P Jak Przestipstwo
P Jak Przestipstwo читать книгу онлайн
Kinsey bada tajemnic? znikni?cia szanowanego lekarza Dowana Purcella, kt?ry od tygodni nie daje znaku ?ycia. O dziwo, do znanej ze skuteczno?ci detektyw zwraca si? Fiona, eks-?ona zaginionego, a nie obecna pani Purcell. Instynkt podpowiada Kinsey, by przyjrze? si? bli?ej ?yciu osobistemu doktora. Okazuje si?, ?e Fiona wyra?nie ostrzy sobie z?by na maj?tek by?ego m??a, za? na nowym ma??e?stwie cieniem k?ad? si? konflikty z przybran? c?rk?. Do tego przyjaciele podejrzewaj? zaginionego o malwersacj?. Kinsey ani o krok nie zbli?a si? do rozwi?zania zagadki. Kiedy przypadek pchnie j? w s?usznym kierunku, sama znajdzie si? w tarapatach. I jakby ma?o mia?a k?opot?w, w g?owie zam?ci jej pewien czaruj?cy facet. Ca?a Kinsey!
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
– Zostaw tę wolną. Możesz skorzystać z tej drugiej, kiedy będziesz dzwonić do rodziców przyjaciółek Leili.
– Jeśli znajdziesz Lloyda, powiedz mu, proszę, że nie mam ochoty dłużej borykać się z tym sama. Najwyższy czas, żeby przejął część rodzicielskich obowiązków.
Idąc do samochodu, zastanawiałam się, jak dzieciom rozwiedzionych rodziców udaje się przeżyć wszystkie te kłótnie i awantury.
14
Lloyd mieszkał przy Gramercy Lane, jednej z ulic, które wiły się u stóp wzgórz. Sprawdziłam na planie Santa Teresa, jak się tam można dostać. Po chwili wiedziałam już, że będę musiała przejechać Gramercy w jakimś miejscu, a potem skręcić i sprawdzić numery domów, by się zorientować, jak trafić do Lloyda. Zostawiłam rozłożony plan na fotelu pasażera i przekręciłam kluczyk w stacyjce. Deszcz znów zaczął padać i wielkie krople odbijały się jak piłeczki od maski mojego volkswagena. Włączyłam wycieraczki i spojrzałam na zegarek. Było kwadrans po trzeciej. Listopadowe dni robiły się coraz krótsze, a warstwa ciężkich chmur wisząca nad miastem sprawiała, że zmrok zaczynał zapadać już koło czwartej. Nie ukrywam, że w tej chwili miałam znacznie większą ochotę zaszyć się w ciepłym domu, niż przemierzać miasto w poszukiwaniu zbuntowanej nastolatki.
Przejechałam przez kamienną bramę prowadzącą do Horton Ravine i skręciłam w prawo. Kiedy zatrzymałam się na pierwszych światłach, raz jeszcze spojrzałam na plan. Gramercy Lane, a przynajmniej jej część, znajdowała się w promieniu trzech kilometrów od posiadłości Purcellów. Jeśli Leila zdecydowała się na podróż autostopem, to jadąc z Malibu na północ autostradą 101, prawdopodobnie poprosiła, by ją wysadzono przy Little Pony Ride, która znajdowała się o parę przecznic na południe. Kiedy zmieniły się światła, wraz ze strumieniem innych samochodów ruszyłam powoli zewnętrznym pasem. Do Little Pony Road miałam mniej więcej półtora kilometra.
Na samą myśl o Leili i jej podróży autostopem zadrżałam. Istniało oczywiście prawdopodobieństwo, że trafiła na przyzwoitych obywateli, ale na drogach nie brakowało też zboczeńców. Czternastoletnia dziewczynka nie zdaje sobie jeszcze sprawy z czających się wszędzie zagrożeń. Napady, gwałty i morderstwa są dla niej jedynie tematami doniesień prasowych, jeśli w ogóle gazety czyta. Perwersja i zboczenie są słowami, których szuka w słowniku, a nie synonimami niebezpieczeństwa. Miałam tylko nadzieję, że jej anioł stróż do końca zachował czujność.
Powoli dojechałam do Little Pony Road. Skręciłam w lewo i ruszyłam w stronę gór, rozglądając się uważnie na wszystkie strony. Wycieraczki na przedniej szybie podskakiwały wesoło, rozcierając zamaszyście wielka plamę kurzu i brudu. Minęłam jakąś parę skuloną pod parasolem. Szli po mojej stronie ulicy; widziałam jednak tylko ich plecy. Wypatrywałam samej Leili, więc początkowo nie zwróciłam na nich uwagi. Zauważyłam tylko, że oboje są bardzo młodzi. Dopiero kiedy ich minęłam i spojrzałam w lusterko wsteczne, rozpoznałam jasne włosy Leili i jej długie nogi. Idący z nią chłopak był wysoki i szczupły, ubrany w czarną skórzaną kurtkę. Niósł przerzucony niedbale przez ramię plecak. Oboje mieli na sobie dżinsy i traperki, a idąc, kulili się przed deszczem. Mogłabym przysiąc, że palą na spółkę skręta. Zwolniłam i zatrzymałam się przy krawężniku przed nimi. W lusterku bocznym zauważyłam, że Leila zawahała się, po czym rzuciła coś na ziemię i przydeptała. Kiedy mijali mój samochód, przechyliłam się i opuściłam szybę od strony pasażera.
