-->

Arcymag. Cziic II

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Arcymag. Cziic II, Rudazow Aleksander-- . Жанр: Фэнтези. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Arcymag. Cziic II
Название: Arcymag. Cziic II
Автор: Rudazow Aleksander
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 231
Читать онлайн

Arcymag. Cziic II читать книгу онлайн

Arcymag. Cziic II - читать бесплатно онлайн , автор Rudazow Aleksander

Wraz z wie?ci?, ?e Fabryka S??w si?gn??a po wschodni? fantastyk?, wst?pi?a w moje serce nadzieja, ?e oto – po kompletnym wyja?owieniu niezbyt ?yznego polskiego poletka – przyjdzie czas na import co bardziej ?akomych k?sk?w zza granicy. Pierwsze importowane dzie?a nie by?y mo?e nazbyt udane, ale dopiero „Arcymag” rozwiewa w?tpliwo?ci. Porzu?cie wszelk? nadziej? – Fabryka si?gn??a po import nie po to, aby podnie?? jako?? produkt?w, ale po to, by produkowa? jeszcze wi?cej tego, czego i tak mamy a? nadto – prostej (prostackiej?) i nieskomplikowanej fantastyki rozrywkowej.

Rudazow debiutuje w fatalnym stylu. Opowiada histori? pot??nego sumeryjskiego maga, kt?ry trafia do wsp??czesno?ci, pod opiek? dzielnej pani policjant na urlopie. Naprzeciw siebie staj? – arcymag Kreol (bezradny wobec tajemnic naszego pe?nego wysokich technologii ?wiata) i nasz ?wiat (r?wnie bezradny wobec w?adaj?cego magi? maga). Od tego momentu zaczyna si? komedia pomy?ek i pomniejszych katastrof, pe?na niewyszukanego humoru. Kreol odkrywa dobrodziejstwa i szale?stwa wsp??czesnego ?wiata – tajemnic? ciep?ej wody p?yn?cej z kran?w, fenomen telewizora i skutki emancypacji. Trudno oprze? si? wra?eniu, ?e wszystko to ju? kiedy? by?o, a ca?a powie?? to zlepek kalkowanych obrazk?w i gag?w, kt?re od lat mieli telewizja i popkultura. Nie ma tu ani jednej postaci, w kt?rej by?by rys oryginalno?ci, ani jednej frazy, kt?ra zabrzmia?aby zgrabnie, i ani jednej sceny, kt?ra mog?aby czymkolwiek zaskoczy?.

Fabu?a „Acymaga” w zadziwiaj?cy spos?b koresponduje z nasz? rzeczywisto?ci?. Do ksi??ki, jak i g??wnego jej bohatera, pasuj? te same przymiotniki – niewydarzony, infantylny, g?upkowaty, nudny. Mno??c kiepskie dowcipy ponad miar?, autor zabija wszelk? logik? – gubi fakty, pl?cze w?tki, przek?amuje charaktery postaci. Kreol, kt?ry trz?s? pono? staro?ytnym Sumerem, raz zachowuje si? jak dobrotliwy, poczciwy staruszek, a innym razem jak kompletny imbecyl – ale nigdy jak posta?, kt?ra mia?aby za sob? przesz?o??, jak? dopisa? jej autor. Najpierw Rudazow pr?bowa? rozbawia? wizj? arcymaga pisz?cego ksi?g? zakl?? w pospolitym zeszycie, a potem nagle okazuje si?, ?e ksi?ga liczy sobie p??tora tysi?ca stron. Najpierw arcymag wyk?ada, ?e magia nie s?u?y b?ahostkom, a chwil? p??niej od?wie?a sobie oddech magiczn? formu??. St??enie naiwno?ci, b??d?w i niesp?jno?ci osi?ga swoje apogeum w drugim tomie, kt?ry w znacznej mierze zbudowano na retrospekcjach i eksplikacji magicznej strony ?wiata.

Nad „Arcymagiem”, jak mi si? zdaje, przysypia? i autor, skutkiem czego logika pruje si? tu i ?wdzie, i grafik, kt?ry zamiast stworzy? ok?adki obydwu tom?w posk?ada? je z tych samych rysunk?w, i nawet korektor, kt?rego nie zdziwi?y niefortunne sformu?owania oraz potkni?cia t?umacza. Nie spos?b oprze? si? wra?eniu, i? wszyscy mieli ?wiadomo??, ?e powie?? Rudazowa to nie arcydzie?o i ?adne starania tego nie zmieni?. Biada czytelnikom, kt?rzy natkn? si? na „Arcymaga”.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 ... 51 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

– Ajza-Szi? – zdziwił się Kreol, z trudem przypominając sobie imię swego niewolnika kąpielowego.

