-->

Ksiiga Jesiennych Demonow

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Ksiiga Jesiennych Demonow, Grzedowicz Jaroslaw-- . Жанр: Фэнтези. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Ksiiga Jesiennych Demonow
Название: Ksiiga Jesiennych Demonow
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 211
Читать онлайн

Ksiiga Jesiennych Demonow читать книгу онлайн

Ksiiga Jesiennych Demonow - читать бесплатно онлайн , автор Grzedowicz Jaroslaw

Pogoda na dworze niczym z koszmaru- leje deszcz a ja siedz? w domu patrz?c, jak krople rozpryskuj? sie na czarnej ziemi.W?a?ciwie przed chwilk? sko?czy?am czyta? ostatnie opowiadanie.Wpatruj? si? w to, co dzieje si? za oknem i rozmy?lam nad sob?, nad tym co ukrywa si? w ka?dym z nas.Strach, b?l, tajemniczo?c.Czy demony istniej? naprawd?? Oczywi?cie, ?e tak! Ale czy istniej? w nas? Czy nam dokuczaj?? Gdzie s?? Takie i inne pytania zadaje sobie po przeczytaniu debiutanckiej ksi??ki Grz?dowicza.

"Ksi?ga jesiennych demon?w" to pi?? d?ugich opowiada?, kt?rych akcja toczy si? w Polsce.

Pierwsze z nich to "Klub absolutnej karty kredytowej"-g??wny bohater Zi?ba jest posiadaczem karty kredytowej, kt?ra ma niezwyk?? moc.Jaka tego dowiecie si? po przeczytaniu.Czy los ?wiata spoczywa w r?kach jednego cz?owieka?

"Opowie?c terapeuty"-czyli tytu? drugiego opowiadania.B?g ma dosy? ludzi i ich ci?g?ych narzeka?.Kolejny pacjent…niezwyk?y pacjent…bia?e ?ciany.

"Wied?ma i wilk"-m?odziutka wied?ma Melanie bita przez swojego ch?opaka postanawia "wyhodowa?" sobie nowego m??czyzn?.Co z tego wyjdzie?:) Wilk przeobra?ony w cz?owieka "dusi si?" w nowym ciele…

"Piorun"- opowie?? kryzysu ma??e?skiego.Typowa groteska:)

"Czarne motyle"- wed?ug mnie najlepsze opowiadanie o poruszaj?cym zako?czeniu.Mi?o??, samotno?? i groza.

Podsumowuj?c- ksi??k? polecam osobom, kt?re lubi? psychologi?.Fani Stephena Kinga powinni by? zadowoleni i uznac to za lektur? obowi?zkow?.Ciekawe czy i wy potraficie tak, jak g??wni bohaterowie odnale?? swojego jesiennego demona?

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 7 8 9 10 11 12 13 14 15 ... 83 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

– Dobra, daj parę zbliżeń ciężarówki i panoramę drogi. Nie rób zbyt ostentacyjnie tych żołnierzy, bo się wkurzą. Ten mały i tak się cały czas gapi, jakbyś mu kozę wydoił – powiedział Zięba w stronę operatora. Orzechowski zarzucił kamerę na ramię i splunął.

– Kurwa, jak ja nienawidzę robić headline’ów. Zawsze to samo. Skurwysyny na dżipie i martwe dzieciaki. Bośnia, Gaza, Afganistan, pieprzę to wszystko. Czy tych ludzi pogięło? Co się dzieje?

– Jeszcze komentarz Stefana i spieprzamy stąd – uspokoił go Zięba. Afryka, pomyślał, nie taka, jaką sobie wymarzyłem, ale jednak Afryka. To jest jedno z najgorszych miejsc na Ziemi, prawdziwe pogranicze piekła, ale nadal jest o wiele lepsze niż tamto biuro i tamto podwórko. Wiedział, że powinien tu być, bo ktoś musi również pokazywać tę nową twarz Afryki. Wykręconą odwiecznym plemiennym gniewem, z płonącym w oczach ogniem mordu. Ktoś musi pokazywać ludzi, którzy celowo zarażają się AIDS, bo biali kochają AIDS i człowiek, który jest na to chory, może dostać koc i torbę fasoli, paczkę herbaty i woreczek cukru. A przecież liczy się to co teraz, liczy się koc dzisiaj i fasola na kilka dni, a na AIDS umiera się za kilka lat. Za kilka lat można być martwym sto razy, bo tu jest Afryka. Tu są setki chorób, o wiele mniej abstrakcyjnych niż jakiś AIDS, takich, które zabijają w dwa tygodnie, można dostać w głowę maczetą, można zostać zastrzelonym, można umrzeć z głodu i pragnienia. Za kilka lat to znaczy za całą wieczność.

Kiedy wracali brudnym popielatym volvo wynajętym w „Majesticu” w Kasindzie, nie było już trupów i płonących checkpointów, tylko prawdziwa Afryka. Busz, czarne kobiety z pakunkami na głowach, owinięte wzorzystymi chustami, małpy na drzewach i chude krowy z gigantycznymi rogami.

