-->

Tajemnica J?cz?cej Jaskini

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Tajemnica J?cz?cej Jaskini, Hitchcock Alfred-- . Жанр: Детские остросюжетные. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Tajemnica J?cz?cej Jaskini
Название: Tajemnica J?cz?cej Jaskini
Автор: Hitchcock Alfred
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 197
Читать онлайн

Tajemnica J?cz?cej Jaskini читать книгу онлайн

Tajemnica J?cz?cej Jaskini - читать бесплатно онлайн , автор Hitchcock Alfred

Trzej Detektywi – ch?opcy z ameryka?skiego miasteczka Rocky Beach, zajmuj?cy si? rozwi?zywaniem zagadek i niewyja?nionych spraw kryminalnych – trafiaj? tym razem na rancho "Krzywe Y", prowadzone przez pa?stwa Dalton?w. W?a?ciciele rancha maj? powa?ne k?opoty – opuszczaj? ich pracownicy, przera?eni zagadkowym zjawiskiem: po?o?ona nieopodal jaskinia, nazwana po s?ynnym rozb?jniku "jaskini? el Diablo", niespodziewanie zacz??a… J?cze?! Dziwne, niepokoj?ce j?ki i przeci?g?e wycie rozlega si? o r??nych porach, cichnie jednak natychmiast, gdy kto? przekroczy pr?g jaskini – zupe?nie, jakby jaka? nadprzyrodzona si?a wyczuwa?a ludzk? obecno??. Detektywi przyst?puj? do ?ledztwa. W okolicy ch?tnie opowiada si?, ?e zaginiony przed laty w jaskini sam El Diablo ?yje i powraca, by sia? terror – przywo?uje si? te? star?, india?sk? legend? o Staruchu – potworze z podziemnego jeziora w skalnych korytarzach, kt?rego nikt nie m?g? zobaczy?. Jupiter, Pete i Bob nie wierz? jednak w duchy – co? najzupe?niej materialnego musia?o spowodowa? dziwaczne odg?osy. Przy jaskini kr?c? si? nieustannie dwaj starzy poszukiwacze przyg?d – Waldo i Ben, barwne postacie lokalnego folkloru. Jak jednak tacy staruszkowie mieliby manipulowa? ska?ami i na ??danie uruchamia? i wycisza? j?k? Dziwne zdarzenia zaczynaj? si? mno?y? wok?? Detektyw?w – podejrzany osobnik z blizn? na twarzy i przepask? na oku pojawia si? i znika jak cie?, nieznana osoba omal nie taranuje ch?opc?w samochodem z rejestracj? z Nevady, a przy nurkowaniu objawia si? im zupe?nie ju? zagadkowa rzecz – ciemny, pod?u?ny kszta?t, b?yskawicznie pruj?cy fale. Nieopodal podziemnego jeziora ch?opcy znajduj? za? wyd?u?one, nie przypominaj?ce st?p ?adnego stworzenia ?lady… Post?py w dochodzeniu nast?puj?, gdy Jupiter odnajduje w jaskini upuszczony kamyk o charakterystycznej fakturze – okazuje si?, ?e jest to diament. Kamie? ma wprawdzie s?ab? jako?? i warto?? jedynie przemys?ow?, smaku ca?ej zagadce dodaje jednak fakt, ?e w opinii eksperta pochodzi on niew?tpliwie z Afryki i nie by?o sposobu, by znalaz? si? w ameryka?skich ska?ach. Kontynuuj?cy ?ledztwo ch?opcy popadaj? rych?o w k?opoty. Najpierw odkrywaj? wprawdzie, ?e j?ki jaskini s? w istocie wywo?ywane przez staruszk?w Bena i Waldo, kt?rzy odsuwaj? i zasuwaj? g?az w jednym z korytarzy, by wydobywa? diamenty – jeden z nich czuwa zawsze na szczycie g?ry i ostrzega wsp?lnika dzwonkiem, ?e kto? nadchodzi. Jednak nieznana osoba wci?? prze?laduje Detektyw?w – zostaj? zamkni?ci w ska?ach bez mo?liwo?ci ucieczki. Poma?u wyja?niaj? si? sprawy, nawet w tak przykrym po?o?eniu. Tajemnicze podwodne stwory to p?etwonurkowie i ??d? podwodna marynarki wojennej, a m??czyzna z blizn? jest detektywem, kt?ry uwalnia ch?opc?w z opresji. Opowiada im o skradzionych diamentach, kt?rych poszukuje jako agent towarzystwa ubezpieczeniowego. Trzej Detektywi prowadz? go do starych poszukiwaczy skarb?w, kt?rzy istotnie wydobyli z jaskini kamienie, ukryte tam przez prawdziwego z?odzieja – traktowali jednak ca?? spraw? jako przygod? jak z dawnych lat, ze ?wiadomo?ci?, ?e kiedy? zabawa si? sko?czy i b?dzie trzeba jako? zwr?ci? diamenty. Detektyw got?w jest wi?c nie chowa? urazy – zabiera kamienie, lecz w domku staruszk?w pojawia si? kolejna osoba – przebrany za El Diablo zamaskowany z?odziej klejnot?w. Terroryzuje zebranych broni? paln? i ucieka z diamentami – nie udaje mu si? jednak zbiec daleko. Detektywi zostaj? uwolnieni przez szeryfa i Jupiter szybko demaskuje przest?pc? – jest nim go?? pa?stwa Dalton?w, profesor Walsh, przebywaj?cy w okolicy pod pretekstem badania legendy El Diablo. Dzi?ki kilku zaledwie wskaz?wkom, jak wzmianka o sprz?cie do nurkowania czy problem r?ki trzymaj?cej pistolet, Pierwszy Detektyw i jego przyjaciele zn?w doprowadzili przest?pc? przed oblicze sprawiedliwo?ci.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 16 17 18 19 20 21 22 23 24 ... 29 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

