak troch? za ma?o. Wystarczy?o jeszcze dwa, mo?e trzy miesi?ce po?l?cze? nad tekstem, by pewne elementy wyostrzy?, udoskonali?. S? teraz dobre lub nawet bardzo dobre, ale mog?yby by? jeszcze lepsze. Odnios?em wra?enie, ?e Sapkowski np. przy "Narrenturmie" postara? si? bardziej, cho? by? mo?e temat, kt?ry wzi?? na swe barki, pod koniec pisania zacz?? go troch? nu?y?. Nie bez znaczenia mog?y te? by? naciski wydawcy, kt?ry chcia? jak najszybciej wypu?ci? na rynek ostatni tom. To tylko pewne w?tpliwo?ci i przypuszczenia, kt?re nie mog? przys?oni? fakt?w. A s? one nast?puj?ce: „Lux perpetua” to ksi??ka, kt?r? polecam ka?demu, bowiem to bardzo dobra pozycja; jedna z najlepszych, jakie pojawi?y si? w polskiej fantastyce w zesz?ym roku. Dla pe?nej przyjemno?ci z lektury, zach?cam do si?gni?cia po wcze?niejsze dwa tomy, za? je?li je pami?tacie, nie pozostaje nic innego jak wzi?? do ?apki wolumin i zag??bi? si? w lekturze. Warto.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 52 53 54 55 56 57 58 59 60 ... 113 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

– Z mojego rozkazu – powiedział – uczynisz to, co uczynisz. A to, co będzie uczynione, my, biskup Wrocławia, volumus et contentamur , akceptujemy i uznajemy za zgodne z naszą wolą. I pełną na się za to bierzemy odpowiedzialność. Wystarczy?

– Teraz w zupełności.

* * *

Wielki zegar miejski, wiszący na wieży wrocławskiego ratusza od czasów biskupa Przecława z Pogorzeli, wśród zgrzytów trybów i pojękiwania sprężyn obwieścił nagle metalicznym biciem dziewiątą godzinę dnia. Teraz, w końcu marca, oznaczało to, że do zachodu słońca i ignitegium pozostawało około trzech godzin.

Douce von Pack stała w oknie, całkiem naga, obrócona plecami do Pomurnika, wsparta o framugę jak kariatyda. Pomurnik nie mógł oderwać wzroku. Mógłby tak na nią patrzeć godzinami.

– Podejdź tu – odezwał się. – Proszę.

Usłuchała.

– Mówiłaś – powiedział wolno – że pragniesz robić to, co ja. U mego boku. Nadal tego chcesz? Nie zmieniłaś zdania? Jesteś na to gotowa?

Kiwnęła głową. Wolno.

– Jeśli zaczniesz, nie będzie odwrotu. Zdajesz sobie z tego sprawę?

Znowu kiwnięcie. Pomurnik wstał.

– Włóż to.

Po chwili stała już przed nim w czarnym pikowanym aketonie, nogawkach i wysokich butach. Pomógł jej założyć i zapiąć płyty napierśnika, naplecznik, gorget, naramienniki, awanbrasy, resztę blach. Czarną opaskę na włosy. Czarny płaszcz z kapturem.

– Miecz?

– Wolę oszczep.

– Wypij to. Do dna. Powtarzaj za mną: Adsumus, Domine, adsumus peccati quidem immanitate detenti

– Przybądź do nas, pozostań z nami, zechciej przeniknąć nasze serca…

– Amen. Idziemy.

– Co to było… To, co wypiłam?

– Narkotyk.

– Niezbyt to smaczne.

– Przywykniesz. Idziemy. Aha. Jeszcze jedno. Powiedz mi…

Uniosła głowę. I oczy. Koloru toni górskiego jeziora. Piękne. Urzekające. I absolutnie nieludzkie.

– Jak ty – spytał Pomurnik z ociąganiem – właściwie masz na imię?

