Zapach Smierci
Zapach Smierci читать книгу онлайн
Pracuj?ca jako antropolog s?dowy w Montrealu, doktor Tempe Brennan zostaje wezwana do klasycznego z pozoru przypadku odkrycia kobiecych ko?ci na terenie opuszczonego cmentarza. Analiza szcz?tk?w ofiary wskazuje, ?e mo?e to by? kolejna zbrodnia maniakalnego zab?jcy kobiet. Nikt nie daje wiary tym hipotezom, dop?ki…
Ksi??ka, kt?ra zainspirowa?a tw?rc?w serialu tv "Ko?ci"
***
Kathy Reichs jest autork? wielu powie?ci kryminalnych, kt?rych cech? g??wn? jest prezentacja ?mierci tak?e w uj?ciu medycznym. Jej utwory to dzie?a pe?ne strachu i przera?enia, ale tak?e zawieraj?ce wielki kunszt literacki autorki. Do jej tw?rczego repertuaru nale?y wiele opowiada? kryminalnych, jednak to w?a?nie "Zapach ?mierci" jest najbardziej popularn? ksi??ka jej autorstwa.
Od najwi?kszych na ?wiecie Frankfurdzich Targ?w Ksi?zki zacz??a si? b?yskotliwa kariera debiutuj?cej tam Amerykanki Kathy Reichs, kiedy wydawcy z wielu kraj?w bez wahania zap?acili rekordowe zaliczki za prawa do edycji "Zapachu ?mierci". I si? nie zawiedli. Podobnie jak czytelnicy.
Akcja powie?ci „Zapach ?mierci” toczy si? w Monteralu, gdzie to pracuj?ca jako antropolog s?dowy, doktor Tempe Brennan zostaje wezwana do klasycznego z pozoru przypadku odkrycia kobiecych ko?ci na terenie opuszczonego cmentarza. Analiza szcz?tk?w ofiary wskazuje Tempe, ?e mo?e to by? kolejna zbrodnia maniakalnego zab?jcy kobiet. Nikt jednak nie daje wiary tym hipotezom. Tempe rozpoczyna ?ledztwo na w?asn? r?k?. Reichs prezentuje nam determinacje kobiety, kt?ra chce pozna? prawd?, a przede wszystkim chce udowodni? innym, ze mia?a racje.
"Zapach ?mierci" to ksi?zka pe?na niebezpiecze?stw, wzbudzaj?ca u odbiorcy poczucie leku, ale tez ch?? poznania prawdy. Wiele w niej w?tk?w pobocznych, kt?re zmuszaj? czytelnika do my?lenia. Czytelnik sam pr?buje za pomoc? w?asnej wyobra?ni rozwik?a? t? kryminaln? zagadk? – kto jest morderca. Autorka specjalnie kieruje ?wiadomo?? odbiorcy na inne sprawy i innych podejrzanych, po to, ?eby na ko?cu wzbudzi? u niego poczucie zaskoczenia i niespodzianki. Z pewno?ci? to jej si? udaje.
Fabu?a niby znana powszechnie – poszukiwanie i po?cig za morderc?, jednak spos?b w jaki Reichs to prezentuje jest z pewno?ci? godny podziwu. Mole ksi??kowe, kt?re uwielbiaj? obszernych rozmiar?w ksi??ki z kryminalnymi w?tkami, nie zawiod? si? na tej ksi??ce.
Mnie, osobi?cie ksi??ka zaintrygowa?a bardzo. Chocia?by poprzez spos?b w jaki jest napisana – j?zyk prosty, trafiaj?cy do zwyk?ego odbiorcy, nawet wszystkie terminy medyczne, o kt?rych nie ma poj?cia, nie s? w stanie zepsu? og?lnego pozytywnego wra?enia. Jedynie co mog? zarzuci? Reichs to zbyt rozlegle opisy miejsc i okoliczno?ci. Czytelnik podczas czytania zbyt rozleg?ych opis?w, niecierpliwi si? o dalszy rozw?j sytuacji. Poza tym, mam wra?enie, ?e autorce umyka czasem, przy tych wszystkich opisach rzeczywisto?ci, charakterystyka g??wnej bohaterki – Tempe. By? mo?e by? to celowy zabieg, aby zmusi? ka?dego do wysilenia w?asnej wyobra?ni. Jednak nale?y stwierdzi?, ?e og?lne wra?enie po lekturze ksi??ki jest jak najbardziej pozytywne i mog? j? poleci? ka?demu, nie tylko tym, kt?rych fascynuje perspektywa rozpadaj?cego si? cia?a, czy tez bardzo dok?adny opis poszczeg?lnych ko?ci cz?owieka po jego ?mierci.
Ksi??ka „Zapach ?mierci” zosta?a uznana za mi?dzynarodowy bestseller i zosta?a przet?umaczona na co najmniej 20 j?zyk?w. Niesamowitym atutem tej ksi??ki jest jej realizm. Nale?y doda?, ?e niekt?re zaprezentowane w ksi??ce przypadki s? prawdziwymi przyk?adami z rzeczywisto?ci i pracy zawodowej autorki. To, dodatkowo wzbudza u czytelnika ciekawo?? i ch?? poznania przyczyn i skutk?w.
