-->

Tryumf Pana Kleksa

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Tryumf Pana Kleksa, Brzechwa Jan-- . Жанр: Детская проза. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Tryumf Pana Kleksa
Название: Tryumf Pana Kleksa
Автор: Brzechwa Jan
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 343
Читать онлайн

Tryumf Pana Kleksa читать книгу онлайн

Tryumf Pana Kleksa - читать бесплатно онлайн , автор Brzechwa Jan

Trzecia cz??? przyg?d pana Kleksa dzieje si? g??wnie w jednej z ba?niowych krain, zwanej Alamakota. To tam znale?li si? Bajdoci, kt?rzy zagin?li w poprzedniej cz??ci ("Podr??e pana Kleksa"), tam tak?e trafia Ada? Niezg?dka w poszukiwaniu swoich rodzic?w. Razem z panem Kleksem prze?ywa wiele pasjonuj?cych przyg?d i poznaje mi?o?? swego ?ycia.

Zachwyci? mnie ?wiat stworzony przez Jana Brzechw?. Alamakota zamieszkana jest przez tr?jnogich ludzi, kt?rzy trudni? si? hodowl? kur i eksportem jaj. Barwami narodowymi tego kraju s? ???ty, zielony i czerwony – jajecznica ze szczypiorkiem i pomidorami. Bohaterowie spotykaj? tam Alojzego B?bla, znanego z "Akademii" psotnika. Pan Kleks podejmuje si? naprawienia go i polepszenia ?wiata. Brzechwa by? w tym miejscu po prostu futuryst? i wymarzy? sobie ?wiat, w kt?rym sztuczni ludzie b?d? pomaga? tym prawdziwym.

Autor na ka?dym kroku podkre?la wag? wyobra?ni i rado?ci ?ycia. Bezgraniczne zaufanie pok?ada w panu Kleksie, a wi?c w naukowcu.

"Nie lekcewa?cie bajek. Nie lekcewa?cie fantazji. Bez fantazji nie mo?e powsta? nic wielkiego. Alojzy pozbawiony jest wyobra?ni. Dlatego w?a?nie mo?e s?u?y? ludziom, ale nigdy nad lud?mi nie zapanuje. Wszystko przewidza?em. Prawdziwy uczony nie stworzy nic przeciwko ludziom".

Ca?y ?wiat stworzony przez Brzechw? jest zaskakuj?cy, barwny i niesta?y. Wydaje si?, ?e czas p?ynie inaczej ni? u nas. Ambro?y Kleks jest genialnym naukowcem, optymist?, autorytetem dla wszystkich, kt?rzy go spotkali. Ma swoje niez?omne zasady i zawsze ma nadziej?.

"Te? pomys?! To tak, jakby? zaproponowa? lwu, ?eby zosta? karaluchem! Ja – wolny, niezawis?y umys?, mia?bym w?o?y? na g?ow? ten garnek zwany koron?? Ja – Ambro?y Kleks?!"

Ka?dy doros?y, zm?czony ?yciem cz?owiek powinien przeczyta? wszystkie trzy tomy "Pana Kleksa", powinien przypomine? sobie, ?e bez wyobra?ni i fantazji nasze ?ycie jest szare i p?askie.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 ... 30 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

W końcu jednak udało mi się od pewnego kolibra uzyskać bezcenną wiadomość. Okazało się bowiem, że był on już poprzednio w Alamakocie i może nam wskazać drogę do tego kraju. Wtajemniczyłem przeto pana Lewkonika w moje kłopoty oraz wyjawiłem cel podróży. Po naradzie postanowiliśmy wspólnymi siłami nakłonić kapitana, aby zboczył z wytkniętego kursu i zawinął do Alamakoty. Panu Lewkonikowi opisałem Alamakotańczyków w nader zachęcających barwach i zapewniłem go, że jest to naród zakochany w kwiatach. Powiedziałem też mimochodem:

– Alamakotańscy ogrodnicy mają tylko jedną słabość: żenią się najchętniej z cudzoziemkami.

Ta uwaga podziałała na pana Lewkonika jak prąd elektryczny. Podskoczył kilkakrotnie do góry, nacisnął brodawkę na nosie jak guzik dzwonka i z lekkością balonika potoczył się do kapitana.

Wspomniałem już, że pan Lewkonik miał pięć niezbyt ładnych córek. Aczkolwiek był hodowcą róż, tylko najstarsza córka miała na imię Róża. Cztery pozostałe nosiły imiona: Dalia, Hortensja, Rezeda i Piwonia. Polubiłem te dziewczęta, a nawet wkrótce przyzwyczaiłem się do ich brzydoty. Powiem więcej: z dnia na dzień podobały mi się coraz bardziej. Zwłaszcza Rezeda.

Ale myśli moje zajęte były głównie losem biednych rodziców. Nie schodziłem z pokładu, żeby nie stracić kontaktu z kolibrem, który obiecał służyć nam za przewodnika. Chcąc pozyskać jego względy, śpiewałem mu piosenki drozdów, rudzików, kosów i sikorek, a pewnego razu zaświergotałem jak strzyżyk-wole oczko. Dopiero wtedy koliber nabrał do mnie takiego zaufania, że gotów był uwierzyć, iż jestem ptakiem.

Gdy tak sobie ćwierkałem, na pokładzie ukazał się Weronik. Zalatywało od niego sidolem i amoniakiem, gdyż z zamiłowania do porządku polerował okrętowe poręcze oraz wszystkie części metalowe. Zbliżył się do mnie i powiedział tajemniczo:

– Załatwione. Pan Lewkonik urobił kapitana. Płyniemy do Alamakoty.

W tej samej chwili rozległ się tubalny głos kapitana:

– Wszyscy na stanowiska! Kurs na południowy wschód!

Spojrzałem na dziobek kolibra i podałem kapitanowi dokładny kierunek.

– Pełna szybkość! – wrzasnął kapitan. – Przeciąć zwrotnik Raka! Ster w lewo! – „Płetwa Rekina” zwinnie pomknęła naprzód, prując fale i roztrącając delfiny. Koliber odlatywał co pewien czas na rekonesans, po czym wracał na swoje miejsce, aby cienkim, ostrym dziobkiem jak igłą kompasu wskazywać drogę. Podzwrotnikowe słońce prażyło niemiłosiernie.

Po pięciu dniach w oddali ukazały się zamglone zarysy lądu.

Zbliżaliśmy się do Alamakoty.

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 ... 30 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название