Oprócz kąpielowych, mag był jedyną osobą, jaka miała możliwość zobaczyć przepięknego gościa nago. Ajza-Szi został pozbawiony męskiej dumy, zanim jeszcze zaczął się na dobre rozwijać. Do tego rzeczywiście był jednooki. – Do czego może mi się przydać?

– Nie, przyjacielu, oczywiście nie miałam na myśli tego bezmózgiego eunucha. Mówiłam o twoim dżinnie. Nazywa się Hubaksis, nieprawdaż?

– A, on… – Kreol skrzywił się.

Mag sam nie pojmował, dlaczego do tej pory nie pozbył się Hubaksisa. Korzyści, jakie przynosił, były niewielkie w porównaniu z umiejętnością doprowadzania ludzi do białej gorączki. Każdy na miejscu Kreola dawno już odprawiłby dżinna z powrotem do jego świata, na spotkanie z wyrokiem śmierci. W ten sposób pogodziłby się też z Wielkim Chanem – lepiej nie mieć za wroga władcy dżinnów.

– Nie zajmie dużo miejsca – uśmiechnęła się Najpiękniejsza. – Nie trzeba będzie nawet uwzględniać go w zaklęciu. Dżinny potrafią samodzielnie pogrążać się w śpiączce.

– Wiem. – Kreol zmarszczył się z niezadowoleniem. – Dobrze, zrobię tak, jak mówisz. Sądzę, że trzeba będzie zbudować grobowiec… porządny grobowiec…

– Najważniejsze – sekretny grobowiec! – surowo zauważyła dama. – Będziesz musiał dobrze się postarać, aby ochronić go przed nieprzyjaciółmi! W tym względzie polegam na tobie, w twoim interesie leży, aby…

– Panie, alarm!!! – wrzasnął Artod, rzucając w górę krótki oszczep.

Kreol uniósł głowę i z jego palców wystrzeliła w mgnieniu oka oślepiająca błyskawica. W powietrzu miotało się z pół setki stworów przypominających ogromne gargulce. Miały ciemnobrązową wężową łuskę, pyski nieco przypominające lwie, błoniaste skrzydła, a ich łapy wyposażone były w sierpowate szpony. Jeszcze przed sekundą nic nie zapowiadało niebezpieczeństwa – pojawiło się dosłownie znikąd.

– Kimkarowie! – warknął Kreol, podnosząc laskę i aktywując jakieś zaklęcie. – To wszystko, na co cię stać, Troyu? Podnieść tarcze, odsłonić kryształy, wypuścić płanetników!

Artod i Artedian posłusznie pomknęli wykonać polecenia pana. Dżinn Hubaksis pojawił się obok Kreola, dostał po łbie od rozzłoszczonego maga i znowu zniknął.

Kimkarowie szybko zorientowali się w sytuacji, zbili się w ciasną gromadę i pomknęli prosto na Kreola, wystawiając do przodu mordercze pazury. Najpiękniejsza cofnęła się kilka kroków, nie robiąc nic, by pomóc arcymagowi. Ten zresztą nie przejął się tym zbytnio – z laski Kreola wystrzeliła jeszcze jedna błyskawica i jeden z kimkarów upadł gdzieś za murem z dzikim wrzaskiem. Ale pozostali uderzyli prosto na Kreola.

Uderzyli i odbili się. Na chwilę przed tym, jak pazury kimkarów dosięgły maga, otoczył go pomarańczowy blask Błyszczącej Zbroi. Stwory zawyły z bólu i znowu wzbiły się wyżej, gdzie jeszcze jednego doścignęła błyskawica Kreola.

Kimkarowie raz za razem starali się dosięgnąć celu, ale wciąż napotykali Błyszczącą Zbroję i odlatywali z wrzaskiem. Tymczasem na wszystkich pięciu wieżach pojawiły się duże romboidalne kryształy, a pośrodku dziedzińca otworzył się ogromny kwadratowy luk.

– Zabić wszystkich! – rozkazał Kreol, wyjmując z torby opasły pergaminowy tom w okładce z zaśniedziałej miedzi. – Pokażę wam, gdzie pieprz rośnie!

Kryształy wystrzeliły jednocześnie w miotających się kimkarów jasnozielonymi promieniami. Dwa stworzenia spadły, upieczone jak szaszłyki. W ślad za pierwszą salwą nastąpiła druga, potem trzecia…

Z otwartego luku wyleciało dziesięć stworzeń niewiadomej postaci. Niewiadomej, gdyż każde z nich otaczała niewielka chmura burzowa, a sami płanetnicy pozostawali niewidzialni. Stworzenia w milczeniu rzuciły się na kimkarów i dwa stada zmieszały się. Skrzydlate bestie rozrywały płanetników pazurami, natomiast płanetnicy atakowali kimkarów prądem.