Wa?ny podkre?lenia jest fakt, ?e na ekrany polskiej telewizji Polsat, wszed? serial "Ko?ci", inspirowany bestsellerowymi powie?ciami pisarki kryminolog – antropolog Kathy Reichs.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
Wpatrywałam się w automatyczną sekretarkę. Zamknęłam oczy i wzięłam kilka długich, głębokich oddechów, zmuszając serce do zwolnienia tempa uderzeń. Miałam wrażenie, jakby tył mojej głowy znalazł się w imadle i było mi gorąco na całym ciele.
– To się nie stanie.
Otworzyłam oczy i zobaczyłam, że Birdie przygląda mi się z drugiego końca pokoju.
– To się nie stanie – powtórzyłam do niego.
Cały czas się we mnie wpatrywał swoimi nieruchomymi żółtymi oczyma.
– Mogę jeszcze coś zrobić.
Wyprężył grzbiet, ustawił cztery łapy blisko siebie, podwinął ogon i usiadł, ani na chwilę nie odrywając ode mnie oczu.
– Zrobię coś. Nie będę po prostu siedzieć i czekać, aż ta bestia zaatakuje. Nie moją córkę.
Zaniosłam zakupy do kuchni i włożyłam je do lodówki. Potem wyciągnęłam laptopa, włączyłam go i weszłam do pliku z tabelą. Ile to czasu już minęło, od kiedy zaczęłam ją wypełniać? Sprawdziłam daty, kiedy nad nią pracowałam. Ciało Isabelle Gagnon znaleziono 2 czerwca. Siedem tygodni. Wydawało się, jakby to było siedem lat.
Poszłam do gabinetu i wyjęłam skoroszyty z dokumentami. Może trud, który sobie zadałam robiąc odbitki, nie pójdzie jednak na darmo.
Przez następne dwie godziny poddawałam drobiazgowej analizie każde zdjęcie, każde nazwisko, każdą datę, dosłownie każde słowo z każdego przesłuchania odnotowanego w raportach policyjnych, którymi dysponowałam. Potem zrobiłam jeszcze raz to samo. Prześledziłam słowo po słowie, mając nadzieję, że znajdę jakiś drobiazg, który wcześniej przeoczyłam.
I za trzecim podejściem znalazłam.
Czytałam zapis przesłuchania, które przeprowadził Ryan z ojcem Grace Damas, kiedy to zauważyłam. Tak, jak przed kichnięciem, kiedy człowiek czuje, że się zbliża, narasta, irytuje, ale nie znajduje ujścia, tak teraz w końcu myśl przebiła się do mojej świadomości.
Rzeźnik. Grace Damas pracowała u rzeźnika. Zabójca używał piły do mięsa i wiedział co nieco o anatomii. Tanguay kroił zwierzęta. Może tu jest jakiś związek. Zaczęłam przeglądać raport, żeby znaleźć nazwę tego sklepu mięsnego, ale nie było.
Wystukałam numer, który znalazłam w dokumentach. Odebrał jakiś mężczyzna.
– Pan Damas?
– Tak. – Mówił z akcentem.
– Jestem doktor Brennan. Pracuję nad śledztwem w sprawie śmierci pańskiej żony. Mogłabym panu zadać kilka pytań?
– Tak.
– Czy kiedy pańska żona zniknęła, pracowała gdzieś poza domem?
Chwila ciszy.
Potem:
– Tak.
W tle słyszałam włączony telewizor.
– Czy mogę zapytać, gdzie?
– W piekarni na Fairmont. Le Bon Croissant. Pracowała tam tylko na pół etatu. Nigdy nie miała całego, bo przecież dzieci i w ogóle.
Przetrawiłam to. Nici z mojego związku.
– Jak długo tam pracowała, panie Damas? – Nie dałam po sobie poznać rozczarowania.
– Wydaje mi się, że tylko przez kilka miesięcy. Grace nigdzie nie pracowała zbyt długo.
– A gdzie pracowała przedtem? – Nie dawałam za wygraną.
– U rzeźnika.
– Jak się nazywał sklep? – Wstrzymałam oddech.
– La Boucherie St. Dominique. Jest własnością człowieka z naszej parafii. Sklep mieści się na St. Dominique, blisko St. Laurent, wie pani, gdzie to jest?
Tak. Wyobraziłam sobie deszcz bijący w szyby sklepu.
– Kiedy tam pracowała? – Mówiłam naprawdę spokojnym głosem.
– Wydaje mi się, że pracowała tam prawie rok. Przez większość dziewięćdziesiątego pierwszego, chyba. Mogę to sprawdzić. Myśli pani, że to ważne? Przedtem nie pytali mnie o daty.
– Nie jestem pewna. Panie Damas, czy pańska żona kiedykolwiek wspominała o kimś o nazwisku Tanguay?
– O kim? – Szorstko.
– O niejakim Tanguayu.
Głos spikera obiecał, że zaraz będzie ciąg dalszy, po przerwie na reklamy. Bolała mnie głowa, a w gardle zaczynałam czuć suche drapanie.