ROZDZIAŁ 13. Staw Starucha

Woda była ciemna i nieruchoma. Pete przełknął głośno ślinę.

– Staw, w którym mieszka Staruch – powiedział drżącym głosem.

– A więc jest tu staw – stwierdził Jupiter. – Musiał zostać odcięty od reszty jaskini dawno temu, ale Indianie wiedzieli o jego istnieniu.

– Teraz my też wiemy. Szczerze mówiąc, wolałbym, żebyśmy nie zrobili tego odkrycia. Znajdźmy lepiej wyjście stąd, i to szybko!

– Istnienie stawu w jaskini wcale nie potwierdza faktu, że Staruch rzeczywiście egzystuje.

– Nie oznacza też, że nie egzystuje – odparł Pete. – Może także został dawno temu tu zamknięty. Może jest szalony i głodny i tylko czeka na dwóch krzepkich chłopców.

Jupiter rozglądał się wokół. Głębokie cienie na ścianach wskazywały, że z groty odchodzi wiele tuneli.

– Spróbujmy znaleźć drogę na zewnątrz – zdecydował. – Zapal świecę, zbadamy otwory po kolei.

– To właśnie chciałem usłyszeć!

Sprawdzili wejścia do dwu tuneli, bez rezultatu. Przechodzili właśnie do trzeciego, gdy Jupiter stanął jak wryty.

– Pete – szepnął.

Pete pobiegł wzrokiem za spojrzeniem Jupe'a, ale w pierwszej chwili nie dostrzegł niczego.

– Tam, pod ścianą. To… to…

Wtem Pete zobaczył! W ciemnym zakątku, koło otworu prowadzącego do następnego tunelu, siedział mały mężczyzna w czarnym ubraniu, czarnych butach i w czarnym sombrerze na głowie. Siedział oparty o ścianę, z wyciągniętymi nogami. W prawej dłoni trzymał archaiczny pistolet i szczerzył do chłopców zęby w uśmiechu. Ale… nie miał twarzy! To była trupia czaszka! Zaś dłoń trzymająca pistolet nie była dłonią. Pięć kości obejmowało rękojeść! Szkielet!

– Oooch! – wydobyło się ze ściśniętego grozą gardła Pete'a.

Obaj odwrócili się i rzucili do ucieczki. Dopadli tunelu, który doprowadził ich do groty, i usiłowali równocześnie przecisnąć się przez otwór. W rezultacie przewrócili się i stoczyli jeden na drugiego.

– Dokąd biegniemy, Jupe? – wymamrotał leżący na spodzie Pete.

– Tędy nie możemy wyjść!

– Oczywiście. Zabrakło nam jasności myślenia.

