Skalpel
Skalpel читать книгу онлайн
Seria tajemniczych morderstw parali?uje Boston. Okoliczno?ci zbrodni wskazuj? na seryjnego zab?jc? kobiet, "Chirurga" kt?ry odbywa kar? do?ywocia. M?oda policjantka, Jane, przypuszcza, ?e nie chodzi o zwyk?e na?ladownictwo. Tymczasem "Chirurg" ucieka z wi?zienia a Jane staje si? obiektem zainteresowania pary sadystycznych zab?jc?w…
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
Oboje zasnęli.
Kiedy się zbudziła, zobaczyła w skąpym świetle zmierzchu leżącego obok niej mężczyznę, który nawet teraz nie przestał być dla niej zagadką.
Wykorzystała jego ciało tak samo, jak on wykorzystał jej, lecz choć pomyślała sobie, że powinna mieć częściowe poczucie winy z racji przyjemności, której sobie dostarczyli, w rzeczywistości czuła tylko satysfakcjonujące wyczerpanie.
Prócz tego ciekawość.
– Miałaś spakowaną walizkę – zauważył.
– Chciałam wieczorem wyjechać.
– Dlaczego?
– Nie widziałam powodu, żeby zostać tu dłużej.
– Pogłaskała go po twarzy, czując pod palcami szorstkość jego brody.
– Gdybyś nie przyszedł…
– Niewiele brakowało.
Jeździłem w kółko sąsiednimi ulicami, próbując zebrać się na odwagę.
Roześmiała się.
– Czyżbyś się mnie bał?
– Chcesz poznać prawdę? Jesteś nad wyraz onieśmielającą kobietą.
– Rzeczywiście sprawiam takie wrażenie?
– Jesteś wybuchowa.
Namiętna.
Twój wewnętrzny żar mnie zdumiewa.
– Przesunął ręką po jej udzie.
Dotyk jego palców sprawił, że jej ciało przeniknął dreszcz.
– Powiedziałaś mi w samochodzie, że chciałabyś być bardziej podobna do mnie, a tymczasem, Jane, to ja chciałbym być taki jak ty, mieć twój temperament.
Położyła mu rękę na piersi.
– Chcesz powiedzieć, że tu nie ma serca?
– Czy tak o mnie nie myślałaś?
Nie odpowiedziała.
Mężczyzna w szarym garniturze.
– Przyznaj, że tak myślałaś – nalegał.
– Nie wiedziałam, co o tobie sądzić. Wydawałeś się zawsze taki oderwany od innych, jakbyś nie był człowiekiem.
– Obojętny.
Powiedział to tak cicho, że nie wiedziała, czy chciał, żeby usłyszała myśl wyszeptaną do samego siebie.
– Reagujemy odmiennie na te same rzeczy, z którymi mamy do czynienia – rzekł.
– Powiedziałaś, że ciebie złoszczą.
– Przeważnie tak.
– W rezultacie rzucasz się do walki.
Szarżujesz z pedałem gazu przyciśniętym do deski.
Tak samo postępujesz w życiu.
Uśmiechnął się.
– Jesteś wybuchowa.
– Jak to możliwe, że ciebie nie złoszczą?
– Nie pozwalam sobie na to.
Robię krok wstecz i biorę oddech.
Rozgrywam każdą sprawę jak układankę.
Spojrzał na nią.
– Wiesz, dlaczego tak mnie intrygujesz?
Bo w to, co robisz, wkładasz całą namiętność, wszystkie uczucia. Czasem wydaje mi się to… niebezpieczne.
– Dlaczego?
– Bo jest sprzeczne ze mną. Ze mną, jakim chciałbym być.
– Boisz się, że ja na ciebie wpłynę?
– To jest jak fascynacja ogniem.
Ciągnie nas, mimo iż wiemy, że jeśli podejdziemy zbyt blisko, to nas spali.
Poszukała ustami jego ust.
– Odrobina niebezpieczeństwa może być bardzo podniecająca – szepnęła.
Wieczór przeszedł w noc.
Poszli pod prysznic, umyli się wzajemnie, a następnie ubrani w jednakowe płaszcze kąpielowe stanęli przed lustrem, uśmiechając się do siebie.
