-->

Rozgrywka Maury

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Rozgrywka Maury, Cole Martina-- . Жанр: Триллеры. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Rozgrywka Maury
Название: Rozgrywka Maury
Автор: Cole Martina
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 220
Читать онлайн

Rozgrywka Maury читать книгу онлайн

Rozgrywka Maury - читать бесплатно онлайн , автор Cole Martina

Martina Cole, najpoczytniejsza wsp??czesna pisarka brytyjska, zas?yn??a ksi??kami o sensacyjno-obyczajowej fabule osadzonej w kryminalnym p??- ?wiatku Londynu. Maura Ryan i jej czterej bracia rz?dz? londy?skim podziemiem. W ostatnich latach Maura usun??a si? w cie?. Zab?jstwo jej m??a, by?ego gliny, zmusza j? do powrotu na scen?. Kolejne zdarzenia i niewyt?umaczalne morderstwa wskazuj? na perfidnie utkan? intryg?, maj?c? na celu zniszczenie autorytetu Ryan?w. Tropy prowadz? do gangstera odsiaduj?cego wyrok. Zagro?enie wok?? rodziny narasta, gdy Joliff ucieka z wi?zienia. Prowadz?c inteligentn? rozgrywk?, Maura krok po kroku pokonuje pi?trz?ce si? trudno?ci, eliminuje wrog?w, ujawnia nici intrygi.

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 83 84 85 86 87 88 89 90 91 ... 96 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

Wyglądała tak żałośnie, że Kenny miał ochotę objąć ją i przytulić. Nie zrobił tego jednak, zabrakło mu odwagi. Maura pstryknęła niedopałkiem papierosa przez okno i przesiadła się na miejsce kierowcy.

– Zmarnowałam już dość czasu na mężczyzn. Kropka. No, a teraz ruszajmy w drogę.

***

Lee siedział z matką i oglądał z nią Countdown. Kiedy odebrał telefon, usłyszał wiadomość, która poderwała go na równe nogi. Był to jego najstarszy syn Gabriel, który powiedział, że nie zostali odebrani ze szkoły, a matka nie daje znaku życia.

– Prędko, do samochodu. Musimy jechać po dzieci – zarządził Lee.

Sarah była zaskoczona tym pośpiechem.

– A gdzie, u diabla, jest Sheila? Dlaczego ich nie odebrała?

Lee był przerażony i potraktował matkę bardziej szorstko, niżby chciał.

– Gdybym wiedział, to chyba nie jechałbym teraz po dzieci, jasne?

Kiedy wkładała płaszcz, wściekał się, że taka prosta czynność zajmuje jej tyle czasu.

– Błagam, mamo, ruszaj się, ruszaj!

Zastanawiał się, czy to możliwe, żeby ktoś nastawał także na dzieci. Z pewnością nawet Vic Joliff nie posunąłby się do tego. Ale dopóki nie będą siedziały bezpiecznie w jego samochodzie, nie zamierzał na to liczyć.

***

Vic i Sheila sączyli koktajle i jedli kanapki kupione w delikatesach w Gants Hill. Na Sheili duże wrażeniem zrobił dom w którym się znalazła; był w nim basen i największy telewizor, jaki w życiu widziała. Oglądali wideo z Frankiem Sinatrą, którym Vic się zachwycał.

– Masz coś przeciwko temu, żeby moja matka przyszła do nas na chwilę?

– Chyba mam niewiele do powiedzenia, prawda?

Vic sprawiał wrażenie dotkniętego.

– W porządku, Sheila, jeśli nie życzysz sobie towarzystwa mojej matki, nie będę cię zmuszał. I zapewniam cię, że jesteś całkowicie bezpieczna. Raczej nie przedstawiałbym cię swojej matce, gdybym miał jakieś ukryte zamiary, nie sądzisz?

Sam się sobie dziwił. Było jednak w tej kobiecie coś, co budziło jego sympatię. Prawdopodobnie fakt, że jest matką sześciorga dzieci, i to wspaniałą matką. Zawsze podziwiał też Lee Ryana jako głowę rodziny. Vic szczycił się bowiem tym, że potrafi oddać ludziom sprawiedliwość.

Sheila może nie wyglądała już szałowo, ale sześcioro dzieci odbiłoby się nawet na wyglądzie Kate Moss. Miała jednak w sobie godność i zasługiwała na traktowanie jej z szacunkiem.

Porwał ją, choć w ogóle nie była zaangażowana w interesy Ryanów, żeby ich zmusić do spełnienia jego żądań. Oni mieli jego brata, a on jedną z ich żon. To będzie uczciwa wymiana.

Nawet Ryanowie pomyślą dwa razy, zanim cokolwiek zaryzykują, jeśli on ma Sheilę. Wprawdzie to nie bardzo w porządku, bo ona jest cywilem, ale Vic już nie dbał o etykietę. Chciał odzyskać brata, swoją kokę i chciał namieszać – i to jak najszybciej. Tylko tyle mógł teraz zdziałać. Został przerobiony jak dupek pierwszej klasy. Nie mógł tego puścić płazem, by nie wyjść na rasowego palanta. Vic Joliff może być wszystkim, tylko nie palantem.

Zamierzał jeszcze pokazać, co potrafi. Na razie, niestety, pierwotny plan przejęcia imperium zaczynał się podejrzanie sprowadzać do ogryzania kości. Tego nie mógł znieść. Dobijała go myśl, że ludzie, choćby nawet obcy, będą uważać go za frajera. Każdy człowiek ma swoją dumę, a nie ma człowieka bardziej dumnego niż Vic Joliff.