– Ja w ogóle nie myślałem – powiedział Pete zdyszanym głosem.

– Może na początek zejdziesz ze mnie?

– Chciałbym, ale trzymasz mnie za nogę.

Pozbierali się wreszcie i usiedli na zimnym dnie groty. Byli wciąż roztrzęsieni, siedząc, powoli odzyskiwali spokój. Pete zaczął chichotać.

– Chłopie, ale z nas dzielni detektywi!

Jupiter skinął głową z powagą.

– Ogarnęła nas panika. Dość naturalna reakcja w tych okolicznościach. Akumulacja niebezpieczeństw wywołała napięcie nerwowe tak silne, że straciliśmy zdolność racjonalnej reakcji. Szkielet był ostatnią próbą wytrzymałości naszych nerwów. Załamały się i wprowadziły nas w stan panicznego przerażenia.

Pete jęknął:

– Szkoda, że nie ma tu Boba, żeby mi przetłumaczył to, co właśnie powiedziałeś.

– Gdyby tu był, powiedziałby ci, że wszystko, co nas spotkało, tak nas rozstroiło, że straciliśmy głowy.

– Nie mogłeś tak od razu powiedzieć?

– Mogłem, ale nie oddaje to dokładnie sensu tego, co starałem ci się przekazać. Jednakże nie tym powinniśmy sobie zaprzątać głowę. Chcę zbadać ten szkielet.

– Tego się obawiałem – Pete powlókł się niechętnie za Jupiterem.

Szkielet zdawał się uśmiechać do nich spod czarnego sombrera. Jupiter wyciągnął ostrożnie rękę i ujął rondo kapelusza. Pod dotknięciem kapelusz rozsypał się w drobne kawałki.

– Mój Boże – westchnął Pete i dotknął czarnego żakietu. Rozsypał się również i odpadł ze szkieletu.

Pete cofnął rękę i niechcący potrącił kościste palce trzymające pistolet. Odłamały się, a pistolet upadł z łoskotem na podłogę. Pete odskoczył. Jupiter pochylił się niżej nad szkieletem.

– Jest bardzo stary, Pete – powiedział. – Ten staroświecki pistolet także. Można powiedzieć, że to nie ulega wątpliwości.

– Co nie ulega wątpliwości?

– Że to jest szkielet El Diablo, prawdziwego El Diablo!

Słowa Jupitera odbiły się echem od wysokiego sklepienia groty i powróciły niczym widmowy głos przeszłości.

– Prawdziwy El Diablo – powtórzył Pete. – Sądzisz, że on tu był cały czas i nikt go nigdy nie znalazł?

Jupiter skinął głową potakująco.

– Skłonny jestem przypuszczać, że umarł zaraz pierwszej nocy, kiedy schronił się w jaskini po ucieczce z więzienia. Jego rany musiały być poważniejsze niż przypuszczano. Oczywiście w owych czasach ludzie umierali od ran, które dziś uważamy za lekkie. Medycyna zrobiła ogromne postępy.

– Dlaczego sądzisz, że umarł pierwszej nocy? – zdziwił się Pete. – Mógł przecież ukrywać się tu latami, nim umarł.

Jupiter potrząsnął głową.

– Nie, nie sądzę. Zauważ, że koło szkieletu nie ma żadnych śladów jedzenia. Mógł pić wodę ze stawu, choć przypuszczam, że jest słona. W każdym razie, jeśli nawet miał wodę, nie miał jedzenia. Nie ma żadnych śladów. Ani kości, ani suchych nasion, nic.

– Może jadł i pił gdzie indziej – zasugerował Pete.

– Być może, ale jeśli tak, co go zabiło? Gdyby był zdrów i silny, byłyby tu ślady walki i prawdopodobnie jeszcze jeden szkielet lub dwa. Nie mówiąc już o tym, że gdyby ktoś znalazł El Diablo w tej grocie i zabił go, wykazałyby to historyczne dokumenty.

– Tak, myślę, że masz rację – przyznał Pete.

– Co więcej, zwróć uwagę na pozycję szkieletu. On umarł oparty o mur. Siedział tu i czekał na pojawienie się wroga, ale nie sądzę, by to kiedykolwiek nastąpiło. Można zresztą sprawdzić pistolet.

Pete podniósł broń i otworzył komorę nabojową.