Zamówili kolację do pokoju, a potem położyli się do łóżka z butelką wina, nastawiwszy telewizor na kanał rozrywki.
Tej nocy nie chciała oglądać innych kanałów; nie chciała CNN, które mogłoby przynieść złe wiadomości i zepsuć nastrój.
Tej nocy chciała być o milion mil od Warrena Hoyta.
A jednak znaczna odległość i kojące bezpieczeństwo męskich ramion nie zdołały wyrugować z jej snu wizji Hoyta.
Obudziła się w ciemności, mokra od potu; tym razem nie był to pot miłosny, pociła się ze strachu. Poprzez bicie własnego serca usłyszała sygnał swojego telefonu komórkowego. W ciągu paru sekund wyplątała się z ramion Deana, sięgnęła ponad nim do stolika nocnego po jego stronie i otworzyła klapkę telefonu.
– Rizzoli.
Usłyszała głos Frosta.
– Zdaje się, że cię obudziłem.
Spojrzała na radio z zegarem.
– Piąta rano?
Słuszne rozumowanie.
– Nic ci nie jest?
– Wszystko w porządku.
O co chodzi?
– Słuchaj, wiem, że dziś wracasz, ale pomyślałem, że powinienem cię uprzedzić.
– O czym?
Nie odpowiedział natychmiast.
Usłyszała przez telefon, że ktoś zadał mu pytanie na temat materiału dowodowego, i domyśliła się, że jest w tej chwili na miejscu przestępstwa.
Leżący obok Dean zbudził się.
Zaalarmowany jej nagłym napięciem usiadł i włączył światło.
– Co się dzieje?
Frost podjął dalszą rozmowę.
– Rizzoli?
– Skąd dzwonisz?
– Zostałem wezwany do dziesięć-sześćdziesiąt cztery. W tej chwili tam jestem…
– Dlaczego odpowiadasz na wezwania w sprawie włamań?
– Bo to jest twoje mieszkanie.
Przez chwilę leżała zupełnie nieruchomo, ze słuchawką przyciśniętą do ucha.
Słuchała gwałtownego bicia własnego serca.
– Ponieważ wyjechałaś z miasta, zawiesiliśmy czasowo obserwowanie twojego budynku – wyjaśnił Frost.
– Zadzwoniła do nas twoja sąsiadka, mieszkająca pod numerem dwieście trzy, na tym samym korytarzu, pani bodajże…
– Spiegel – powiedziała cicho.
– Ginger Spiegel.
– Tak.
Wygląda na ostrą dziewczynę.
Powiedziała, że jest barmanką u McGintyego.
Wracając po pracy do domu, zauważyła szkło pod schodkami przeciwpożarowymi. Spojrzała w górę i zobaczyła, że twoje okno jest wybite. Zadzwoniła natychmiast na policję.
Funkcjonariusz, który pierwszy tu przybył, zorientował się, że to twoje mieszkanie, i zadzwonił do mnie.
Poczuła na ramieniu pytające dotknięcie ręki Deana, ale zignorowała je.
Odchrząknęła, po czym zdołała wydusić z siebie pytanie: – Czy coś zabrał?
– Powiedziała to pozornie spokojnym głosem, używając określenia „on”, ponieważ oboje wiedzieli, kto to zrobił.
– Sama będziesz musiała nam to powiedzieć po powrocie – odparł Frost.
– Jesteś tam w tej chwili?
– W twoim saloniku.
– Zamknęła oczy, czując przypływ mdłości na myśl, że obcy ludzie wtargnęli do jej domu, otwierali szafy, dotykali jej rzeczy.
Grzebali w jej najbardziej osobistych pamiątkach.
– Wygląda na to, że niczego nie zabrali – dodał Frost.
– Telewizor i odtwarzacz płyt są na miejscu.
Na kontuarze kuchennym stoi duży słój z drobnymi monetami. Czy coś jeszcze mogli ci ukraść?
Mój spokój ducha.
Moje zdrowie psychiczne.
– Rizzoli?
– Nic mi nie przychodzi do głowy.
Frost milczał.
