Krucjata Bournea
Krucjata Bournea читать книгу онлайн
Jest to drugi tom powesci o agencie Jasonie Bournie. "Miedzynarodowy spisek oplata siecia intrygi caly swiat. Jej macki siegaja z Hongkongu do Waszyngtonu i Pekinu. Wplatany wbrew swojej woli w zagadkowa i bezwzgledna gre superagent Jason Bourne znow musi walczyc i zabijac. W miare jak zrywa kolejne zaslony falszu, przekonuje sie, ze stawka jest zycie ukochanej kobiety i utrzymanie niepewnej rownowagi miedzy mocarstwami…"
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
– Owszem, właściwych. Bo właśnie występuje pan w jednym z nich.
– Słucham?
– Mam tu pod stołem bardzo szczególny pistolet. Jego lufa wycelowana jest między pańskie nogi. – Jason odchylił obrus, na sekundę wyciągnął broń pokazując jej lufę i schował ją z powrotem. – Ma tłumik, który redukuje huk wystrzału z czterdziestki piątki do odgłosu wyskakującego korka szampana, ale mam na myśli tylko hałas, nie silę rażenia. Liaojie ma?
– Liaojie… – odparł Chińczyk, dysząc ciężko ze strachu. – Pracuje pan dla Wydziału Specjalnego?
– Nie pracuję dla nikogo oprócz siebie samego.
– Nie istnieje żadne pół miliona dolarów, prawda?
– To zależy, na ile pan wycenia swoje życie.
– Dlaczego ja?
– Jesteś na liście – odparł szczerze Bourne.
– Do egzekucji? – wyszeptał Chińczyk i otworzył usta. Zmienił się na twarzy.
– To zależy od ciebie.
– Muszę panu zapłacić, żeby mnie pan nie zabił?
– Tak, w pewnym sensie.
– Nie noszę pół miliona dolarów w kieszeni! Ani nie mam tyle tutaj, w restauracji!
– Więc zapłać mi czym innym.
– Czym? Ile? Tracę przez pana głowę!
Informacje zamiast pieniędzy.
– Jakie informacje? – dopytywał się Chińczyk. Jego strach przechodził w panikę. – Jakie ja mogę mieć informacje? Dlaczego przychodzi pan z tym do mnie?
– Ponieważ prowadzisz interesy z człowiekiem, którego chcę odnaleźć. Najemnikiem, który nazywa siebie Jasonem Bourne'em.
– Nie! Nic takiego nigdy nie miało miejsca!
Człowiek Wschodu zaczął się trząść. Żyły na jego szyi nabrzmiały, a oczy po raz pierwszy umknęły przed spojrzeniem Jasona. Facet kłamał.
– Jesteś kłamcą – powiedział cicho Bourne. Pochylił się do przodu i wetknął prawą rękę głębiej pod stół. – Skontaktowałeś się z nim w Makau.
– W Makau, tak! Ale nie doszło do tego. Przysięgam na groby moich przodków!
– Za chwilę odstrzelę ci brzuch i będzie po tobie. Wysłano cię do Makau, żebyś się z nim skontaktował!
– Wysłano mnie, ale do niego nie dotarłem.
– Udowodnij to. Jak miałeś nawiązać kontakt?
– Przez Francuza. Miałem stać z zawiązaną na szyi czarną chustką u szczytu schodów prowadzących do spalonej bazyliki świętego Pawła na Calcadzie. Czekałem, aż podejdzie do mnie łącznik – Francuz – i powie coś na temat piękna tych ruin. Miałem wówczas powiedzieć: „Kain to Delta”. Gdyby odpowiedział: „A Carlos to Kain”, oznaczałoby to, że jest łącznikiem Jasona Bourne'a. Ale przysięgam, on nigdy…
Bourne nie słyszał dalszych zaklęć swego rozmówcy. W głowie miał łoskot wybuchów; jego umysł cofnął się w przeszłość. Oślepiło go białe światło, nie mógł znieść huku eksplozji. Kain to Delta, a Carlos to Kain… Kain to Delta! Delta Jeden to Kain! Meduza przystępuje do akcji; wąż zrzuca skórę. Kain jest w Paryżu i schwyta Carlosa! Tak brzmiały słowa, szyfr, wyzwanie rzucone Szakalowi. Jestem Kainem, jestem lepszy i jestem tutaj. Chodź, znajdź mnie, Szakalu! Pozwalam ci odnaleźć Kaina, bo on zabija lepszych od ciebie. Lepiej znajdź mnie, zanim ja znajdę ciebie, Carlosie. Nie możesz się równać z Kainem!
