-->

Plewy Na Wietrze

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Plewy Na Wietrze, Brzezi?ska Anna-- . Жанр: Фэнтези. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Plewy Na Wietrze
Название: Plewy Na Wietrze
Автор: Brzezi?ska Anna
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 308
Читать онлайн

Plewy Na Wietrze читать книгу онлайн

Plewy Na Wietrze - читать бесплатно онлайн , автор Brzezi?ska Anna

Anna Brzezi?ska to w opinii wielu czytelnik?w pierwsza dama polskiej fantastyki. Ju? jej debiutanckie opowiadanie zosta?o nagrodzone Zajdlem, a p??niej by?o tylko lepiej. Jej utwory ciesz? si? nieustaj?c? popularno?ci? w?r?d licznych fan?w. Tak?e ja si? do nich zaliczam, cho? pocz?tki by?y ci??kie. Pierwsz? pozycj? Brzezi?skiej, jak? przeczyta?em, by? „Zb?jecki go?ciniec”, powie?? rozpoczynaj?ca „Sag? o zb?ju Twardok?sku”. Powiem szczerze, ?e po lekturze mia?em mieszane uczucia – stworzony ?wiat i kreacje bohater?w sta?y na wysokim poziomie, ale ca?o?? by?a miejscami trudna do strawienia. Jednak?e nast?pne ksi??ki tej autorki: „?mijowa harfa”, „Opowie?ci z Wil?y?skiej Doliny” czy „Wody g??bokie jak niebo” ca?kowicie przekona?y mnie do talentu i umiej?tno?ci Anny Brzezi?skiej. Gdy dowiedzia?em si?, ?e nied?ugo uka?? si? „Plewy na wietrze” – rozszerzona i poprawiona wersja „Zb?jeckiego go?ci?ca”, bardzo by?em ciekaw, jak je odbior?. Z niewielkimi obawami, ale tak?e z du?ymi oczekiwaniami zabra?em si? za lektur? i… wsi?k?em.

„Plewy na wietrze” nie s? powie?ci? prost? w odbiorze. Autorka nie wprowadza delikatnie czytelnika w realia Krain Wewn?trznego Morza. Nie przedstawia tak?e wcze?niejszych los?w bohater?w. Rozpoczynaj?c lektur? zostajemy rzuceni na g??bok? wod?. Musimy orientowa? si? w sytuacji na podstawie inteligentnie skonstruowanych poszlak, drobnych aluzji i urywkowych uwag dotycz?cych zar?wno historii ?wiata, jak i samych bohater?w. Jest to uk?adanka, kt?r? autorka zaplanowa?a na kilka tom?w, zatem nie nale?y spodziewa? si? wyja?nienia wi?kszo?ci w?tk?w w pierwszej powie?ci z cyklu. Na wiele pyta? nie poznamy odpowiedzi prawdopodobnie a? do samego ko?ca. Dzi?ki temu b?dziemy mogli przez ca?y czas snu? spekulacje i przypuszczenia, kt?re Anna Brzezi?ska z ?atwo?ci? b?dzie obala? lub te? – przeciwnie, potwierdza?. Ju? tylko dla tego elementu warto si?gn?? po „Sag? o zb?ju Twardok?sku”.

Fabule „Plew na wietrze” daleko do liniowo?ci. Liczne w?tki nawzajem si? przeplataj?, zaz?biaj?. Poznajemy losy zb?ja Twardok?ska, zwi?zanego wbrew swej woli z tajemnicz? Szark?; zostajemy wprowadzeni w tajniki gier politycznych pomi?dzy poszczeg?lnymi krajami, ?ledzimy losy Ko?larza i Zarzyczki – ksi???cego rodze?stwa, pr?buj?cego odzyska? ojcowizn?. Gdyby tego by?o ma?o – swe intrygi snuj? bogowie i podlegli im kap?ani, a w ?mijowych G?rach zanotowano nieprzeci?tnie wysok? aktywno?? szczurak?w. Krainy Wewn?trznego Morza przestaj? by? bezpieczne dla zwyk?ych ludzi, a co dopiero dla bohater?w zamieszanych w wiele niepokoj?cych spraw…

