Tajemnica J?cz?cej Jaskini
Tajemnica J?cz?cej Jaskini читать книгу онлайн
Trzej Detektywi – ch?opcy z ameryka?skiego miasteczka Rocky Beach, zajmuj?cy si? rozwi?zywaniem zagadek i niewyja?nionych spraw kryminalnych – trafiaj? tym razem na rancho "Krzywe Y", prowadzone przez pa?stwa Dalton?w. W?a?ciciele rancha maj? powa?ne k?opoty – opuszczaj? ich pracownicy, przera?eni zagadkowym zjawiskiem: po?o?ona nieopodal jaskinia, nazwana po s?ynnym rozb?jniku "jaskini? el Diablo", niespodziewanie zacz??a… J?cze?! Dziwne, niepokoj?ce j?ki i przeci?g?e wycie rozlega si? o r??nych porach, cichnie jednak natychmiast, gdy kto? przekroczy pr?g jaskini – zupe?nie, jakby jaka? nadprzyrodzona si?a wyczuwa?a ludzk? obecno??. Detektywi przyst?puj? do ?ledztwa. W okolicy ch?tnie opowiada si?, ?e zaginiony przed laty w jaskini sam El Diablo ?yje i powraca, by sia? terror – przywo?uje si? te? star?, india?sk? legend? o Staruchu – potworze z podziemnego jeziora w skalnych korytarzach, kt?rego nikt nie m?g? zobaczy?. Jupiter, Pete i Bob nie wierz? jednak w duchy – co? najzupe?niej materialnego musia?o spowodowa? dziwaczne odg?osy. Przy jaskini kr?c? si? nieustannie dwaj starzy poszukiwacze przyg?d – Waldo i Ben, barwne postacie lokalnego folkloru. Jak jednak tacy staruszkowie mieliby manipulowa? ska?ami i na ??danie uruchamia? i wycisza? j?k? Dziwne zdarzenia zaczynaj? si? mno?y? wok?? Detektyw?w – podejrzany osobnik z blizn? na twarzy i przepask? na oku pojawia si? i znika jak cie?, nieznana osoba omal nie taranuje ch?opc?w samochodem z rejestracj? z Nevady, a przy nurkowaniu objawia si? im zupe?nie ju? zagadkowa rzecz – ciemny, pod?u?ny kszta?t, b?yskawicznie pruj?cy fale. Nieopodal podziemnego jeziora ch?opcy znajduj? za? wyd?u?one, nie przypominaj?ce st?p ?adnego stworzenia ?lady… Post?py w dochodzeniu nast?puj?, gdy Jupiter odnajduje w jaskini upuszczony kamyk o charakterystycznej fakturze – okazuje si?, ?e jest to diament. Kamie? ma wprawdzie s?ab? jako?? i warto?? jedynie przemys?ow?, smaku ca?ej zagadce dodaje jednak fakt, ?e w opinii eksperta pochodzi on niew?tpliwie z Afryki i nie by?o sposobu, by znalaz? si? w ameryka?skich ska?ach. Kontynuuj?cy ?ledztwo ch?opcy popadaj? rych?o w k?opoty. Najpierw odkrywaj? wprawdzie, ?e j?ki jaskini s? w istocie wywo?ywane przez staruszk?w Bena i Waldo, kt?rzy odsuwaj? i zasuwaj? g?az w jednym z korytarzy, by wydobywa? diamenty – jeden z nich czuwa zawsze na szczycie g?ry i ostrzega wsp?lnika dzwonkiem, ?e kto? nadchodzi. Jednak nieznana osoba wci?? prze?laduje Detektyw?w – zostaj? zamkni?ci w ska?ach bez mo?liwo?ci ucieczki. Poma?u wyja?niaj? si? sprawy, nawet w tak przykrym po?o?eniu. Tajemnicze podwodne stwory to p?etwonurkowie i ??d? podwodna marynarki wojennej, a m??czyzna z blizn? jest detektywem, kt?ry uwalnia ch?opc?w z opresji. Opowiada im o skradzionych diamentach, kt?rych poszukuje jako agent towarzystwa ubezpieczeniowego. Trzej Detektywi prowadz? go do starych poszukiwaczy skarb?w, kt?rzy istotnie