– Jest naładowany, Jupe. Ani jeden nabój nie został wystrzelony.

– Tak, jak myślałem – powiedział Jupiter z zadowoleniem – nikt nigdy nie odkrył miejsca, w którym się ukrył i umarł samotnie od odniesionych ran. Tak zresztą stwierdzają dokumenty.

– Byłoby lepiej dla niego, gdyby nie ukrył się tak dobrze – zauważył Pete. – Gdyby go znaleziono, zajęto by się nim, opatrzono mu rany.

– Prawdopodobnie, ale nie zapominaj, że został skazany na powieszenie. Przypuszczam, że wolał umrzeć tu, w swojej jaskini. Może myślał także, że jeśli nigdy nie zostanie odnaleziony, legenda o nim wzrośnie i pomoże to jego ludziom.

– I rzeczywiście wzrosła – powiedział Pete.

– Tak bardzo, że teraz ktoś stara się ją wykorzystać i wystraszyć nas, jak i każdego kto wejdzie do jaskini. Pozostaje pytanie: dlaczego?

– Może ktoś chce, żeby Daltonowie stracili swoje ranczo – zastanawiał się Pete.

– To możliwe, ale wątpię, żeby o to chodziło. Myślę, że raczej ktoś stara się odstraszyć ludzi od jaskini. Pamiętaj, że Daltonowie kupili ranczo dawno temu, a dopiero przed miesiącem zaczęły się wszystkie kłopoty, jęki i wypadki.

– Ale, Jupe, jeśli ktoś stara się przestraszyć ludzi podszywając się pod El Diablo, jak to się stało, że nie pokazał się nikomu oprócz nas? Dlaczego nie pojawił się, kiedy pan Dalton z szeryfem przeszukiwali jaskinię?

– Jeszcze tego nie wiem – przyznał Jupiter. – Z drugiej strony jednak, jęki zawsze ustawały w momencie, gdy ktoś wchodził do jaskini. Dopiero dziś, kiedy udało nam się dostać do środka niepostrzeżenie, jęk rozbrzmiewał nadal i ukazał się fałszywy El Diablo. Co prowadzi mnie do wniosku, że widzieliśmy dziś El Diablo, ponieważ jęk nie ustał.

– To wszystko nie ma sensu – powiedział Pete. – Jak myślisz, dlaczego ktoś działa tak dziwnie?

– Nie wiem – wyznał Jupiter niechętnie. – Ale wiem jedno, wyjaśnienie tajemnicy Jęczącej Doliny jest związane nie tylko z naturalnymi czynnikami wywołującymi jęczący dźwięk. Sięga gdzieś głębiej. Musimy się dowiedzieć, co oznaczały odgłosy kopania, które słyszeliśmy przedtem.

– Ojej, zapomniałem o tym zupełnie. Może w jaskini jest jednak kopalnia diamentów, jak myślisz, Jupe?

– Zeszłego wieczoru znalazłem diament. Dziś słyszeliśmy, że ktoś kopie. Logika wskazuje, że może tu chodzić o kopalnię diamentów, którą ktoś stara się zataić.

– Może powinniśmy powiedzieć panu Daltonowi o wszystkim, co dotąd odkryliśmy – Pete poczuł zaniepokojenie.

Jupiter zmarszczył się. Niechętnie przyznawał, że Trzej Detektywi nie mogą sobie poradzić sami w jakiejś sytuacji. Wiedział jednak, że bywają wypadki, kiedy zadanie przerasta możliwości trzech chłopców.

– Być może masz rację – powiedział niechętnie. – Weź pistolet El Diablo i postarajmy się znaleźć drogę wyjścia z jaskini.

Pete zapalił świecę i chłopcy zabrali się do sprawdzania tuneli.

Raptem powierzchnia stawu, dotąd ciemna i nieruchoma, zaczęła lekko falować. Potem nastąpił plusk i odgłos głośnego oddechu. Chłopcy stali jak skamieniali z latarkami skierowanymi na staw.

Mroczne lustro wody pękło i wyłonił się zeń czarny, lśniący kształt. Woda kapała z jego połyskliwej skóry, mieniąc się w świetle latarek. Jupiter i Pete patrzyli ze zgrozą na wychodzące ze stawu, czarne, lśniące stworzenie.

1 ... 16 17 18 19 20 21 22 23 24 ... 29 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название