Krucjata Bournea

На нашем литературном портале можно бесплатно читать книгу Krucjata Bournea, Ludlum Robert-- . Жанр: Триллеры. Онлайн библиотека дает возможность прочитать весь текст и даже без регистрации и СМС подтверждения на нашем литературном портале bazaknig.info.
Krucjata Bournea
Название: Krucjata Bournea
Автор: Ludlum Robert
Дата добавления: 16 январь 2020
Количество просмотров: 417
Читать онлайн

Krucjata Bournea читать книгу онлайн

Krucjata Bournea - читать бесплатно онлайн , автор Ludlum Robert

Jest to drugi tom powesci o agencie Jasonie Bournie. "Miedzynarodowy spisek oplata siecia intrygi caly swiat. Jej macki siegaja z Hongkongu do Waszyngtonu i Pekinu. Wplatany wbrew swojej woli w zagadkowa i bezwzgledna gre superagent Jason Bourne znow musi walczyc i zabijac. W miare jak zrywa kolejne zaslony falszu, przekonuje sie, ze stawka jest zycie ukochanej kobiety i utrzymanie niepewnej rownowagi miedzy mocarstwami…"

Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала

1 ... 78 79 80 81 82 83 84 85 86 ... 160 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:

– Nie – odrzekła cicho Catherine wolno potrząsnąwszy głową. – To twarda gra.

– Proszę nam dać panią Webb.

– Tak, oczywiście, ale nie dzisiaj. Ona nie ma dokąd pójść, a wy macie dość zmartwień w związku z Kai Tak. Zabrałam ją do mieszkania w Tuen Mun na Nowych Terytoriach. Należy do jednego z moich przyjaciół. Zaprowadziłam ją także do lekarza, który dał jej środek uspokajający i zabandażował stopy; paskudnie je poraniła uciekając przed Linem. Mój Boże, przecież ona jest wykończona! Nie spała wiele dni, a ostatniej nocy nawet tabletki słabo na nią podziałały;

była zbyt napięta, nadal zbyt przerażona. Siedziałam przy niej, a ona mówiła aż do świtu. Dajcie jej wypocząć. Przywiozę ją rano.

– Jak pani to załatwi? Co jej pani powie?

– Nie jestem pewna. Zadzwonię do niej później i postaram się ją uspokoić. Powiem jej, że zrobiłam postępy… może nawet większe, niż przypuszczałam. Chcę po prostu dać jej nadzieję, złagodzić napięcie. Powiem jej, żeby czekała przy telefonie, jak najwięcej odpoczywała, a ja przyjadę rano i, jak sądzę, z dobrymi wieściami.

– Chciałbym wysłać z panią posiłki – powiedział Havilland. – Wraz z McAllisterem. Oni się znają, a ja naprawdę wierzę, że potrafi ją przekonać do swych racji moralnych. To pomoże pani ją namówić.

– Może i tak – zgodziła się Catherine, skinąwszy głową. – Jak pan powiedział, wyczułam to. Zgoda, ale muszą trzymać się z daleka do chwili, gdy się z nią rozmówię, a to może potrwać kilka godzin. Jej brak zaufania do Waszyngtonu bardzo się pogłębił, więc będę musiała długo ją przekonywać. Idzie o to, że jej mąż jest tam, a ona go bardzo kocha. Nie mogę i nie chcę jej mówić, że pochwalam to, coście zrobili. Ale mogę powiedzieć, że w świetle nadzwyczajnych okoliczności, nie wykluczając prawdopodobnego załamania się ekonomicznego Hongkongu, rozumiem, dlaczego to zrobiliście. Ona zaś powinna zrozumieć – jeśli w ogóle będzie w stanie cokolwiek rozumieć – że będąc z wami jest bliżej swego męża, niż uciekając od was. Oczywiście może próbować pana zabić, ale to już pański problem. Jest bardzo kobiecą, przystojną dziewczyną; bardziej niż przystojną, prawdę powiedziawszy uderzająco piękną, ale proszę pamiętać, że to dziewczyna z ranczo w Calgary. Nie doradzałabym pozostawania z nią sam na sam w pokoju. Jestem pewna, że potrafiła gołymi rękami pokonywać byczki o wiele silniejsze niż pan.

– Wezwę oddział piechoty morskiej.

– Radzę tego nie robić. Zwróci ich przeciw panu. Ona ma większy dar przekonywania niż większość ludzi, których spotkałam w życiu.

– Musi mieć – zgodził się ambasador, rozsiadając się wygodniej w fotelu. – Zmusiła człowieka bez nazwiska, za to z obezwładniającym poczuciem winy, by wejrzał w siebie i wyszedł wreszcie z ciemnych korytarzy psychicznego chaosu. Niełatwe zadanie… Proszę mi o niej opowiedzieć. Nie chodzi mi o suche fakty z teczki personalnej, lecz o jej osobowość.