Jeszcze się nie zdarzyło, żeby ktoś wszedł mu na głowę i żył na tyle długo, by o tym opowiedzieć. Od tego zależało przetrwanie w tym świecie. Zasłużony rozgłos, umiejętność budzenia w ludziach strachu i bezwzględność to atrybuty, które odróżniają mężczyznę od chłopca. To dzięki nim facet staje się legendą, a wtedy nikt nie wyraża się o nim obraźliwie, nikt nie traktuje go jak mięczaka i nikt nigdy nie każe mu płacić za drinka w żadnym liczącym się pubie. Nie ma mowy, żeby zrezygnował z tego wszystkiego z powodu zafajdanych Ryanów.

Przeprosił Sheilę i wyszedł do kuchni, gdzie szybko wciągnął dwie kreski koki, jedną po drugiej. Do pewnego stopnia zdawał sobie sprawę, że ma problem z kokainą, ale kiedy proszek drażnił go już w nosie, zapominał o obawach i czuł się niezwyciężony. Czuł, że poradziłby sobie nawet z pięćdziesięcioma rodzinami Ryanów i po obiedzie mógłby zająć się jeszcze mafią i CIA.

Nazywał się Victor Joliff i miał w sobie wystarczająco dużo siły, by zmusić świat do wymazania z pamięci, iż jest potomkiem byłej prostytutki i zapijaczonego złodzieja. Udowodnił innym, że jest facetem, którego należy podziwiać i szanować. A co ważniejsze – facetem, który może przejąć rynek narkotykowy na południowym wschodzie i w całym Zjednoczonym Królestwie. Będzie Escobarem Anglii i niech Bóg ma w opiece wszystkich, którzy spróbują stanąć mu na drodze.

Usłyszał dochodzący z salonu nosowy głos matki i szybko przejrzał się w małym lusterku służącym mu do usypywania kresek koki. Matka nie znosiła, kiedy był na haju, i nie oszczędzała wtedy strun głosowych.

Nalał sobie dużą porcję rumu Morgan’s i po dodaniu likieru miętowego zabrał drinka do salonu, gdzie Nellie Joliff zdejmowała właśnie wełniany płaszcz.

– Trafiłam tylko jeden numer na tej pieprzonej loterii, Vic.

Przyoblekł twarz w wyraz współczucia.

– Nie martw się. A to moja znajoma. Ma na imię Sheila, mamo.

– Bardzo mi miło.

Sheila uśmiechnęła się do niskiej, tęgiej staruszki, która niewątpliwie dopiero teraz doczekała się lepszych czasów. Zużyta i zmarnowana kobieta, która przez całe życie ciężko pracowała, gówno z tego mając.

Uświadomiła sobie nagle, że w ogóle nie martwi się o dzieci. Powinna odchodzić od zmysłów z obawy, że już nigdy ich nie zobaczy. Ale tak nie było. Szczerze mówiąc, nie tęskniła do ich obecności, za to cieszyło ją, że Lee dostanie niezłą nauczkę. To może go zmotywować do zastanowienia się nad sytuacją rodziny.

Vic to w gruncie rzeczy porządny człowiek, była tego pewna. A przynajmniej miała taką nadzieję. Obserwowała go, gdy grzecznie słuchał wywodów matki, jakby była najciekawszym rozmówcą świata. Co zabawne, stwierdziła, że lubi tego uprzejmego człowieka, który ją porwał i trzymał dla okupu.

Vic uśmiechnął się do swojego gościa i cała irytacja z niego spłynęła. Nic nie mówił, skupiał się na jutrzejszym dniu. Ustalił już wszystko z chłopcami i Irlandczykami. Niech ten dupek Kenny gada sobie o pokojowych negocjacjach, Vic Joliff wkroczy do akcji z bronią gotową do strzału.

***

Maura do późnej nocy rozmawiała przez telefon albo jeździła do ludzi. Odbyła rozmowy ze wszystkimi, którzy kiedykolwiek byli w przyjaznych układach z Ryanami, a także z niektórymi wrogami. Była przyjacielska, była przymilna, niektórym groziła. Robiła wszystko, żeby przeciągnąć ludzi na stronę Ryanów i zniszczyć resztki wiarygodności, jakie pozostały jeszcze Vicowi Joliffowi. Wiedziała, że najlepszym sposobem na uniknięcie totalnej wojny jest przekonanie kogo trzeba, iż lepiej trzymać z diabłem, którego się zna, niż z nieznanym.

Chciała do minimum ograniczyć rozlew krwi. Na razie Vic nie był w stanie wysadzić Ryanów z siodła i prawdopodobnie sam już do tego doszedł w rzadkich momentach trzeźwości. Ale to nie powstrzyma go od działania. Przez sześć lat uciekał i ukrywał się, a jutro miała się odbyć ostateczna rozgrywka – na pewno się pojawi, choćby się waliło i paliło. Na to liczyła.

O jedenastej wieczorem, schrypnięta po całodziennej mordędze, niczego tak bardzo nie pragnęła, jak dużej brandy i własnego łóżka, więc poprosiła Kena o przysługę. Miał towarzyszyć Bingowi i Carltonowi Dooleyom oraz kilku starannie wybranym żołnierzom w wyprawie na złomowisko Joego Żyda w Silvertown.

Joe był w kantorze przy stosach złomu. Dwóch ochroniarzy z owczarkiem alzackim szarpiącym się na smyczy zaprotestowało, gdy przybysze taranowali bramę, ale znikli, jak tylko zdali sobie sprawę, z kim mają do czynienia.

1 ... 83 84 85 86 87 88 89 90 91 ... 96 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название