Nie mow nikomu
Nie mow nikomu читать книгу онлайн
Od ?mierci Elizabeth z r?k seryjnego zab?jcy min??o osiem lat, ale m?ody lekarz David Beck nie potrafi o niej zapomnie?. Niespodziewanie poczt? elektroniczn? otrzymuje niezbity dow?d, ?e jego ?ona nadal ?yje. Jak to mo?liwe, skoro jej cia?o zosta?o zidentyfikowane ponad wszelk? w?tpliwo??? "Bez po?egnania" – "Trzy dni przed ?mierci? matka wyzna?a – to by?y niemal jej ostatnie s?owa – ?e m?j brat wci?? ?yje" – tak zaczyna si? najnowszy thriller Cobena. Od dnia, w kt?rym brat Willa Kleina, Ken, zamordowa? Juli?, jego by?? sympati?, min??o jedena?cie lat. ?cigany mi?dzynarodowymi listami go?czymi, dos?ownie zapad? si? pod ziemi?. Z czasem rodzina uzna?a go za zmar?ego. Przegl?daj?c dokumenty rodzic?w, Will natrafia na ?wie?o zrobione zdj?cie Kena. Wkr?tce potem znika Sheila, narzeczona Willa.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
Nacisnąłem przycisk i nie puszczałem go.
– Zrobił pan coś z tą windą?
– Tak. Dlaczego był pan u Petera Flannery’ego?
Pospiesznie wyciągałem wnioski. Przyszedł mi do głowy pewien pomysł – nawet w znacznie bardziej sprzyjających okolicznościach bardzo niebezpieczny. Shauna ufała temu człowiekowi. Może ja też powinienem. Przynajmniej odrobinę. To wystarczy.
– Ponieważ miałem takie same podejrzenia jak pan – powiedziałem.
– Jakie?
– Obaj zastanawialiśmy się, czy to naprawdę KillRoy zabił moją żonę.
Carlson założył ręce na piersi.
– A co ma z tym wspólnego Peter Flannery?
– Szedł pan po moich śladach, prawda?
– Tak.
– Ja postanowiłem pójść śladem Elizabeth. Sprawdzić, co się stało osiem lat temu. W jej notatniku znalazłem inicjały i numer telefonu Flannery’ego.
– Rozumiem – rzekł Carlson. – I czego się pan od niego dowiedział?
– Niczego – skłamałem. – To był ślepy zaułek.
– Och, nie sądzę – rzekł Carlson.
– Dlaczego pan tak uważa?
– Czy pan wie, na czym polegają badania balistyczne?
– Widziałem w telewizji.
– Krótko mówiąc, każda broń pozostawia unikatowe ślady na wystrzelonym pocisku. Zadrapania, wgłębienia… charakterystyczne dla danego egzemplarza. Tak jak odciski palców.
– Tyle wiem.
– Po pańskiej wizycie u Flannery’ego kazałem naszym ludziom przeprowadzić dokładną analizę balistyczną tej trzydziestkiósemki, którą znaleźliśmy w skrytce depozytowej Sarah Goodhart. Wie pan, co odkryli?
Potrząsnąłem głową, choć wiedziałem. Carlson odczekał chwilę, po czym oznajmił:
– Z broni pana ojca, którą pan odziedziczył, zabito Brandona Scope’a.
Otworzyły się drzwi i do holu weszła jakaś kobieta ze swoim nastoletnim synem. Chłopak był w wieku pokwitania i wlókł się, buntowniczo zgarbiony. Matka miała wydęte usta, a jej wysoko uniesiona głowa wyraźnie oznaczała: „nie chcę tego słuchać”. Szli w kierunku windy. Carlson powiedział coś do krótkofalówki. Obaj cofnęliśmy się od wind, patrząc sobie w oczy w cichym wyzwaniu.
– Agencie Carlson, uważa mnie pan za mordercę?
– Mam powiedzieć prawdę? – odparł. – Sam już nie wiem.
Dziwna odpowiedź.
– Oczywiście zdaje pan sobie sprawę z tego, że nie powinienem z panem rozmawiać. Mogę zaraz zadzwonić do Hester Crimstein i udaremnić wszystko, co próbuje pan tu zrobić.
Poczerwieniał, ale nie usiłował zaprzeczać.
– Do czego pan zmierza?
– Niech mi pan da dwie godziny.
– Na co?
– Dwie godziny – powtórzyłem.
Zastanowił się.
– Pod jednym warunkiem.
– Jakim?
– Powie mi pan, kim jest Lisa Sherman.
To szczerze mnie zdziwiło.
– Nie znam tego nazwiska.
– Miał pan razem z nią odlecieć wczoraj wieczorem z kraju.
Elizabeth.
– Nie wiem, o czym pan mówi – powiedziałem.
Brzęknęła winda. Drzwi rozsunęły się. Mamusia o wydętych ustach ze swym nastoletnim synem weszli do środka. Spojrzała na nas. Dałem jej znak, by nie zamykała drzwi.
– Dwie godziny – powtórzyłem.
Carlson niechętnie kiwnął głową. Wskoczyłem do kabiny.
40
– Spóźniłaś się! – wrzasnął na Shaunę fotograf, maleńki facecik z fałszywym francuskim akcentem. – I wyglądasz jak… Comment dit-on? Jak coś, co wyjęto z sedesu.
– Wal się, Frédéric – warknęła Shauna, nie wiedząc, czy tak miał na imię, i nie przejmując się tym. – Skąd naprawdę pochodzisz, z Brooklynu?
Podniósł ręce w górę.