Catherine opowiedziała mu o wszystkim, co zdołała sama zaobserwować i co podyktowało jej wyczucie, a w miarę jak rysował się jakiś aspekt osobowości Marie, wynikały z niego dalsze pytania. Czas mijał;

minuty i półgodziny odmierzane były powtarzającymi się rozmowami telefonicznymi, w których informowano Havillanda o sytuacji na lotnisku Kai Tak. Słońce zeszło już poniżej ścian otaczających ogród wokół domu. Podano lekką kolację.

– Czy zechcesz poprosić pana McAllistera, by nam towarzyszył? – rzekł Havilland do kelnera.

– Spytałem pana McAllistera, sir, czy mam mu coś podać, i uzyskałem nader zdecydowaną odpowiedź. Kazał mi się wynosić i zostawić go w spokoju.

– No to trudno, dziękuję.

Telefony dzwoniły w dalszym ciągu; temat Marie St. Jacques został wyczerpany i rozmowa dotyczyła obecnie wyłącznie sytuacji na Kai Tak. Pani Staples przyglądała się dyplomacie ze zdumieniem, bo im bardziej napięta stawała się sytuacja, tym mówił wolniej i bardziej opanowanym głosem.

– Proszę mi opowiedzieć o sobie, pani Staples. Oczywiście tylko to, co pani zechce z zawodowego punktu widzenia.

Catherine przyjrzała się dokładnie Raymondowi Havillandowi i zaczęła spokojnym głosem: – Znaleziono mnie w kolbie kukurydzy w Ontario…

– Tak, oczywiście – odrzekł zupełnie szczerze ambasador, zerkając na telefon.

Catherine w tym momencie zrozumiała. Wybitny dyplomata prowadził towarzyską rozmowę, podczas gdy jego uwaga skupiona była na zupełnie innym temacie. Kai Tak. Spojrzeniem co chwila uciekał w stronę telefonu; nadgarstek skręcał nieustannie tak, by móc spojrzeć na zegarek, a mimo to nie przeoczył żadnej przerwy w ich dialogu, gdy powinien był wtrącić uwagę.

– Mój były mąż sprzedaje buty…

Havilland gwałtownie oderwał wzrok od zegarka. Wyglądał na człowieka niezdolnego do zakłopotanych uśmiechów, niemniej w tym momencie właśnie taki miał na twarzy.

– Przyłapała mnie pani – powiedział.

– Już dawno temu – odrzekła Catherine.

– Nie bez powodu. Z Owenem Staplesem znamy się dość blisko.

– To by się zgadzało. Poruszacie się w tych samych kręgach.

– Spotkałem go w zeszłym roku w Toronto na wyścigach Queen's Piąte. Uważam, że jeden z jego koni biegał wyjątkowo dobrze. A on wspaniale wyglądał w żakiecie, ale należał wówczas do świty Królowej Matki.

– Gdy byliśmy małżeństwem, nie mógł sobie pozwolić na garnitur z domu towarowego.

– Wie pani co – rzekł Havilland – gdy przeczytałem pani dane i dowiedziałem się o Owenie, przez chwilę kusiło mnie, by do niego zadzwonić. Oczywiście nie po to, by mu coś powiedzieć, ale by go o panią spytać. A potem pomyślałem: o, Boże, w naszej epoce porozwodowych uprzejmości oni zapewne nadal ze sobą rozmawiają. Wsypałbym się.

– Nadal rozmawiamy, a pan się wsypał przylatując do Hongkongu.

– Przed panią, być może. Ale dopiero wtedy, gdy zgłosiła się do pani żona Webba. Proszę mi powiedzieć, co pani pomyślała dowiedziawszy się, że jestem tutaj?

– Że Zjednoczone Królestwo wezwało tu pana na konsultację w sprawie Porozumień.

– Pani mi pochlebia…

Zadzwonił telefon. Dłoń Havillanda błyskawicznie skoczyła w jego kierunku. Dzwonił Wenzu, meldując o postępach dokonanych na Kai Tak, a ściśle mówiąc, co było widoczne, o braku jakichkolwiek postępów.