wydobyli z jaskini kamienie, ukryte tam przez prawdziwego z?odzieja – traktowali jednak ca?? spraw? jako przygod? jak z dawnych lat, ze ?wiadomo?ci?, ?e kiedy? zabawa si? sko?czy i b?dzie trzeba jako? zwr?ci? diamenty. Detektyw got?w jest wi?c nie chowa? urazy – zabiera kamienie, lecz w domku staruszk?w pojawia si? kolejna osoba – przebrany za El Diablo zamaskowany z?odziej klejnot?w. Terroryzuje zebranych broni? paln? i ucieka z diamentami – nie udaje mu si? jednak zbiec daleko. Detektywi zostaj? uwolnieni przez szeryfa i Jupiter szybko demaskuje przest?pc? – jest nim go?? pa?stwa Dalton?w, profesor Walsh, przebywaj?cy w okolicy pod pretekstem badania legendy El Diablo. Dzi?ki kilku zaledwie wskaz?wkom, jak wzmianka o sprz?cie do nurkowania czy problem r?ki trzymaj?cej pistolet, Pierwszy Detektyw i jego przyjaciele zn?w doprowadzili przest?pc? przed oblicze sprawiedliwo?ci.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
ROZDZIAŁ 1. Jęcząca Dolina
– Aaaaauuuuu-uuuu-uu!
Niesamowity jęk toczył się przez dolinę w zapadającym zmierzchu.
– To właśnie jest to – szepnął Pete Crenshaw. – Znowu się zaczęło.
Pete, Jupiter Jones i Bob Andrews przycupnęli na wysokim grzbiecie jednego ze wzgórz w odległym zakątku Rancza Krzywe Y, położonego o paręset metrów od wybrzeża Pacyfiku.
Jęk rozległ się znowu, przeciągły, zawodzący.
Dreszcz przebiegł Pete'owi po plecach.
– Nie dziwię się, że pracownicy chcą odejść z rancza – powiedział do swych towarzyszy.
– Może to dochodzi z latarni morskiej, którą widzieliśmy po drodze – zasugerował Bob. – To może być pogłos syreny przeciwmgłowej.
Jupiter potrząsnął głową.
– Nie, Bob, nie sądzę. To nie jest dźwięk syreny, a poza tym nie ma dziś mgły.
– Więc co… – zaczął Bob, ale Jupitera nie było już przy nim.
Korpulentny Pierwszy Detektyw biegł truchtem wzdłuż wzgórza. Pete i Bob podnieśli się i ruszyli za nim.
Zachodzące słońce kryło się już za wzgórzami i dolinę oblewała mglista purpurowa poświata.
Jupiter przeszedł około pięćdziesięciu metrów i zatrzymał się. Jękliwe zawodzenie rozbrzmiało ponownie. Słuchał uważnie, otoczywszy dłońmi uszy.
– Co robimy, Jupe? – zapytał Pete niespokojnie.
Jupiter nie odpowiedział. Zawrócił na pięcie i przeszedł jakieś sto metrów w przeciwnym kierunku.
– Czy będziemy tak tylko chodzić tam i z powrotem po tym grzbiecie, Jupe? – zapytał Bob. Obaj z Pete'em byli już zniecierpliwieni zachowaniem kolegi.
Jupiter wysłuchał w skupieniu ponownego “Aaaauuuuu-uuu-u”, po czym odparł spokojnie:
– Nie, Bob, właśnie zakończyliśmy eksperyment.
– Jaki eksperyment?! – wybuchnął Pete. – Nie robiliśmy nic poza łażeniem to w lewo, to w prawo.
– Słuchaliśmy jęku w trzech różnych punktach – tłumaczył Jupiter. – W myślach wytyczałem linię między punktami, w których stałem, a miejscem, z którego zdawał się dochodzić dźwięk. Dokładnie tam, gdzie krzyżują się trzy linie jest jego źródło.
– Masz rację! – zrozumiał nagle Bob. – To się nazywa triangulacja. Inżynierowie posługują się nią przy pomiarach terenu.