* * *

Dzierżka de Wirsing nie wiedziała, co ją zbudziło. Nie było to szczekanie psów, psy, niepokojone być może przez podkradającego się leśnego zwierza, szczekały w Skałce całą noc, ich szczek tylko z początku przeszkadzał w zaśnięciu, potem spowszedniał i stracił swój alarmujący charakter, stał się dla ucha czymś zwyczajnym. Prawdopodobnie była to więc mara, straszny koszmar senny, który sprawił, że Dzierżka nagle gwałtownie poderwała się, usiadła na łożu, spięta, przytomna i gotowa do akcji. Pewna, że oto właśnie stało się to, czego obawiała się przez całe ostatnie cztery lata.

Psy nie szczekały.

– Elencza! Zbudź się! I ubieraj!

– Co się stało?

– Wstawaj! Żywo!

Dzwoniąca w uszach nienaturalna cisza pękła nagle, rozpruta przez dobiegający z podwórza krzyk mordowanego. Krzykowi prawie natychmiast zawtórowały inne, w mgnieniu oka cały skałecki folwark rozbrzmiał wrzaskami i tętentem. A w okiennych błonach zamigotał ogień.

– Elencza! Tu! Tędy!

Dzierżka przesunęła skrzynię, zdarła ze ściany żubrzą skórę, otworzyła ukryte za nią drzwiczki. Zza drzwiczek powiało stęchlizną i chłodem.

– Pani Dzierżko!

– Prędko, nie ma czasu! Przechód doprowadzi cię nad strumień. Ukryj się tam, nie wychodź, dopóki… Dopóki wszystko się nie skończy. Żywo, dziewczyno!

– A ty? Nie zostawię cię!

– Do przechodu! Natychmiast! Nie waż się być nieposłuszną! Idź, dziecko, idź…

Zamknęła drzwiczki, zamaskowała je skórą i skrzynią. Zerwała ze ściany w sieni rohatynę. I wypadła na podwórze.

Nie zdążyła zobaczyć nic poza migotaniną sypiących i iskrami pochodni. Na samym progu staranował ją rozpędzony koń, runęła na ziemię z dławiącym oddech impetem. Podkute kopyta tłukły o grunt tuż obok niej, groziły zmiażdżeniem. Nie miała siły się poruszyć. Ktoś chwycił ją, powlókł. Poznała. Sobek Snorbein.

– Pani… Ratujcie się…

Więcej Sobek Snorbein powiedzieć nie zdołał. Stęknął, padł na kolana, z ust buchnęła mu krew. Dzierżka zobaczyła grot oszczepu, wyzierający mu z piersi. Obok przemknął konny, niewyraźny jak czarny nocny ptak, usłyszała złośliwy dziewczęcy chichot. I okrzyk.

– Adsumus! Adsumuuus!

Dookoła znowu załomotały kopyta, zaroiło się od jeźdźców. Czarnych Jeźdźców.

– Adsumuuus!

Wprost na nią, wyciągając ręce, biegła kobieta w koszuli. Na oczach Dzierżki Czarny Jeździec rozwalił jej głowę ciosem miecza. Dzierżka zerwała się, ale znowu najechano ją, obalono. Poderwał ją arkan, ręce w żelaznych rękawicach. Zawisła między dwoma końmi. Trzeci naparł na nią.

– Gdzie jest dziewczyna?

Dzierżka splunęła. Coś świsnęło, w oczach rozbłysło. Skurczyła się z bólu.

– Gdzie jest dziewczyna?

Bicz znowu spadł, smagnął. Zawyła. Jej krzyk mieszał się z innymi, dobiegającymi od stajni i stodół.

– Gdzie jest dziewczyna?

– Nie dostaniecie jej… Nie ma jej tu… Jest daleko.

Czarny Jeździec nachylił się ku niej z siodła. Zobaczyła jego oczy. Ptasie i złe.

– Twoich pachołków, koniuchów, dziewki i dzieciaki – powiedział – kazałem zamknąć w stajni. Spalę ich tam, upiekę razem ze wszystkimi twoimi końmi. Jeśli nie powiesz, gdzie jest dziewczyna, wszystkich usmażę żywcem.

