Ksiiga Jesiennych Demonow
Ksiiga Jesiennych Demonow читать книгу онлайн
Pogoda na dworze niczym z koszmaru- leje deszcz a ja siedz? w domu patrz?c, jak krople rozpryskuj? sie na czarnej ziemi.W?a?ciwie przed chwilk? sko?czy?am czyta? ostatnie opowiadanie.Wpatruj? si? w to, co dzieje si? za oknem i rozmy?lam nad sob?, nad tym co ukrywa si? w ka?dym z nas.Strach, b?l, tajemniczo?c.Czy demony istniej? naprawd?? Oczywi?cie, ?e tak! Ale czy istniej? w nas? Czy nam dokuczaj?? Gdzie s?? Takie i inne pytania zadaje sobie po przeczytaniu debiutanckiej ksi??ki Grz?dowicza.
"Ksi?ga jesiennych demon?w" to pi?? d?ugich opowiada?, kt?rych akcja toczy si? w Polsce.
Pierwsze z nich to "Klub absolutnej karty kredytowej"-g??wny bohater Zi?ba jest posiadaczem karty kredytowej, kt?ra ma niezwyk?? moc.Jaka tego dowiecie si? po przeczytaniu.Czy los ?wiata spoczywa w r?kach jednego cz?owieka?
"Opowie?c terapeuty"-czyli tytu? drugiego opowiadania.B?g ma dosy? ludzi i ich ci?g?ych narzeka?.Kolejny pacjent…niezwyk?y pacjent…bia?e ?ciany.
"Wied?ma i wilk"-m?odziutka wied?ma Melanie bita przez swojego ch?opaka postanawia "wyhodowa?" sobie nowego m??czyzn?.Co z tego wyjdzie?:) Wilk przeobra?ony w cz?owieka "dusi si?" w nowym ciele…
"Piorun"- opowie?? kryzysu ma??e?skiego.Typowa groteska:)
"Czarne motyle"- wed?ug mnie najlepsze opowiadanie o poruszaj?cym zako?czeniu.Mi?o??, samotno?? i groza.
Podsumowuj?c- ksi??k? polecam osobom, kt?re lubi? psychologi?.Fani Stephena Kinga powinni by? zadowoleni i uznac to za lektur? obowi?zkow?.Ciekawe czy i wy potraficie tak, jak g??wni bohaterowie odnale?? swojego jesiennego demona?
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
– Ale dlaczego nie znajdziesz normalnego chłopca? Jak mogłaś jej na to pozwolić? Patrycjo?
– Nie pytała mnie o zdanie – żachnęła się matka. – Odczepcie się ode mnie. Jest dorosła i jest wiedźmą. Zawsze jak się na coś uprze…
– Ale co będzie z dziećmi? Co ona urodzi?
– Na razie stanowczo – nic – wycedziła twardo Melania.
– Głupia jesteś i tyle.
– Ale co dalej? Będziesz go trzymała w domu jak kanarka?
– Mam go trzymać na dworze?
– Nie bądź bezczelna. Jeżeli robisz z niego człowieka, to porządnie. Do końca.
– To znaczy?
– To znaczy, że ma robić to, co należy do mężczyzny. To zasadnicza sprawa, moje dziecko. – Ciotka zaczęła podkreślać każde słowo dobitnym klepnięciem dłoni w mahoniowy blat. Niedobrze. – Ze zwierzęciem stanowczo nie możesz się prowadzać. Twierdzisz, że zrobiłaś z niego człowieka. Nie wiem. Szczerze powiem, że nikt nie robił czegoś takiego odkąd pamiętam. Bestii nie zaakceptujemy. Przekonaj nas, że to jest człowiek. Niech idzie do pracy i zarabia, niech daje ci oparcie. Niech ci zapewnia bezpieczeństwo. Patrycjo, skarbie, podaj mi torebkę.
Ciotka Pelagia otworzyła swoją torbę przypominająca lekarski kuferek i grzebała wśród szpargałów. Szczotka do włosów, kosmetyczka, kalendarzyk, portmonetka, klucze, mandragora, woreczek kryształów, poświęcona kreda, rytualny nóż, konsekrowana chusteczka z czarnego jedwabiu.