Wielkim atutem „Plew na wietrze” jest klimat, nastr?j, w jakim s? one utrzymane. Fantasy, a szczeg?lnie ta pisana przez kobiety, kojarzy si? zwykle z pogodnymi (nie zawsze zgodnie z zamierzeniami autora) przygodami nieskazitelnych bohater?w, kt?rzy staj? na drodze Wielkiego Z?a. Je?li nawet zdarzaj? si? sceny przemocy, to nie przera?? nawet kilkulatka. Ca?e szcz??cie w powie?ci Brzezi?skiej tego schematu nie znajdziemy. Krainy Wewn?trznego Morza to ponure miejsce, w kt?rym za ka?dym rogiem czai si? niebezpiecze?stwo. Nie spotkamy tu heros?w bez skazy, autorka g??wnymi bohaterami uczyni?a postacie o co najmniej w?tpliwej moralno?ci, ale nawet w?r?d osobnik?w pojawiaj?cych si? epizodycznie ci??ko doszuka? si? tak typowego dla fantasy heroicznego rysu charakterologicznego. Wra?enie niepokoju pog??bia jeszcze fakt, ?e bohaterowie z rzadka tylko s? panami swojego losu, znacznie cz??ciej znajduj? si? w sytuacji tytu?owych plew na wietrze – porywani pr?dem wydarze?, kt?re zmuszaj? ich do dzia?ania w okoliczno?ciach, w jakich z w?asnej woli nigdy by si? nie znale?li.

Wa?n? rol? w kreowaniu nastroju spe?nia tak?e stylizacja j?zykowa. Szczerze powiedziawszy, nigdy nie by?em zwolennikiem tego elementu w powie?ciach pisanych przez polskich pisarzy fantastyki, gdy? zwykle robi? to przeci?tnie i bardziej na zasadzie sztuka dla sztuki ni? z rzeczywistej potrzeby. Na palcach jednej r?ki pijanego drwala mo?na policzy? tych autor?w, kt?rzy robi? to z wyczuciem, a zastosowanie tej techniki jest uzasadnione. Anna Brzezi?ska nale?y do tego elitarnego grona. Sprawnie stosuje s?owa, kt?re wysz?y ju? dawno z u?ytku. Stylizacja jest wszechobecna, ale w najmniejszym stopniu nie przeszkadza w odbiorze, doskonale komponuj?c si? z innymi elementami sk?adowymi powie?ci.

„Plewy na wietrze” to porywaj?ca ksi??ka. Mo?na si? o niej wypowiada? tylko w samych superlatywach. Nie ma sensu por?wnywa? jej z pierwowzorem, bo to kompletnie dwa r??ne utwory, tyle ?e opowiadaj?ce t? sam? histori?. Anna Brzezi?ska zrobi?a z raczej przeci?tnego „Zb?jeckiego go?ci?ca” ksi??k?, kt?ra w mojej prywatnej opinii jest numerem jeden do wszystkich nagr?d fantastycznych za rok 2006 – i to mimo faktu, ?e przyjdzie jej rywalizowa? z przyjemnym, ?wietnym, cho? znacznie trudniejszym w odbiorze „Verticalem” Kosika, „Popio?em i kurzem” Grz?dowicza, czy te? z posiadaj?cym rzesz? fanatycznych wielbicieli Andrzejem Sapkowskim i jego „Lux perpetua”.