– Właśnie. Oczywiście zrobiłem to w sposób raczej prymitywny, ale powinno starczyć dla naszych potrzeb.
– Jakich potrzeb? – zapytał Pete. – To znaczy, co właściwie zmierzyliśmy?
– Ustaliliśmy, skąd dochodzi dźwięk. Dochodzi z tej jaskini w skale, czyli Jaskini El Diablo – oświadczył Jupiter.
– Genialne! – wykrzyknął Pete ironicznie. – Przecież wiedzieliśmy to już od państwa Daltonów.
Jupiter potrząsnął głową.
– Dobry detektyw sprawdza informacje uzyskane od innych ludzi. Pan Hitchcock mówił nam wiele razy, że nie można polegać na świadkach. Jupiter mówił o reżyserze filmowym Alfredzie Hitchcocku. Kiedyś młodzi detektywi próbowali znaleźć dla niego nawiedzony dom, którego poszukiwał do filmu. Odtąd łączyła go z chłopcami serdeczna przyjaźń.
– Myślę, że masz rację – powiedział Pete. – Pan Hitchcock przekonał nas, że świadkowie w gruncie rzeczy mało widzą.
– Albo słyszą – dodał Jupiter. – Ale teraz nie mam wątpliwości, że jęk dochodzi z Jaskini El Diablo. Wszystko, co pozostaje nam do zrobienia, to odkryć, co jęczy i…
Nie skończył, gdyż jęk odezwał się znowu, niesamowity i przyprawiający o dreszcz, w mroku zacienionej doliny.
– Aaaa-uuuu-uu!
Tym razem dreszcz przeszedł nawet Jupitera. Pete przełknął głośno ślinę.
– Ale, Jupe, pan Dalton z szeryfem przeszukali już trzy razy jaskinię i nic nie znaleźli.
– Może to jakieś zwierzę – zastanawiał się Bob.
– Nigdy nie słyszałem zwierzęcia, które by wydawało taki dźwięk – powiedział Jupiter. – Poza tym szeryf i pan Dalton znaleźliby jakieś ślady zwykłego zwierzęcia. Są doświadczonymi myśliwymi.
– Zwykłego zwierzęcia? – powtórzył niespokojnie Pete.
– Może to być jakieś zwierzę nie znane w tych stronach, albo… – oczy Pierwszego Detektywa rozbłysły – jest to El Diablo we własnej osobie!
– Och nie! – wykrzyknął Pete. – Nie wierzymy przecież w duchy.
– Kto mówi o duchach? – roześmiał się Jupiter.
– Ale El Diablo nie żyje od stu lat – zaprotestował Bob. – Jeśli nie chodzi ci o ducha, Jupe, to co masz na myśli?
Jupiter nie zdążył odpowiedzieć, gdyż nagle eksplozja wstrząsnęła doliną, a niebo rozświetliły czerwone błyski.
– Co to może być, Jupe? – głos Boba drżał ze zdenerwowania.
– Nie mam pojęcia.
Błyski ustały, a odgłos eksplozji zamierał powoli. Chłopcy patrzyli na siebie zaintrygowani.
Nagle Bob strzelił palcami.
– Wiem! To marynarka wojenna! Pamiętasz, Jupe, kiedy jechaliśmy tu ciężarówką, widzieliśmy manewry okrętów. Założę się, że ćwiczą strzelanie do celu wokół Channel Islands.
Pete roześmiał się z ulgą.
– No pewnie! Odbywają te ćwiczenia dwa razy do roku. Czytałem o tym w gazecie. Ostrzeliwują nie zamieszkane wyspy tu w pobliżu.
– Pisano o tym we wczorajszej gazecie – przytaknął Jupiter. – Nocne ostrzeliwanie. Chodźcie, wracamy na ranczo, chcę dowiedzieć się czegoś więcej o tej dolinie.
Nie musiał tego powtarzać dwa razy. Zrobiło się już zupełnie ciemno i chłopcy ochoczo pobiegli do pozostawionych przy drodze rowerów. Wtem z przeciwległego końca doliny dobiegł głośny, dudniący odgłos, po którym nastąpił przeciągły jęk.