– Proszę. Coś ci przygotowałam.
Była to sztywna koperta z czerpanego papieru, a w środku trzy kartki. Zwyczajne, białe i dziewiczo czyste. Ciotka wydobyła jeszcze niewielki srebrny długopis z wbudowaną ultrafioletową latarką do badania autentyczności banknotów.
– Walerio, zgaś proszę lampę, skarbie.
W jaskrawym, białoliliowym blasku natychmiast pojawiły się fosforyczne linie, kręgi i znaki. Psi łeb w heksagramie, na odwrocie kaduceusz w pentagramie. Pieczęcie, pentakle, sykle. Potężne. Mawiało się, że to znaki i amulety Pelagii wykończyły kiedyś Związek Sowiecki.
– Napiszesz mu na tym życiorys i ten tam… list motywacyjny. Dostanie pracę. Tak będzie i dla ciebie lepiej, moje dziecko. Porządnie. Zrób z niego normalnego mężczyznę.
Coś jej mówiło, że najlepiej będzie powiedzieć: „Dziękuję, ciociu”, schować kartki do koperty i siedzieć cicho. A kiedy wieczorem zbierała się do wyjścia, nestorka zaczepiła ją w kuchni:
– Lepiej zrób, co mówią, moje dziecko. Bez względu na to, co o tym myślisz.
Woda już wyparowała i na dnie żeliwnego kociołka wyżarzały się kamienie. Czyjeś marzenia, które właśnie wzięły w łeb, bo kilka starszych pań tak postanowiło. Dlatego, że wszystko wiedziały najlepiej.
– Jeżeli będziesz się stawiała, wykończą go. – Prababka wkręciła papierosa do długiej cygarniczki i zagrzechotała pudełkiem zapałek.
Melania poczuła nagły chłód.
– Nie ośmielą się.
– Dlaczego nie? Wrzucą czarne gałki. Ja, jak zwykle w takich razach, wrzucę białą. Jedną białą na osiem czarnych. Zresztą, może mają rację – zrobiłaś z niego zabawkę, moje dziecko. Nie może cały czas siedzieć w domu. I, Melanio…
– Tak, babciu?
– Idzie pełnia, moje dziecko. Uważaj.
– Będę, babciu.
– Pamiętaj, kochanie: magia to ścieżka samotnych.
Stare, przedwojenne kamienice są wilgotne i mroczne, ale mają też swoje dobre strony. Grube mury z cegły, wysokie pomieszczenia, duże pokoje. Brak karaluchów. Mieszkanie Melanii miało jeszcze jedną dobrą cechę. Garderobę. Kiedyś była to tak zwana służbówka. Maleńki pokoik, w którym niegdyś nocowała służąca albo może kucharka. Potem służbówka oddała część powierzchni kuchni, gdzie Melania zbudowała kąt jadalny, a to, co zostało, pełniło po części rolę składziku, po części garderoby, a w czasach, kiedy chciało się jej jeszcze samej wywoływać zdjęcia – ciemni.
Część ubrań i szpargałów wyniosła do ogromnej, niemal nie używanej piwnicy, usunęła z garderoby powiększalnik, kazała wstawić drzwi. Kupiła metalowe, z bolcami przeciwwyważeniowymi, wypełnione pianką balistyczną, zaopatrzone w solidną zasuwę. Od zewnątrz. Kosztowały i ważyły jak nieszczęście. Poza tym, nigdy w życiu nie widziała tak małomównych i podejrzliwych robotników jak ci, którzy je instalowali, od momentu kiedy się dowiedzieli, że te straszne drzwi jak z Bastylii mają zamykać garderobę.
Następnie okleiła je od wewnątrz srebrną folią, wymalowała znaki. Okadziła pomieszczenie dymem z drzewa sandałowego, kamfory, aloesu, bursztynu i nasion ogórka, spalanych na ogniu z suszonych łodyg artemizji i jaskra.
Potem okleiła ostre brzegi metalowych półek gąbką i położyła na podłodze materac, a po namyśle jeszcze dodała plastikowy kubeł i miskę z wodą. Wypróbowała zasuwę. Doskonale.
Każda kobieta powinna mieć w domu coś takiego.