Po chwili, uspokajająco, rzekł: – Kiedy wrócisz, przejrzymy wszystko razem, cal po calu.
Właściciel domu zabił deską okno, tak że deszcz nie napada do mieszkania. Jeśli zechcesz na jakiś czas zatrzymać się u mnie, będzie mi miło, a Alice się ucieszy. Mamy wolny pokój, z którego nie korzystamy…
– Dam sobie radę – powiedziała.
– To żaden kłopot…
– Dam sobie radę.
W jej głosie dźwięczał gniew i duma.
Przede wszystkim duma.
Frost wiedział, kiedy przestać nalegać, żeby nie poczuć się dotkniętym.
– Zadzwoń do mnie, jak tylko wrócisz – powiedział cicho.
Skończywszy rozmawiać, zdała sobie sprawę, że Dean ją obserwuje.
Nagle zbuntowała się przeciwko temu, że ktoś zobaczył ją nagą i przestraszoną, ujrzał jej słabość w pełni zdemaskowaną.
Wstała z łóżka, poszła do łazienki i zamknęła za sobą drzwi.
Za moment usłyszała pukanie.
– Jane?
– Chcę wziąć prysznic.
– Nie zamykaj się.
Zapukał ponownie.
– Wyjdź i porozmawiaj ze mną.
– Jak skończę.
Odkręciła kran.
Weszła pod prysznic nie po to, żeby się odświeżyć, lecz dlatego, że szum wody uniemożliwiał konwersację, stwarzał kurtynę prywatności, za którą mogła się schować. Stała pod strumieniem wody z pochyloną głową, oparłszy ręce na kafelkach ściany, walcząc ze strachem.
Wyobraziła sobie, że zmyje go ze skóry jak brud, który potem spłynie z bulgotem do ścieków. Czuła, jak schodzi z niej, warstwa po warstwie, i kiedy w końcu zakręciła kran, była spokojna.
Już się nie bała.
Wytarłszy się ręcznikiem, przejrzała się w zaparowanym lustrze.
Nie była teraz blada, lecz zaróżowiona z gorąca, gotowa na nowo odgrywać przed ludźmi rolę Jane Rizzoli.
Wyszła z łazienki.
Dean siedział w fotelu przy oknie.
Nie powiedział nic, tylko patrzył, jak zbiera z podłogi swoje rzeczy, obchodząc wokół łóżko, którego zmięte prześcieradła były niemymi świadkami ich namiętności, a potem się ubiera.
Wystarczył jeden telefon, żeby czar prysł.
Zapięła w pośpiechu bluzkę i zasunęła zamek błyskawiczny spodni. Robiła to z szorstką determinacją. Na dworze było jeszcze ciemno, ale dla niej noc się skończyła.
– Powiesz mi wreszcie, co się stało?
– Hoyt był w moim mieszkaniu.
– Skąd wiadomo, że to on?
Odwróciła się ku niemu.
– A kto inny?
– Słowa zabrzmiały ostrzej, niż zamierzała.
Zaczerwieniła się i sięgnęła po leżące pod łóżkiem buty.
– Muszę wracać do domu.
– Jest piąta.
Samolot masz o dziewiątej trzydzieści.
– Myślisz, że mogłabym teraz zasnąć?
Po tej wiadomości?
– Wrócisz zmęczona.
– Nie czuję się zmęczona.
– Adrenalina cię napędza.
Włożyła buty na nogi.
– Przestań, Dean.
– Co mam przestać?
– Starać się mną opiekować.
Zapadło milczenie.
Po dłuższej chwili powiedział cierpko: – Przepraszam.
Zapomniałem, że doskonale potrafisz sama zadbać o swoje bezpieczeństwo.
Nie odpowiedziała.
Odwrócona do niego plecami żałowała niewczesnych słów. Pierwszy raz, odkąd go poznała, chciała, żeby się nią zaopiekował. Żeby ją objął i skłonił do powrotu do łóżka. Żeby zasnęli przytuleni do siebie i spali aż do chwili, kiedy byłby czas się zbierać.
Ale gdy odwróciła się ku niemu, zobaczyła, że fotel stoi pusty, a on jest już prawie ubrany.