W slusznej sprawie
W slusznej sprawie читать книгу онлайн
Miami. Znany reporter Matthew Cowart dostaje list z wi?zienia stanowego. Robert Fergusson czeka w celi ?mierci na wykonanie wyroku, twierdzi jednak, ?e nie pope?ni? morderstwa, za kt?re zosta? skazany. Cowart postanawia zaj?? si? t? spraw?. Nie przypuszcza, ?e jego sensacyjny reporta? uruchomi pot??ny mechanizm mistyfikacji i zbrodni…
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
Świetnie przygotowany, pomyślał Cowart.
Przypomniał sobie opis zachowania Fergusona podczas jego procesu; oczy rozbiegane jakby szukał miejsca, gdzie mógłby się skryć przed faktami, o których mówili świadkowie.
Cowart stwierdził, że tym razem było zupełnie inaczej. Zapisał to w swoim notesie, żeby później pamiętać o tej odmianie.
Słuchał, jak Brown sprawnie przeprowadził Fergusona przez znaną już opowieść o wymuszonym zeznaniu. Ferguson ponownie opowiedział, jak go bito i straszono rewolwerem. Następnie opowiedział, jak go umieszczono w celi śmierci i w końcu jak w sąsiedniej celi znalazł się Blair Sullivan.
– I co panu powiedział Blair Sullivan?
– Sprzeciw! Pytanie bezpośrednie! – Głos prokuratora był stanowczy i pewny siebie.
– Sprzeciw utrzymany.
– Dobrze – zgodził się bez oporu Black. – Czy odbył pan rozmowę z panem Sullivanem?
– Tak.
– Jaki był efekt tej rozmowy?
– Bardzo się zdenerwowałem i usiłowałem go zaatakować. Zostaliśmy umieszczeni w różnych blokach więzienia.
– Jakie działania podjął pan na skutek tej rozmowy?
– Napisałem do pana Cowarta z „The Miami Journal”.
– I co pan mu w końcu powiedział?
– Powiedziałem mu, że Blair Sullivan zabił Joanie Shriver.
– Sprzeciw!
– Na jakiej podstawie?
Sędzia podniósł rękę.
– Wysłucham tego. Dlatego właśnie tu jesteśmy. – Skinął głową w stronę obrońcy.
Black przerwał na chwilę, z na wpół otwartymi ustami, jakby oceniał ruch powietrza w sali; niemal jakby chciał wyczuć, jaki obrót przyjmuje sprawa.
– Nie mam w tej chwili więcej pytań.
Młody prokurator wyskoczył na podium wyraźnie rozgniewany.
– Jaki ma pan dowód, że to się faktycznie wydarzyło?
– Żaden. Wiem tylko, że pan Cowart rozmawiał z panem Sullivanem, po czym udało mu się odszukać nóż.
– Oczekuje pan, że ten sąd uwierzy, iż ktoś wyznał panu w celi popełnienie morderstwa?
– To już się zdarzało nieraz.
– To nie jest odpowiedź na pytanie.
– Niczego nie oczekuję.
– Kiedy przyznał się pan do zabójstwa Joanie Shriver, mówił pan wtedy prawdę, czy tak?
– Nie.
– Ale zeznawał pan pod przysięgą, tak?
– Tak.
– I grozi panu za to przestępstwo kara śmierci, tak?
– Tak.
– I byłby pan zdolny do kłamstwa, żeby ratować skórę, czyż nie tak?
Gdy to pytanie zawisło w powietrzu, Cowart zobaczył, jak Ferguson szybko spojrzał na Blacka. Zobaczył, jak grymas obrońcy przeszedł w delikatny, pewny siebie uśmiech, i dostrzegł, jak niezauważalnie przytaknął w stronę mężczyzny na podium.
Wiedzieli, że padnie takie pytanie, pomyślał.
Ferguson głęboko wciągnął powietrze.
– Byłby pan w stanie skłamać, żeby zachować życie, panie Ferguson, czy tak?
– Tak – odparł powoli Ferguson. – Byłbym.
– Dziękuję – powiedział Boylan, podnosząc stertę papierów.
– Ale nie kłamię – dodał Ferguson, w momencie gdy prokurator odwracał się w stronę swojego miejsca, co sprawiło, że zatrzymał się niezgrabnie.
– Nie kłamie pan w tej chwili?
– Zgadza się.
– Mimo że zależy od tego pana życie?
– Moje życie zależy od prawdy, panie Boylan – odparł Ferguson.
Prokurator ruszył gniewnie, jakby miał zamiar rzucić się na więźnia i opanował się dopiero w ostatniej chwili.
– Oczywiście, że tak – odpowiedział kpiąco. – Nie mam więcej pytań.
Zapanowała chwilowa cisza, podczas gdy Ferguson wracał na swoje miejsce za stołem obrony.
– Czy jeszcze coś, panie Black? – spytał sędzia.
– Tak. Ostatni świadek. Wzywam do złożenia zeznań pana Normana Simsa.
Za kilka chwil przez salę przeszedł malutki mężczyzna o piaskowych włosach, ubrany w źle skrojony brązowy garnitur, w okularach na nosie. Zajął miejsce w loży dla świadka. Black niemal wskoczył na podium.