– Nie mogę pracować w takich warunkach!
Przybiegła Aretha Feldman, agentka Shauny.
– Nie martw się, François. Nasz charakteryzator potrafi zdziałać cuda. Shauna rano zawsze wygląda okropnie. Zaraz wrócimy. – Aretha mocno ścisnęła łokieć Shauny, ani na chwilę nie przestając się uśmiechać. Mruknęła do niej pod nosem: – Co się z tobą dzieje, do diabła?
– Denerwuje mnie ten dupek.
– Nie zgrywaj primadonny.
– Miałam ciężką noc, w porządku?
– Nie w porządku. Idź się ucharakteryzować.
Artysta od makijażu jęknął ze zgrozy na widok Shauny.
– Co to za worki pod oczami? – zawołał. – Robimy zdjęcia do reklamy wyrobów Samsonite?
– Cha, cha.
Shauna ruszyła w kierunku fotela.
– Och! – zawołała Aretha. – Coś mam dla ciebie.
W dłoni trzymała kopertę. Shauna zmrużyła oczy.
– Co to takiego?
– Nie mam pojęcia. Posłaniec przyniósł ją dziesięć minut temu. Mówił, że to pilne.
Wręczyła kopertę Shaunie. Ta wzięła ją jedną ręką i odwróciła. Zobaczyła tylko słowo „Shauna”, napisane znajomym pismem, i ścisnęło ją w dołku. Wciąż gapiąc się na kopertę, powiedziała:
– Dajcie mi chwilkę.
– Nie mamy czasu…
– Chwilkę.
Charakteryzator i agentka odsunęli się. Shauna otworzyła kopertę. Wypadła z niej biała kartka papieru z notatką skreśloną tym samym charakterem pisma. Wiadomość była krótka: „Idź do damskiej toalety”.
Shauna starała się opanować. Wstała.
– Muszę siusiu – stwierdziła, sama zdumiona spokojnym tonem swego głosu. – Gdzie najbliższa ubikacja?
– Na korytarzu po lewej.
– Zaraz wracam.
Dwie minuty później Shauna pchnęła drzwi toalety. Nie ustąpiły. Zapukała.
– To ja – powiedziała i czekała.
Po kilku sekundach usłyszała trzask odsuwanej zasuwki. Znów cisza. Shauna nabrała tchu i ponownie pchnęła drzwi. Otworzyły się. Weszła do wykafelkowanego pomieszczenia i zamarła. Przed nią przy najbliższej kabinie stał duch.
Shauna z trudem powstrzymała krzyk.
Ciemna peruka, utrata wagi, okulary w drucianych oprawkach – wszystko to nie zmieniało oczywistego faktu.
– Elizabeth…
– Zamknij drzwi, Shauno.
Posłuchała bez wahania. Kiedy się odwróciła, zrobiła krok w kierunku swojej starej przyjaciółki. Elizabeth cofnęła się.
– Proszę, mamy mało czasu.
Chyba po raz pierwszy w życiu Shaunie zabrakło słów.
– Musisz przekonać Becka, że ja nie żyję – powiedziała Elizabeth.
– Trochę na to za późno.
Omiotła wzrokiem pomieszczenie, jakby szukając drogi ucieczki.
– Popełniłam błąd, wracając. Głupi, idiotyczny błąd. Nie mogę zostać. Musisz mu powiedzieć…
– Widzieliśmy protokół sekcji, Elizabeth – powiedziała Shauna. – Tego dżina nie da się już wepchnąć z powrotem do butelki.
Elizabeth zamknęła oczy.
– Co się stało, do diabła? – zapytała Shauna.
– Powrót tutaj był błędem.
– Taak, już to mówiłaś.
Elizabeth przygryzła dolną wargę. W końcu wykrztusiła:
– Muszę już iść.
– Nie możesz – zaoponowała Shauna.
– Co?
– Nie możesz znowu uciec.
– Jeśli zostanę, on zginie.
– On już nie żyje – powiedziała Shauna.
– Nic nie rozumiesz.
– Nie muszę. Jeśli znów go opuścisz, nie przeżyje. Czekałam osiem lat, żeby pogodził się z twoją śmiercią. Wiesz, że tak powinno się stać. Rany się goją. Życie toczy się dalej. Tylko nie dla Becka. – Zrobiła krok w kierunku Elizabeth. – Nie mogę pozwolić ci znów uciec. – Obie miały łzy w oczach. – Nieważne, dlaczego znikłaś – dodała, przysuwając się do niej. – Ważne jest tylko to, że wróciłaś.
– Nie mogę zostać – wykrztusiła Elizabeth.
– Musisz.
– Jeśli nawet będzie to oznaczało jego śmierć?
– Tak – odparła bez wahania Shauna. – Nawet. I wiesz, że mówię prawdę. Dlatego tutaj jesteś. Wiesz, że nie możesz znów zniknąć. Wiesz, że ci na to nie pozwolę. Zrobiła następny krok w jej kierunku.
– Jestem tak zmęczona uciekaniem – szepnęła Elizabeth.
– Wiem.
– Już nie mam pojęcia, co robić.
– Ja też nie. Lecz tym razem nie możesz uciec. Wyjaśnij mu to. Wytłumacz.
Elizabeth uniosła głowę.
– Wiesz, jak bardzo go kocham?
– Taak – odparła Shauna. – Wiem.
– Nie mogę pozwolić, żeby stała mu się krzywda.
– Za późno – odparła Shauna.
Teraz stały bardzo blisko siebie. Shauna chciała wyciągnąć ręce i wziąć ją w objęcia, ale powstrzymała się.