W?r?d polskich autor?w popularna jest praktyka wydawania poprawionych wersji starych powie?ci. Zwykle s? to niewielkie korekty, niezmieniaj?ce w zasadniczy spos?b ich odbioru. Troch? si? obawia?em, czy ta przypad?o?? nie dopadnie tak?e „Plew na wietrze”. Ca?e szcz??cie nic takiego si? nie sta?o. Cho? jest to ta sama historia, co opowiedziana w „Zb?jeckim go?ci?cu”, to przeskok jako?ciowy mi?dzy tymi ksi??kami jest ogromny. „Plewy na wietrze” s? lepsze pod wzgl?dem j?zykowym, koncepcyjnym i fabularnym. Pomijam nawet fakt, ?e s? niemal dwukrotnie obszerniejsze. Gdyby tak wygl?da?y wszystkie poprawione wydania powie?ci, to nie mia?bym nic przeciwko ich publikacji.

Co mo?na jeszcze powiedzie? o „Plewach na wietrze”? Pewnie to, ?e w?a?nie tak powinny wygl?da? wszystkie powie?ci fantasy – ?wietnie napisane, z interesuj?c? fabu?? i niesztampowymi bohaterami. Jest to pocz?tek fascynuj?cej historii, kt?rej przebieg ?ledzi si? z zapartym tchem. Pozostaje jedynie czeka?, a? Anna Brzezi?ska uko?czy „Sag? o zb?ju Twardok?sku”. Je?li za? nie przekona? was „Zb?jecki go?ciniec”, nie zra?ajcie si? do tego cyklu i przeczytajcie „Plewy na wietrze”. Naprawd? warto!

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

Перейти на страницу:

Na widok gospody Mazełki przełknęła tylko ślinę i chciała minąć ją bez słowa. Gospodarz poślubił jej ciotkę, lecz obie rodziny nigdy nie żyły ze sobą dobrze. Owszem, Marchia mogła od czasu do czasu liczyć na darmowy posiłek, lecz zaglądała do karczmy z rzadka i opieszale, bo Mazełka był człekiem wścibskim i usiłował ją wypytywać o dworskie sekrety, a zbywany półsłówkami, niezmiennie się obrażał. Ponieważ nie miała ochoty na pogawędki, wcale się nie ucieszyła, kiedy zza węgła wynurzył się Wyrwał. Wprawdzie uważała go za milszego z dwóch kuzynów i innym razem chętnie wychyliłaby z nim kubek zimnego piwa, ale dzisiaj było to niemożliwe.

Nie zdołała jednak się wymknąć. Wyrwał złapał ją za łokieć i nie bacząc się na jej protesty, wciągnął Marchię w niewielki, zarośnięty chwastami zaułek między ścianą drewutni i kompostnikiem.

– Czego? – wydyszała ze złością. – Posłanie mam pilne do miasta.

– Jak zwykle – odparł flegmatycznie Wyrwał, który niezawodnie zaczął już świętować Żary, bo mocno zalatywał nieprzetrawionym wińskiem. – Bacz, byś giczołów nie połamała, zwłaszcza że się w mieście nie byle ruchawka szykuje.

– Et, breszesz! – ofuknęła go dziewczyna.

Jednakże zaniepokoiła się nieco. Wyrwał, choć umieszczony w terminie u zacnego rzemieślnika, nad naukę zawodu i pracę w jatce przedkładał wysiadywanie w gospodach i picie po nocach ze złajdaczonymi czeladnikami. Podobno miał konszachty nawet z Rutewką, który ostatnimi czasy rył straszliwie pod rajcami z ratusza, lecz tego akurat Marchia nie była ciekawa, bo nie dbała o mieszczańską politykę. Za to korzystała niekiedy z rad kuzyna, jeśli Jasenka kazała jej dyskretnie nająć w mieście zbirów, co bez zbędnych skrupułów poderżną komuś gardło. Właśnie z polecenia Wyrwała trafiła do Trzpienia, osławionego żebraczego starosty. Dziewczyna nie potrafiła dociec, co też łączyło jej krewniaka, syna statecznego oberżysty, z owym obwiesiem, który twardą ręką dzierżył pół miasta, ale że dotąd Wyrwał nie sprawił jej zawodu, postanowiła i teraz go wysłuchać. No bo przecież jej utrapiony kuzynek zawsze wie, co w trawie piszczy.