– Nie dostaniesz jej – powtórzyła, wypluwając krew płynącą z przeciętych biczem warg. – Nigdy jej nie znajdziesz i nigdy nie zdołasz skrzywdzić.

Jeździec odwrócił się, wydał rozkaz. Wnet noc eksplodowała gorącym podmuchem, pojaśniała czerwonym blaskiem wielkiego ognia. I potwornym krzykiem, głosem, którego nie był w stanie zgłuszyć ryk pożaru. Kwikiem żywcem płonących zwierząt. I ludzi.

Boże, wybacz mi, powtarzała w myśli Dzierżka, kuląc głowę w ramiona pod uderzeniami bata. Boże, wybacz grzech. Ale oni zabiliby Elenczę… A ludzi i konie spaliliby i tak…

Ogień bił aż pod niebo. Zrobiło się jasno jak w dzień. Ale Dzierżka nie widziała nic. Była jak ślepa.

Obalono ją na ziemię. Rzemieniem spętano nogi w kostkach. Koń zarżał, zatupał, rzemień się napiął, poczuła szarpnięcie, poszorowała po ziemi.

– Masz ostatnią szansę, koniarko – dobiegł skądś z góry zły głos Czarnego Jeźdźca. – Powiesz, gdzie jest dziewczyna, a podaruję ci szybką śmierć.

Dzierżka zacisnęła zęby. Zaraz będę znowu z tobą, Zbylut, pomyślała szybko. Trochę pocierpię, nic to, wytrzymam. I będę znów u twego boku.

Ktoś krzyknął, ktoś gwizdnął, koń runął w cwał. Świat w oczach Dzierżki zmienił się w długą ognistą linię. Żwir ciął skórę jak raszpla.

Po trzecim nawrocie straciła przytomność.

* * *

– Będzie żyć – stwierdził sucho wezwany ze Środy zakonnik, infirmierz z klasztoru Braci Mniejszych. – Przeżyje, jeśli Bóg pozwoli… Nowa skóra z czasem rany pokryje. Pozrastają się i wydobrzeją, da Bóg, kości i stawy…

– Chodzić wydoli? – spytał, gryząc wąs, rycerz Tristram Rachenau, pan na Bukowie. Jego syn, Parsifal, wyglądał mu zza pleców.

– Konno jeździć zdoła? Toć ona koniarka, z koni żyje. Zdoła na kulbakę?

Franciszkanin pokręcił głową, spojrzał na Elenczę.

– Nie wiem… – zająknął się. – Może. Może kiedyś, z łaską boską… Strasznie jest zmasakrowana… Szczęście to, szlachetny panie, żeście z drużyną w czas z pomocą przyskakali, tamtych przepłoszyli. Inaczej…

– Somsiedzka pomoc, zwykła rzecz – odburknął Tristram Rachenau. – Takoż, jasna sprawa, tu, u mnie, w stanicy, niechaj leży i się kuruje. Póki nie ozdrowieje, na nogi nie stanie, a jej ludzie Skałki nie odbudują. Ha, cud to, że się z tej stajni wyłamali, inaczej wszyscy by tam zgorzeli, żywa noga by nie uszła. I koni większość uciec z pożaru zdołała… Na honor, cud to, cud prawdziwy.

– Bóg tak chciał. – Franciszkanin przeżegnał się. – I ja tu ostanę, panie rycerzu, jeśli zezwolicie. Mus teraz nieustawnie chorej doglądać, opatrunki zmieniać… Panienka mi pomoże. Panienko?

Elencza uniosła głowę, otarła przegubem opuchnięte od płaczu powieki.

– Pomogę.

Dzierżka de Wirsing poruszyła się na łożu, głucho jęknęła spod bandaży.

* * *

Był trzydziesty marca Anno Domini 1429.

1 ... 52 53 54 55 56 57 58 59 60 ... 113 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название