Do pełni zostały jeszcze trzy dni.
Ultimatum ciotek ciążyło jej jak kamień, ale nie było rady. Zresztą, miały trochę racji. Nie mógł przecież spędzić całego życia łażąc od ściany do ściany. Poza tym, przecież ciężko byłoby go zawsze utrzymywać. Takiego, który głównie leżał i gapił się w sufit, już miała.
Najpierw zrobił się małomówny, znacznie bardziej niż zwykle. Ciągle czytał, ale reagował jakoś inaczej niż przedtem. Nerwowo i opryskliwie. Patrzył w okno, chodził po pokoju albo siedział i przyglądał się w milczeniu swoim dłoniom.
– Co się ze mną dzieje?
– To księżyc – odpowiedziała Melania. – Kiedy idzie pełnia, będziesz… będziesz się źle czuł. Zaparzę ci ziół. Powinny pomóc.
– Idzie zima – odparł. – W lesie, nie tutaj. Tutaj jest tylko beton, smród i hałas. Jelenie robią się tłuste i czerwone. Idzie wielki mróz i śnieg. Schodzą się wszystkie klany i będzie wielkie polowanie. Wiesz, czego mi brakuje? Pieśni. Wychodzisz na pagórek i śpiewasz. Wyśpiewujesz wszystko, do czego tęsknisz, i rzucasz wyzwanie całemu światu. Kiedy wilk śpiewa, w puszczy zapada cisza. A te pieśni są właśnie dla księżyca. Tylko on rozumie. Tam odchodzą zmarli.
A tutaj jest tylko beton i brud. Tak, jest jeszcze polityka. I gospodarka. Ach, jeszcze zakazy. Byłbym zapomniał. Nie wolno krzyczeć. Nie wolno wchodzić. Nie wolno siadać. Wiesz, co było w gazecie, którą podarłem? Napadli starego człowieka. W jego domu. Wyłamali drzwi, kiedy dzwonił na policję. Potem bili go łomem. Złamali mu rękę, ale on miał nożyce. Takie długie, krawieckie. Wycinał coś z gazety i położył je obok telefonu. No, więc zabił jednego bandytę tymi nożycami, a drugi uciekł. Właśnie tego starca osądzili i dostał trzy lata więzienia. Nawet bronić się nie wolno. Gdzieś tam zabronili w całym mieście palić, bo burmistrz właśnie się oduczył i uważa, że wszyscy inni mają zrobić tak samo. W innym mieście zabronili ludziom hodować psy i koty. Bo brudzą trawniki. A w jednym kraju powiesili młodego chłopaka, bo ktoś widział, jak wypił piwo. Zakaz, zakaz, zakaz. Księżyc robi się coraz głośniejszy. Słyszę jego krzyk w nocy i nie mogę spać. Nigdzie nie wolno iść, nic nie wolno mówić. Nie wolno się kochać, nie wolno myśleć. Po co nauczyłaś mnie myśleć?
Zaparz mi zioła, Melanio. Zaparz mi takie, żeby to wszystko przestało mnie boleć.
Tego samego wieczora po raz pierwszy przestraszyła się go. Kiwał się na łóżku, patrząc w okno na potężniejący księżyc. Spomiędzy warg wydobywał mu się dziwny dźwięk – ni to pomruk, ni to skowyt. Objęła go za ramiona, a wtedy warknął. Był to głęboki, wibrujący dźwięk, gdzieś z głębi trzewi.
– Walcz z tym – powiedziała przez łzy. – Pamiętaj, że jesteś człowiekiem.
– Jestem potworem – wyrzęził. – Księżyc mnie woła. Las mnie woła. Jestem myśliwym. Byłem… Teraz jestem chorym półczłowiekiem.
Długo w nocy widziała jego nieruchomą sylwetkę; siedział na łóżku, sztywny i wyprostowany jak figura, zalany mdłym rtęciowym blaskiem. W źrenicach pojawiły mu się małe tarczki świecące fosforyczną zielenią. Czasem drapał opuchniętą skórę wokół nadgarstka. Patrzyła na niego przez ciche, bezradne łzy, ale postanowiła, że nie zrejteruje. Była jego kobietą, cokolwiek to znaczyło.