– Głupiaś – rzekł bez złości. – Sama nic nie wiesz, a jęzorem mielesz, ot, jak to baba. Pogłoska tymczasem taka chodzi, że szczuracy się w Górach Sowich ruszyli i z wielką silą na nas ciągną.

– Nie może być!

– Ale jest! – prychnął Wyrwał i, jako że był wtajemniczony w matrymonialne plany kuzynki, dodał cierpko: – Więc już o tej swojej gospodzie przestań roić, pewnikiem ze szczętem spalona.

Marchia łypnęła na niego spod oka. Po dzisiejszej ucieczce Zarzyczki i tak nie mogła specjalnie liczyć na łaskawość Jasenki, ale ani myślała wyjawiać kuzynowi wypadków dzisiejszego poranka. Powzięła wszakże szczery zamiar, by wydobyć z niego wszystko, co się da.

– A ja ci powiadam, że to bujda wierutna. – Wiedziała, że niedowierzanie najprędzej skłoni go do wynurzeń. – W cytadeli ani słóweczkiem o tym nie napomknęli, a kto jak kto, ale książę i księżna Egrenne niezawodnie dostaliby wiadomość, gdyby się taka rzecz pokazała.

– Oho, oglądaj się na tego twojego księcia, a psie jaje zobaczysz – mruknął z pogardą chłopak. – Co on ma niby wiedzieć, skoro go matka z klechami na munsztuku wodzą? Tako i teraz kapłani pierwsi mieli o napaści wiadomość.

– Jeno czy pewną?

Odął wargi.

– Ba! Taką, że pewniejszej nie ma. Wiedźmę pojmali, co własnym jadem owych szczuraków na nas podżegała.

Teraz Marchia naprawdę się zaniepokoiła, bo wiedźmy rzadko trafiały się w Spichrzy i zwykle po bliższym badaniu okazywały się nieszkodliwie obłąkanymi wiejskimi babinami. Oczywiście, palono je przykładnie ku uciesze gawiedzi i dumie powroźników, którzy mogli publicznie dowieść swych umiejętności w poskramianiu plugastwa, jednakże prawdziwa wiedźma, władająca magią zdolną wywabić z podziemnych kryjówek szczuraków, była czymś zgoła odmiennym. I może, przeszło nagle przez głowę Marchii, nie bez powodu przybyła do Spichrzy właśnie dziś, kiedy gościmy żalnicką księżniczkę, od lat pomawianą o czary.

– Gdzie się to zdarzyło? – zapytała powoli.

Kuzyn spojrzał na nią z satysfakcją.

– Co, warto z krewniakiem pogwarzyć? – przyciął jej.

Pogłaskała go po ręku, uznawszy, że trzeba się przypochlebić.

– Dajże już spokój. Wiesz, że z całej rodziny tylko tobiem rada. Ale tak mnie dzisiaj od rana pędzą, że nawet imienia swojego lada chwila zapomnę.

Jak przewidywała, udobruchał się szybko.

– Tedy ci powiem, jak było. Jest tutaj niedaleczko gospoda, Pod Wesołym Turem ją zowią, choć po prawdzie raczej nora to nędzna niźli rzetelna oberża. – Skrzywił się z odrazą, a Marchię rozbawił ten wyraz rzadkiej u Wyrwała dumy z rodzinnego interesu.

– I tam się właśnie wiedźma przytaiła wraz z towarzyszem swoim w hultajstwie, wielkim pleczystym drabem, co podobnoż niemało pachołków poturbował, kiedy ich chwytali.

– Kto ich pojmał? – przerwała żywo dziewczyna. – Straż?

Chłopak uśmiechnął się złośliwie.

– Tyle że świątynna. Powroźników mieli kilku ze sobą, żeby ich wiedźma podstępem jakowymi nie zwiodła i nie omamiła.

– Tedy pewnie więźniów do Wiedźmiej Wieży zabrali?