Dobry Boże! Któż po drugiej stronie świata znał te słowa? Któż mógł je znać? Były zamknięte w niedostępnych archiwach tajnych operacji. Miały bezpośredni związek z „Meduzą”.
Bourne o mało nie nacisnął spustu ukrytego pod stołem pistoletu, tak nagły był wstrząs, którego doznał, kiedy usłyszał tę niewiarygodną rewelację. Zwolnił spust i umieścił palec wskazujący za kabłąkiem;
omal nie zabił człowieka, który przekazał mu niezwykłą wiadomość. Ale jak? Jak to możliwe? Kim jest łącznik nowego „Jasona Bourne'a”, skoro wie o takich rzeczach?
Wiedział, że musi się opanować. Jego milczenie zdradzało go, zdradzało, że jest wytrącony z równowagi. Chińczyk przyglądał mu się bacznie; jego ręka skradała się za skraj przepierzenia.
– Cofnij rękę, bo odstrzelę ci jaja!
Ramię Chińczyka podskoczyło do góry. Ręka pojawiła się z powrotem na stole.
– Powiedziałem prawdę – oznajmił. – Francuz nigdy do mnie nie przyszedł. Gdyby to zrobił, wyznałbym panu wszystko. Pan postąpiłby tak samo na moim miejscu. Chronię wyłącznie siebie.
– Kto cię wysłał, żebyś nawiązał kontakt? Kto podał ci hasło?
– To naprawdę odbywa się za moimi plecami, musi mi pan wierzyć. Wszystko załatwiają przez telefon osoby drugie i trzecie, które znają tylko treść przekazywanej informacji. Dowodem sfinalizowania kontraktu jest nadejście funduszy, które stanowią moje wynagrodzenie.
– W jaki sposób nadchodzą? Ktoś musi ci je przekazywać.
– Ktoś, czyli nikt, osoba wynajęta. Jakiś nie znany gość, który po sutym obiedzie w licznym towarzystwie chce się zobaczyć z kierownikiem. Ja przyjmuję jego podziękowania i w czasie rozmowy dostaję do ręki kopertę. Za skontaktowanie się z Francuzem miałem dostać dziesięć tysięcy amerykańskich dolarów.
– Co dalej? Jak nawiązuje się kontakt?
– Jedzie się do Makau, do kasyna Kam Pęk, w śródmieściu. Przychodzą tam głównie Chińczycy, którzy grają w Fantan i Dai Sui. Siada się przy stoliku numer pięć i zostawia numer telefonu jakiegoś hotelu w Makau i nazwisko – dowolne – byle nie własne, oczywiś
cie.
On dzwoni pod ten numer? Dzwoni albo i nie. Czeka się dwadzieścia cztery godziny w Makau. Jeśli Francuz przez ten czas nie zadzwoni, oznacza to, że odrzucił ofertę i że nie ma dla ciebie czasu.
– Takie są zasady?
– Tak. Mnie odmówiono dwukrotnie, a kiedy w końcu oferta została przyjęta, Francuz nie pojawił się na schodach Calcady.
– Dlaczego, twoim zdaniem, ci odmówiono? Jak sądzisz, dlaczego się nie pokazał?
– Nie mam pojęcia. Może miał już za dużo zleceń dla swojego mordercy. Może powiedziałem coś nie tak za pierwszym czy za drugim razem. A za trzecim może wydawało mu się, że widzi na Calcadzie jakieś podejrzane osoby, ludzi, którzy, jego zdaniem, byli ze mną i mogli oznaczać kłopoty. Nie było tam oczywiście nikogo, ale w takich sprawach nie ma odwołania.
– Stolik numer pięć. Rozdający karty? – spytał Bourne.
– Rozdający ciągle się zmieniają. Chodzi o numer stolika. Opłatę wnosi się w ciemno, tak sądzę. Do podziału. Oczywiście sam łącznik nie pojawia się w Kam Pęk; wynajmuje w tym celu jakąś dziwkę z ulicy. Jest bardzo ostrożny, prawdziwy z niego profesjonalista.
– Czy znasz jeszcze kogoś, kto próbował skontaktować się z tym Bourne'em? – spytał Bourne. – Jeśli skłamiesz, będę o tym wiedział.
– Wierzę. Jest pan opętany – choć to oczywiście nie moja sprawa – i przyłapał mnie pan na pierwszym kłamstwie. Nie, nie znam nikogo. Mówię prawdę, naprawdę nie chcę, żeby przy odgłosie wyskakującego korka od szampana wyszły ze mnie wnętrzności.