– Jest pomysł – powiedział Zięba, przerywając grobowe milczenie wspólników. – Widzieliście „This is America” albo „Szokującą Azję”?

– No i? – zapytał niechętnie Orzechowski.

– A gdyby zrobić taki serial o Afryce?

– Było – powiedzieli równocześnie Stefan i Krzycki. Volvo zatańczyło na wybojach.

– Co to znaczy: „było” – żachnął się Zięba. – Coś tam było, ale nie tak. Tu jest znacznie więcej materiału niż mogłoby „być”, tu jest samo mięcho; wystarczy na sto takich filmów. Zobaczcie. – Usadowił się wygodnie na siedzeniu i zapalił papierosa. – Kiedy pokazuje się Afrykę, to na dwa sposoby. Albo to, co my robiliśmy dzisiaj, czyli wojna, karabiny i zamieszki, ewentualnie w stronę nędzy, czyli chude dzieci z muchami na twarzy, żywe szkielety, choroby i dzielnych chłopców z Ameryki, co to rozdają mąkę albo robią wszystkim zastrzyki. Albo z kolei pełna egzotyka: antylopy, słonie i tańczący Masajowie. Tam – tamy, Serengeti i cały ten staff. A dziwki w Kasindzie? A afrykańskie dyskoteki? A szamani juju w miastach? A te całe bandy popieprzonych białych obieżyświatów? A ci politycy nie – z – tej – planety, jak choćby nasz tutejszy Jean – Baptiste Kobutu? Mało?

– Nie wiem – powiedział z namysłem Orzechowski. – To ty jesteś tu szefem, ale moim zdaniem sam researching na coś takiego to są lata roboty.

– Ale…! – zaoponował Zięba. – Taki researching możesz zrobić nie wychodząc z „Majestica”. Każdy dzieciak w Kasindzie za pięćdziesiąt szylingów pokaże ci numery, od których Europejczykom gały wyjdą z orbit. Tutaj materiały są na każdym rogu.

– Może – powiedział Stefan. – Ale to jest pomysł na serial albo pełen metraż. Kto to kupi? Polska telewizja na pewno nie. Za drogie.

– Discovery – zaczął wyliczać Zięba. – BBC, może NBC. Rai Uno…

– A masz tam wejścia?

– W Discovery mam. Ty zresztą też: Chambers – ten producent. W Tokyo 12 też. Przez londyńskie biuro i tego, jak mu tam, Małacipa…

– Mawashita. No dobra, ale ja muszę coś zjeść i wypić na ten temat. Pogadamy wieczorem w hotelu.

Restauracja hotelu „Majestic” w Kasindzie kojarzyła się Ziębie z ostatnimi dniami panowania Batisty na Kubie. Ostentacyjny kolonialny przepych, palmy, kelnerzy, tancerki i orgia nieco przykurzonego luksusu, a zza okien nie tak znów odległe terkoty kałasznikowów w Betebele. Ochrona parkingu chodziła z łukami, żeby nie budzić gości, a za murem ogrodu stał policyjny wóz pancerny. Tylko patrzeć, jak zgłodniały tłum zwali się tutaj tłukąc szkło, przewracając livingstonie w donicach i strącając na arabskie dywany misy z pływającymi w nich kompozycjami z orchidei.

Zięba zamówił tylko melona z duńską szynką i wodę sodową z puszki, natomiast Orzechowski kaczkę z truflami i sałatkę z jarzyn, Stefan stek z antylopy gnu, Krzycki jakąś dziwaczną rybę z pieca, z afrykańskimi warzywami. Ekipa odbijała sobie lata głodowych diet polskiej telewizji i Zięba nie miał nic przeciwko temu. Przez pół roku niespodziewanego bogactwa zdążył zobaczyć tylu dupków marnujących znakomite warunki, że czuł się zaszczycony, mogąc je zapewnić tym, którzy je doceniali i zasługiwali na to. Podobną radość odczuwał płacąc im królewskie stawki i niespodziewanie okazało się, że jeżeli zamarzy sobie reportaż z piekła, to będzie tam miał ekipę. Tak po prostu.

– To jest Ewaryst Matabele – powiedział Stefan po angielsku. Zięba podniósł wzrok znad talerza i spojrzał wprost w przenikliwe orzechowe oczy szczupłego, intelektualnego Murzyna, ubranego w konserwatywny ciemny garnitur i z kolorowymi paciorkami nanizanymi na długie włosy.

– Dzień dobry, siadaj z nami – powiedział przyjaźnie Zięba.

– Matabele jest szamanem – dodał Stefan po polsku.

– Nowoczesnym szamanem. Trzy języki, oficjalne biuro w Kasmdzie, komputer i te rzeczy.

– Komputer to nie do juju. Mam consulting Zwreau. Magia to poważne sprawa, komputer – zabawka – powiedział raptem po polsku Matabele. Wszyscy skamienieli. – Ja studiowałem Czecinie – dodał szaman i nalał sobie wody. Przeczekał ryk śmiechu, najwyraźniej zadowolony z efektu.