– Czemu, do jasnej cholery, nie odwołają tego wszystkiego? – spytał ze złością ambasador. – Wrzućcie ich do samochodów i niech stamtąd zjeżdżają! – Jakkolwiek brzmiała odpowiedź majora, jedynym jej skutkiem była jeszcze większa irytacja Havillanda. – To absurd! To nie pokaz bohaterstwa, lecz potencjalne morderstwo! W tych okolicznościach czyjś wizerunek albo honor nie mają z tym nic wspólnego i wierz mi, świat nie czeka z otwartymi ustami na tę cholerną konferencję prasową. Na litość boską, większość ludzi na Ziemi śpi! – Dyplomata znowu słuchał. Odpowiedź Lina nie tylko go zdziwiła, ale wręcz rozwścieczyła. – Chińczycy to powiedzieli? To niedorzeczne! Pekin nie ma prawa stawiania takich żądań, to jest… – Havilland zerknął na panią Staples. – To jest barbarzyństwo! Ktoś powinien im powiedzieć, że to nie ich azjatyckie twarze mają zostać uratowane, ale twarz brytyjskiego gubernatora, a jego twarz jest przymocowana do głowy, która może zostać odstrzelona! – Milczenie; oczy ambasadora zamrugały z gniewną rezygnacją. – Wiem, wiem. Niebiańska czerwona gwiazda musi dalej świecić na niebiańskim czarnym tle. Nic pan nie może zrobić, więc niech pan robi to, co się da, majorze. Proszę nadal telefonować. Jak mawia jeden z moich wnuków: ja tu „jem banany”, choć diabli wiedzą, co by to miało oznaczać. – Havilland odwiesił słuchawkę i spojrzał na Catherine. – Rozkazy z Pekinu. Delegacji nie wolno uciekać przed zachodnim terroryzmem. Należy zabezpieczyć wszystkie osoby, ale realizować program wizyty.

– Londyn by to pewnie zaaprobował. Słowo „realizować” brzmi znajomo.

– Rozkazy z Pekinu… – w zamyśleniu powtórzył dyplomata, nie słuchając Catherine. – Rozkazy Shenga!

– Czy jest pan tego całkiem pewien?

– To jego decydujący manewr! On tym kieruje. Mój Boże, on jest gotów!

Co kwadrans napięcie rosło w postępie geometrycznym, aż wreszcie powietrze było naładowane elektrycznością. Rozpadał się deszcz, bijąc w drzwi do ogrodu nieustającym werblem. Przyniesiono i włączono telewizor. Amerykański ambasador wypełniający misję specjalną i kanadyjska dyplomatka patrzyli nań w milczeniu z przerażeniem w oczach. Ogromny odrzutowiec kołował w ulewie na wyznaczone miejsce spotkania z tłumami reporterów i kamerzystów telewizyjnych. Najpierw wynurzyły się kompanie honorowe, równocześnie po obu stronach otwartych drzwi samolotu. Ich zachowanie było zaskakujące, bo zamiast paradnego kroku, jakiego oczekuje się przy takich okazjach, żołnierze z obu kompanii błyskawicznie zbiegli po metalowych schodkach, z łokciami uniesionymi ku górze i dłońmi na kolbach pistoletów gotowych do wyciągnięcia z kabur. Następnie ukazali się szefowie delegacji machając rękami do zgromadzonych. Zaczęli schodzić po schodach, za nimi zaś dwa rzędy uśmiechających się z zakłopotaniem podwładnych. Zaczęła się dziwaczna „konferencja prasowa”, a podsekretarz stanu Edward McAllister wpadł jak bomba do pokoju, pchnąwszy ciężkie drzwi tak mocno, że z trzaskiem uderzyły o ścianę.

– Mam! – wrzasnął, trzymając w dłoni arkusz papieru. – Jestem pewien, że mam!

– Uspokój się, Edwardzie. Mów zrozumiale.

– Chińska delegacja! – wrzasnął McAllister resztką tchu, podbiegając do dyplomaty i wtykając mu papier. – Jej szefem jest człowiek nazwiskiem Lao Xing! Jego zastępcą generał Yunshen! To ludzie wpływowi, którzy przez całe lata przeciwstawiali się Sheng Chouyangowi, otwarcie występując przeciwko jego polityce w Komitecie Centralnym! Ich włączenie do delegacji uznano za oznakę zaakceptowania przez Shenga równowagi sił; dowód uczciwego postępowania wobec starej gwardii.

– Na litość boską, co chcesz przez to powiedzieć?

– Nie chodzi o gubernatora! Nie tylko o niego! O nich wszystkich! Jednym ruchem eliminuje dwóch najmocniejszych przeciwników w Pekinie i oczyszcza drogę dla siebie. A potem, jak to ująłeś, wciska tutaj swoją izbę obrachunkową, swoich taipanów, w okresie destabilizacji obu rządów!

1 ... 78 79 80 81 82 83 84 85 86 ... 160 ВПЕРЕД
Перейти на страницу:
Комментариев (0)
название