– Panie Sims, czy zechce się pan przedstawić sądowi?
– Nazywam się Norman Sims. Jestem młodszym nadzorcą w więzieniu stanowym Starkę.
– Jakie pełni pan tam obowiązki?
Mężczyzna zawahał się. Mówił powoli, z lekkim akcentem.
– Czy mam wymienić wszystko, co robię?
Black potrząsnął głową.
– Przepraszam, panie Sims. Niechże to ujmę inaczej: Czy do pana obowiązków należy przeglądanie i cenzura poczty, która przychodzi do pensjonariuszy celi śmierci i jest przez nich wysyłana?
– Nie lubię tego słowa…
– Cenzor?
– Właśnie. Przeglądam korespondencję. Od czasu do czasu mamy powody, żeby coś zatrzymać. Na ogół jest to kontrabanda. Nikogo natomiast nie powstrzymuję od pisania tego, co chce napisać.
– Ale w przypadku pana Blaira Sullivana…
– To szczególny przypadek, proszę pana.
– Co on robi?
– Pisze wstrętne listy do rodzin swoich ofiar.
– Co pan robi z tymi listami?
– Przy okazji każdego listu próbowałem skontaktować się z rodziną, do której był adresowany. Informuję ich o listach i pytam, czy życzą sobie je otrzymać. Nadmieniam, co w nich jest zawarte. Większość nie życzy sobie ich oglądać.
– Bardzo dobrze. Nawet świetnie. Czy pan Sullivan wie, że zatrzymuje pan jego korespondencję?
– Nie wiem. Prawdopodobnie tak. Wydaje się wiedzieć o każdej cholernej rzeczy, jaka ma miejsce w tym więzieniu. Przepraszam, Wysoki Sądzie.
Sędzia skinął głową, a Black kontynuował – Czy zdarzyło się panu zatrzymać jakiś list w ciągu minionych trzech tygodni?
– Tak, proszę pana.
– Do kogo był adresowany?
– Do państwa Shriver, tutaj w Pachouli.
Black żwawo przeszedł przez salę i pokazał świadkowi kartkę papieru.
– Czy to ten list?
Nadzorca zastanawiał się przez chwilę.
– Tak, proszę pana. Na górze widnieją moje inicjały i stempel. Napisałem na nim również uwagę dotyczącą mojej rozmowy z państwem Shriver. Jak im powiedziałem, mniej więcej, czego dotyczy list, nie chcieli go oglądać.
Black wziął list, wręczył go urzędnikowi sądowemu, który zaznaczył go jako przedstawiony przed sądem i wręczył z powrotem świadkowi. Black zaczął zadawać jakieś pytanie i nagle przerwał. Odwrócił się od sędziego i świadka, i podszedł do barierki, przy której siedzieli państwo Shriver. Cowart usłyszał, jak szepce:
– Poproszę, żeby odczytał ten list. To może być nieprzyjemne. Przykro mi. Jeśli chcą państwo wyjść, to jest to odpowiedni moment. Dopilnuję, żeby zatrzymano dla państwa te miejsca, w razie gdybyście zamierzali wrócić.
Poufny ton jego głosu, tak różny od oficjalnego tonu, jakim zadawał pytania, zdziwił Cowarta. Państwo Shriver przytaknęli i zaczęli się naradzać.
Po chwili potężny mężczyzna wstał i wziął żonę za rękę. Gdy wychodzili, w sali rozpraw panowała cisza. Ich kroki odbijały się lekkim echem, a drzwi zamknęły się za nimi ze skrzypnięciem. Black przerwał, odprowadzając ich wzrokiem, po czym odczekał jeszcze sekundę, aż zamknęły się drzwi. Nieznacznie skinął głową.
– Panie Sims, proszę odczytać list.
Świadek odkaszlnął i zwrócił się w stronę sędziego.
– Jest nieco sprośny, proszę Wysokiego Sądu. Nie wiem, czy…
Sędzia przerwał:
– Proszę przeczytać list.
Świadek pochylił się lekko i zerkał przez okulary. Czytał szybkim, pełnym zażenowania głosem, jąkając się przy obscenicznych wyrażeniach.
– … Droga Pani i Panie Shriver. Źle, że nie napisałem do Was wcześniej, ale byłem niezwykle zajęty przygotowaniami do śmierci. Chciałbym tylko, żebyście wiedzieli, jak cudownie pieprzyło mi się Waszą małą córeczkę. Wciskanie kutasa w jej mała cipkę było jak zbieranie wiśni w letni poranek. Był to najdoskonalszy kąsek świeżej cipki, jaki sobie można wyobrazić. Jedynie zabicie jej było przyjemniejsze od tego pieprzenia. Wetknięcie noża w jej jędrną skórkę było jak krojenie melona. Taka właśnie była: jak owoc. Jaka szkoda, że teraz już zgniła i nie nadaje się do dalszego użytku, teraz byłoby to strasznie zimne i plugawe pieprzonko, nie sądzicie? Cała zielona i oblazła robakami od przebywania pod ziemią. Bardzo szkoda. Ale wtedy stanowczo była niezłym kąskiem… – Spojrzał na obrońcę. – Był podpisany. Wasz dobry przyjaciel, Blair Sullivan.