– No, ładnie. Tego nie wiedziałem – wystękał Stefan i otarł łzy radości. – Chodzi o to, że ten… szczecinianin zna środkową Afrykę jak własną kieszeń. Tak, że ten, tego, zastanawiałem się nad tym, co mówiłeś i myślę, że masz swojego przewodnika.

– Garcon, comme ca va! – wrzasnął radośnie Zięba.

– Le whisky!

Podali sobie ręce. Matabele ściskał dłoń po afrykańsku, w niepojęty sposób pstrykając twoimi palcami, gdy dłonie się rozłączały. Kiedy jednak przyszła kolej na Ziębę, dłoń Murzyna drgnęła, jakby między ich opuszkami skoczyła iskra. Skurcz strachu przebiegł po jego twarzy i zniknął, po czym wszystko wróciło do normy. Szaman usiadł i udawał, że słucha Stefana, ale nie spuszczał z Zięby badawczego wzroku.

Wygrałem, pomyślał Zięba pewnej zimnej, pustynnej nocy pół roku później. Nakopałem diabłu i wygrałem swoje życie. Z niewielką pomocą moich przyjaciół. Warto było i guzik mnie obchodzi, że teraz zdycham.

Z miejsca, w którym siedział, widział czarne sylwetki landroverów na tle pożaru zachodzącego słońca, połyskujące metalicznie kopuły namiotów; płomień gazowej kuchenki malował na niebiesko twarze siedzących wokół ludzi.

W pierwszym landroverze siadła pompa paliwowa. Jechał sto czterdzieści kilometrów na holu i wszystko byłoby dobrze, gdyby nie to, że w drugim zatarł się silnik. Albo może poszła uszczelka pod głowicą… Albo jedno i drugie. Nieważne. Byli uziemieni. Na amen. Gdzieś pomiędzy oazą Sitachwe a Nwatle, na środku pieprzonej Kalahari. Wody zabraknie jutro.

Orzechowski nie poddawał się nigdy. Od pięciu godzin majstrował przy silniku, usiłując przełożyć pompę z jednego wozu do drugiego. Która część w silniku jest pompą – wydedukował. W życiu nie widział silnika landrovera z bliska. Brakowało narzędzi. Nie było instrukcji. Pracował zbyt dużym kluczem nasadkowym, złamanymi kombinerkami i scyzorykiem. Pociął ręce i upaprał je smarem. Jeżeli wyjdą z tego cało, dostanie zakażenia. Afryka.

Zięba był spokojny. Taka śmierć nie wzbudza paniki. Jest jakaś prozaiczna i mało gwałtowna. Ot, awaria samochodu. Kiedyś miał samochód, który potrzebował oddziału intensywnej terapii raz na miesiąc, i doskonale znał to uczucie bezsilnej wściekłości na opór materii. W pierwszej chwili jakoś nie dotarło do nich, co się dzieje. Kalahari była tylko plamą na mapie, brudnożółtą plamą, na której zaznaczono niebieskie malutkie półkola z napisem Kwai albo Lekuru, oznaczające oazy, do których drogę mierzyło się w godzinach. Mówiło się: dwieście kilometrów? Wieczorem będziemy w Sitachwe. Potem nagłe przejście od beztroskiej podróży, w której jedynym problemem był kurz zalepiający usta i morderczy upał prażący karoserię, do nagłego, martwego bezruchu. Silnik zaniósł się dychawicznym kaszlem, potem rozlegało się piłujące nerwy wizgotanie rozrusznika, a potem głucha, pustynna cisza. Pierwsze sępy kreślące kręgi na rozpalonym, sinym błękicie, a potem siadające bezczelnie wokół wozów niczym fałszywi żałobnicy. Odległości nagle rozrosły się, niespodziewanie sto kilometrów zrobiło się dystansem nie do przebycia, zwłaszcza w ciężkim terenie, zwłaszcza z resztkami wody, zwłaszcza na Kalahari. Ktoś z ekipy, nawet nie zauważył kto, rozpłakał się ze złości, ale Stefan powiedział tylko łagodnie: nie marnuj wody. Nikt nie histeryzował i nie kłócił się – Zięba był z nich dumny. Rozłożyli obóz, zebrali zapasy wody. Wykopali w piasku i kamieniach rowek w kształcie dużego F i W. „F” oznacza w międzynarodowym kodzie sygnałów „potrzebna żywność i woda” a „W” – „potrzebny mechanik”. Wieczorem polali rowek ropą i podpalili. Pocięli na kawałki nylonowe torby z bagaży i przykryli nimi dołki w piasku, obciążając brzegi i kładąc na środku każdej nieduży kamyczek. Pod spód podłożyli puste puszki i manierki. Kiedy wstanie słońce, w dołku skropli się para wodna z powietrza. Osiądzie na folii i zacznie skapywać do puszki. Będzie kilka łyków wody. Teoretycznie. Więcej nie można było zrobić… Pozostawała nadzieja, modlitwa ijuju.

1 ... 7 8 9 10 11 12 13 14 15 ... 83 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название