– Utrafiłeś w samo sedno. Sądzę, że ci wierzę, jak powiedział kiedyś ktoś inny.
– Proszę mi wierzyć, sir. Jestem tylko kurierem, drogim być może, ale tylko kurierem.
– Powiedziano mi, że twoi kelnerzy są czymś więcej.
– Nie okazali się specjalnie spostrzegawczy.
– Mimo to i tak odprowadzisz mnie do drzwi.
A. teraz trzecie nazwisko, trzeci człowiek z listy – w strumieniach ulewy, która rozszalała się nad Repulse Bay.
Łącznik odpowiedział na hasło: „Ecoutez, monsieur. Kain to Delta, a Carlos to Kain”.
– Mieliśmy się spotkać w Makau – wrzasnął przez telefon. – Gdzie się pan podziewał?
– Byłem zajęty – odparł Jason.
– Być może jest już za późno. Mój klient ma bardzo mało czasu i dużo wie. Słyszał, że pański człowiek wyjechał na akcję. To go zaniepokoiło. Obiecał mu pan przecież, Francuzie!
– Dokąd, jego zdaniem, udał się mój człowiek?
– Wykonać inne zlecenie, oczywiście. Mój klient zna szczegóły!
– Pański klient się myli. Mój człowiek jest do dyspozycji, jeśli zgadzacie się na cenę.
– Niech pan zadzwoni do mnie za kilka minut. Porozmawiam z moim klientem i zobaczę, czy sprawa jest nadal aktualna.
Bourne zadzwonił po pięciu minutach. Porozumienie zostało zawarte, ustalono warunki spotkania. Repulse Bay. Za godzinę. Posąg boga wojny, w połowie drogi na plażę, po lewej stronie, patrząc w kierunku nabrzeża. Łącznik będzie miał zawiązaną wokół szyi czarną chustkę; hasło pozostaje to samo.
Jason spojrzał na zegarek; od umówionej pory minęło dwanaście minut. Łącznik spóźniał się, a przecież desze? nie stanowił problemu, przeciwnie, był czynnikiem sprzyjającym, ponieważ dawał dodatkową osłonę. Bourne sprawdził w promieniu kilkunastu metrów każdy skrawek miejsca spotkania, z którego widać było posąg bożka, i robił to nadal, gdy minęła wyznaczona pora, obserwując prowadzącą do posągu ścieżkę. Jak dotąd wszystko było w porządku. Nikt nie zastawił pułapki.
W polu widzenia pojawił się Zhongguo ren. Zbiegał po stopniach przygarbiony, jakby kształt jego ciała mógł stanowić najlepszą osłonę przed deszczem. Ruszył ścieżką w stronę posągu i zatrzymał się przy ogromnej, szczerzącej zęby postaci. Kiedy znalazł się na chwilę w świetle reflektorów, można było dostrzec tylko jego wykrzywioną gniewem twarz – nikogo nie zobaczył.
– Francuzie! Francuzie!
Bourne ruszył z powrotem przez zarośla w stronę schodów. Ponownie sprawdzał teren, chcąc zminimalizować zagrożenie. Okrążył gruby, ustawiony przy końcu schodów kamienny słupek i wpatrywał się poprzez ścianę deszczu w ścieżkę na górze. Zobaczył to, czego miał nadzieję nie ujrzeć. Z podupadłego hotelu Colonial wyszedł szybkim krokiem mężczyzna w płaszczu przeciwdeszczowym i kapeluszu. W połowie drogi do schodów zatrzymał się i wyciągnął coś z kieszeni. Obrócił się i w jego dłoni zamigotało światełko. W odpowiedzi na nie natychmiast pojawił się słaby błysk w jednym z okien zatłoczonego hallu. Kieszonkowe latarki. Sygnały. Zwiadowca wyruszył na wysunięty posterunek, a jego łącznik albo pomocnik potwierdzał łączność. Jason obrócił się i wrócił tą samą ścieżką, którą przedarł się tutaj przez mokre zarośla.
– Francuzie, gdzie jesteś?
– Tutaj!
– Dlaczego nie odpowiadałeś? Gdzie?
– Dokładnie przed tobą. W krzakach naprzeciwko. Pospiesz się! Łącznik zbliżył się do zarośli; znajdował się teraz na wyciągnięcie ręki. Bourne skoczył, złapał go, wykręcił mu ramię do tyłu i popchnął dalej w mokre krzaki, lewą dłonią zatykając mu jednocześnie usta.