– Nie.
Zaskoczyła mnie porywczość, z jaką to powiedział.
– Dziękuję. Bardzo mi pan pomógł. Dam panu znać, jak będziemy mieli coś nowego.
Rozłączyłam się i zadzwoniłam do Ryana. Już wyszedł. Sprawdziłam jeszcze w domu. Nikt nie odbierał. Wiedziałam, co muszę zrobić. Wykonałam jeden krótki telefon, wzięłam klucz i wyszłam.
W La Boucherie St. Dominique panował większy ruch, niż kiedy go pierwszy raz widziałam. W oknach wisiały te same napisy, ale dzisiaj sklep był oświetlony i otwarty. Ludzi było niewielu. Jakaś staruszka przesuwała się powoli wzdłuż przeszklonych lad. W świetle jarzeniówki jej twarz robiła wrażenie sflaczałej. Patrzyłam, jak zawraca i wskazuje na królika. Sztywne, małe ciało przypomniało mi smutną kolekcję Tanguaya. I Alsę.
Poczekałam, aż wyjdzie, po czym podeszłam do mężczyzny stojącego za ladą. Miał prostokątną twarz, wydatne kości policzkowe i grube rysy Kontrastowały z nią zadziwiająco chude i żylaste ramiona. Ciemne plamy znaczyły biel jego fartucha – wyglądały jak wysuszone płatki na obrusie.
– Bonjour.
– Bonjour.
– Mały ruch dzisiaj wieczorem?
– Wieczorami zawsze jest mały ruch. – Mówił z takim samym akcentem jak Damas.
Słyszałam, jak z zaplecza dobiega brzęk narzędzi.
– Zajmuję się śledztwem w sprawie śmierci Grace Damas. – Wyciągnęłam legitymację i podstawiłam mu ją na chwilkę przed oczy. – Chciałabym zadać panu kilka pytań.
Mężczyzna przyglądał mi się. Na zapleczu ktoś co chwilę puszczał wodę i ją zakręcał.
– Pan jest właścicielem?
Skinienie.
– I nazywa się…?
– Plevritis.
– Panie Plevritis, Grace Damas pracowała tu przez jakiś czas prawda
– Kto?
– Grace Damas. Parafianka z St. Demetrius.
Splótł chude ręce na piersiach. Skinął.
– Kiedy to było?
– Jakieś trzy, cztery lata temu. Nie wiem dokładnie. Przychodzą i odchodzą.
– Czy sama się zwolniła?
– Bez wypowiedzenia.
– Dlaczego?
– Skąd mam do diabła wiedzieć? Wtedy wszyscy tak robili.
– Czy wyglądała na nieszczęśliwą, przygnębioną, nerwową?
– A czy ja wyglądam jak Zygmunt Freud?
– Czy miała tu jakichś przyjaciół, kogoś, z kim była szczególnie blisko?
Jego oczy rozpromieniły się i w kącikach ust pojawił się uśmieszek.
– Blisko? – spytał głosem oślizłym jak wazelina.
Wytrzymałam jego spojrzenie, nie uśmiechając się.
Uśmiech zniknął z twarzy, a oczy zaczęły błądzić po sklepie.
– Tutaj jestem tylko ja i mój brat. Tu nie ma nikogo, do kogo można by się zbliżyć. – Wymówił to słowo jak nastolatek w sprośnym kawale.
– Czy odwiedzał ją tutaj ktoś szczególny, ktoś, kto mógł się jej naprzykrzać?
– Niech pani posłucha. Dałem jej pracę. Powiedziałem, co ma robić, i ona to robiła. Nie interesowałem się jej życiem towarzystkim.
– Myślałam, że być może pan zauważył…
– Grace była dobrą pracownicą. Byłem wściekły, kiedy zrezygnowała. Wszyscy zwolnili się w tym samym czasie, miałem nóż na gardle, więc byłem naprawdę wkurzony. Przyznaję. Ale nie żywię urazy. Potem, kiedy usłyszałam, że zaginęła, w kościele, wie pani, pomyślałem, że wyjechała. Nie było to do niej podobne, ale jej stary potrafi być czasami naprawdę upierdliwy. Przykro mi, że ją zabito. Ale ja naprawdę ledwo ją pamiętam.
– Co pan ma na myśli mówiąc “upierdliwy"?
Jego twarz przybrała kamienny wyraz, nagle, jak opadająca brama śluzy. Spuścił oczy i podrapał kciukiem coś na ladzie.
– Będzie musiała pani o tym porozmawiać z Nikosem. To sprawa rodzinna.
Zrozumiałam, o czym mówił wcześniej Ryan. Co teraz? Pomoce wizualne. Sięgnęłam do torebki i wyciągnęłam zdjęcie St. Jacquesa.
– Widział pan kiedyś tego gościa?
Plevritis pochylił się, żeby wziąć zdjęcie.
– Kto to jest?
– Pański sąsiad.
Przyglądał się twarzy.
– Nie jest to zdjęcie, które wygrałoby na konkursie.
– Jest zrobione z kamery.
– Filmy braci Lumiere też były, ale tam przynajmniej coś było widać…