Spoważniał nagłe.

– No, tego to ja już nie wiem. Bo było między nimi też kilku kapłanów z wieży. I… – zawiesił głos, patrząc bacznie na kuzynkę – jeden pomiot Zird Zekruna.

Marchia przymrużyła oczy. Owszem, cały orszak Kiercha przeniósł się do świątyni Śniącego po tym, jak go książę Evorinth obraził. Jednakże niepomiernie zdziwiła ją komitywa pomiędzy sługami obu bogów. Zakon Nur Nemruta zwykle skrupulatnie strzegł swych tajemnic i nikogo nie dopuszczał do badania wiedźm. Może stało się tak z powodu najazdu szczuraków? Jej bystry umysł podpowiadał jednak, że intrygi snute przez kapłanów bywają nader skomplikowane.

Niespodziewanie pocałowała Wyrwała w policzek, odwróciła się na pięcie i puściła biegiem przez książęcy trakt – tym razem w górę, ku cytadeli.

* * *

Gierasimka zastanawiała się, czy to możliwe, że upiła się dwoma pucharkami wina i to na dodatek mieszanego, bo ze względu na wczesną porę chłopak za każdym razem dopełniał naczynie wodą. Dotąd zdarzyło się jej zaledwie raz skosztować podobnego trunku, kiedy sprzątając w sali po naradzie sług Zird Zekruna, ukradkiem osuszyła resztki z dna kielicha, i dlatego teraz nie potrafiła ocenić, jakim barbarzyństwem było rozcieńczanie przedniej Skalmierskiej małmazji. Po prostu rozkoszowała się bogatym, słodkim smakiem i wonią przywodzącą na myśl nagrzane latem wapienne skałki z jej wyspy. Z lekka kręciło się jej w głowie i strach przed pojmaniem ustąpił miejsca pogodnemu rozbawieniu. A kiedy chłopak zadawał pytania, przeraziła ją własna nieroztropna szczerość.

Zwykle ważyła każde słowo, dziś wszelako bez oporu wyjawiła tajemnicę, która mogła ją kosztować życie. I doprawdy nie umiała powiedzieć, czy sprawiło to wino, czy niewieście śmiechy, dobiegające znów z głównej izby, czy słoneczne refleksy, pełgające po sosnowych ścianach pomieszczenia. Czy też zwyczajnie bogowie odebrali jej rozum.

Skoro wiedział już, z kim go zetknął los, w oczach chłopaka widziała jedynie zachłanność. Och, nadal był uprzejmy. Nie zaniedbywał napełniać pucharka i dwornie nakładał jej na talerz co smakowitsze kąski pieczeni – pierwszy raz spotkała się z dziwacznym obyczajem, że mężczyzna usługiwał przy stole niewieście. Lecz bardzo dobrze znała owo szczególne, nienasycone spojrzenie; w podobny sposób dzieci przypatrują się chrabąszczom, zanim wyrwą im nóżki i zmiażdżą pancerze. Służki bogów, choćby tak mizernego stanu, jak ona, musiały prędko przywyknąć, że ich kondycja budzi ciekawość. Nawet na surowym dworze Wężymorda zawsze znaleźli się dworzanie, którzy za największy wyczyn poczytywali sobie uwiedzenie kapłanki. Bez względu na zakazy i klątwy, wyciągali rękę po zakazaną własność boga, po coś, co nie miało prawa do nich należeć. Gierasimka długo nie mogła tego pojąć, wszak wokół było wiele niewiast chętniejszych i bardziej radosnych od okutanych w brunatne szaty, milczących służek Zird Zekruna. I wnet wyuczyła się, że poprzez tę bluźnierczą kradzież choć przez chwilę stawali się potężniejsi od samego pana Pomortu. I zrozumiała też, że los uwiedzionej nie ma żadnego znaczenia ani dla kochanka, ani też dla kolegium kapłańskiego, które wymierzy jej karę.

Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название