– Ot, jest! – zwycięsko krzyknął Kreol, znalazłszy w księdze zaklęcie, którego szukał. – No, Troyu, czeka cię niespodzianka…

Kimkarowie, kimkarowie, poddani Agni-boga
Boga waszego chwalę!
Niech krzyczą kimkarowie, pożerający kimkarowie!
Przyjmij moją ofiarę, Agni!
Kimkarowie, kimkarowie, poddani Agni-boga,
Kruszę waszą wolę!
Niech krzyczą kimakarowie, demoniczni kimkarowie!
Przyjmij moją ofiarę, Agni!
Kimkarowie, kimkarowie, poddani Agni-boga
Podporządkowuję was sobie!
Niech krzyczą kimkarowie, pożerający kimkarowie!
Przyjmij moją ofiarę, Agni!

Przy każdym zdaniu Kreol rozsypywał w powietrzu biały proszek, po którym pozostawały tęczowe błyski. Gdy tylko wymówił ostatnie słowo zaklęcia, kimkarowie, jak na rozkaz, zakończyli bitwę z płanetnikami, a kryształy wróciły na swoje poprzednie miejsca. Ocalali kimkarowie przysiedli na murze i pokornie zgromadzili się wokół Kreola, patrzącego na nich z nieukrywaną ironią.

Zostało ich niewiele ponad trzydziestu. Trzech zginęło od błyskawic Kreola, dziesiątkę zniszczyły promienie ochronnych kryształów, a płanetnicy zabili jeszcze pięciu. Zresztą płanetników też zostało tylko siedmiu.

– Komu służycie teraz, kimkarowie? – zapytał drwiąco Kreol.

Kimkarowie nie umieli mówić, a mag świetnie o tym wiedział. Ale patrzyli na niego wzrokiem tak pełnym oddania, że każdy głupi domyśliłby się, komu teraz służą.

– Udacie się teraz do swego poprzedniego pana! – rozkazał Kreol. – Zachowujcie się jakby nigdy nic. Udawajcie, że jesteście mu oddani tak samo jak przedtem. A gdy tylko nadarzy się okazja – zabijcie go!

Kimkarowie zatrzepotali skrzydłami, wzbili się w powietrze i znikli z cichym świstem. Pochodzące z dalekich Indii demony wolały pokonywać duże odległości nie na skrzydłach, a… w inny sposób.

– No i jak, Najpiękniejsza? – z dumą zapytał Kreol. – Można mieć ze mną do czynienia?

– Naprawdę sądzisz, że te głupie stwory są w stanie wykonać tak złożony rozkaz? – Pokiwała głową z niedowierzaniem.

– Oczywiście, że nie! Ale zapewnią Troyowi kilka nieprzyjemnych minut, a mnie niczego więcej nie potrzeba. Jeśli nawet uda mu się z powrotem je sobie podporządkować (w co osobiście wątpię), więcej ich do mnie nie przyśle. Nie, Najpiękniejsza, Troy wymyśli coś nowego.

Kreol wychylił się ponad zwieńczeniem muru i z przyjemnością popatrzył na walające się w dole trupy kimkarów. Wyglądały niezbyt reprezentacyjnie – poczerniałe, zwęglone. Mniej więcej w całości ostał się tylko jeden – zabity jako pierwszy oszczepem. Nawet zwykły niewolnik był w stanie zabić jednego z tych pół-demonów.

– Kimkarowie… – mruknął Kreol z pogardą, patrząc na trupa. – W pojedynkę nie są warci więcej niż ten złamany oszczep. Ale kiedy zbiorą się w stado…

– Na co liczył ten, kto ich posłał? Czyżby Troy miał nadzieję, że uda mu się cię zabić, mój przyjacielu?

– Oczywiście, że nie! – obruszył się mag. – Żeby mnie zabić, trzeba by co najmniej pięć takich stad… chociaż nie… Zaklęcie Podporządkowania działa tak samo na jednego, jak i na tysiąc – bez względu na liczbę, wszystkich czekałby taki sam los… O, co innego gdyby to były różne demony… Tydzień temu Troy nasłał na mnie redehora, przed nim był krwawy golem, jeszcze wcześniej zjawiło się stado wirików, a w zeszłym miesiącu zabójca z Ta-Kemet, wierzchem na ogromnym gryfie. Jeśliby Troy posłał ich wszystkich naraz – wtedy, być może…

– Dlaczego, w takim razie, nie zrobił tego do tej pory? – Najpiękniejsza uniosła brwi.

– Z tego samego powodu, co i ja. – Kreol wzruszył ramionami. – Jesteśmy z Troyem zaciekłymi wrogami. Nic nie zyska na mojej śmierci…

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 ... 51 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название