– Może cię podrzucić?
Leila pochyliła się do przodu. Spojrzała na mnie i na jej twarzy pojawił się wyraz zmieszania. Wiedziała, że mnie zna, ale nie pamiętała skąd. Towarzyszący jej dzieciak spojrzał na mnie z mieszaniną wrogości i pogardy. Zauważyłam jasną, gładką cerę, wilgotne od deszczu brązowe włosy i biały podkoszulek pod czarną skórzaną kurtką. Zaskoczył mnie widok piersi, bo zakładałam, że mam do czynienia z chłopakiem. Tymczasem to musiała być Paulie. Widziałam wyraźnie, że wyrośnie na prawdziwą piękność, choć na razie była zaniedbana, a każda cząsteczka jej szczupłego ciała aż kipiała od buntu i pogardy. Na pewno nie była tradycyjnie ładna, ale miała w sobie coś dzikiego, co od razu przykuwało uwagę: ogromne ciemne oczy i wystające kości policzkowe. Utalentowany fotograf obdarzony dobrym instynktem mógłby zarobić fortunę, prezentując światu wizję wojowniczej seksualności, jaką emanowała.
Postanowiłam skoncentrować się na Leili.
– Cześć. Jestem Kinsey Millhone. Poznałyśmy się w zeszły piątek w domu na plaży. Jadę właśnie od twojej mamy. Bardzo się o ciebie martwi. Powinnaś ją zawiadomić, że opuszczasz szkołę.
– Wszystko gra, ale proszę jej powiedzieć, że jestem wdzięczna za troskę – rzuciła pełnym sarkazmu tonem. Na pewno chciała zrobić wrażenie na przyjaciółce, ale trudno zachować buntowniczą postawę, gdy z twarzy spływają strużki deszczu. Dwa pasma włosów przylgnęły jej do policzka, a tusz do rzęs rozmazał się pod oczami.
– Myślę, że powinnaś sama jej to powiedzieć. Mama musi wiedzieć, że nic ci się nie stało.
Dziewczynki wymieniły spojrzenia. Paulie powiedziała coś konspiracyjnym szeptem. Obie próbowały jakoś wybrnąć z tej trudnej sytuacji i pogodzić się z myślą, że zostały przyłapane. Paulie zdjęła plecak i podała go Leili. Rzuciwszy szeptem jeszcze kilka słów, ruszyła w stronę autostrady krokiem, który miał sugerować daleko posuniętą nonszalancję.
Leila przysunęła się bliżej do otwartego okna. Powieki miała pomalowane grubą warstwą turkusowego cienia i podkreślone czarnymi kreskami. Ciemnobrązowa szminka była o wiele za mocna dla jej jasnej cery.
– Nie możesz mnie zmusić do powrotu do domu.
– Nie przyjechałam tutaj, żeby cię do czegokolwiek zmuszać – odparłam. – Może będziesz po prostu chciała schronić się gdzieś przed deszczem.
– Zrobię to, jeśli obiecasz, że nie powiesz mamie, kto ze mną był.
– Zakładam, że to Paulie.
Leila nie odpowiedziała, co przyjęłam za potwierdzenie moich przypuszczeń.
– No, wsiadaj. Podrzucę cię do ojca.
Zastanowiła się przez chwilę, po czym otworzyła drzwi i wsunęła się do środka. Plecak rzuciła na podłogę. Jej wielokrotnie rozjaśniane włosy sprawiały wrażenie sztucznych, a niezwykła mieszanka dredów i warkoczyków musiała przyprawiać władze szkoły o przyspieszone bicie serca. A może w Fitch panowały nowe zwyczaje? Może była to jedna z tych nowoczesnych szkół, gdzie uczniowie mogą się „swobodnie wypowiadać” także przez udziwniony wygląd i niekonwencjonalne zachowanie. W ciepłym wnętrzu samochodu wyczułam wyraźnie zapach eau de marihuana i woń damskiej bielizny noszonej o parę dni za długo.
Obejrzałam się przez ramię i włączyłam do ruchu, gdy minął mnie strumień samochodów. W lusterku wstecznym widziałam oddalającą się postać Paulie, która z daleka przypominała figurkę ołowianego żołnierzyka.
– Ile Paulie ma lat? – spytałam.
– Szesnaście.
– Rozumiem, że twoja mama za nią nie przepada. O co chodzi?
– Mamie nie podoba się nic, co robię.
– Dlaczego opuściłaś szkołę bez pozwolenia?
– Skąd wiedziałaś, dokąd pójdę? – spytała, omijając zgrabnie kwestię wagarów.
– Twoja mama na to wpadła. Kiedy dotrzemy do telefonu, chcę, żebyś do niej zadzwoniła i powiedziała, gdzie jesteś. Odchodzi w domu od zmysłów. – Nie wspomniałam, że jest też nieźle wkurzona.
– A czemu ty tego nie zrobisz? I tak będziesz z nią rozmawiać.
– Oczywiście. Jesteś nieletnia. Nie zamierzam jeszcze pogarszać twojej sytuacji. – Przez chwilę jechałyśmy w milczeniu. – Nie kapuję, co cię gryzie.
– Nienawidzę Fitch. To właśnie mnie gryzie, jeśli tak bardzo chcesz wiedzieć.
– Myślałam, że trafiłaś do Fitch, bo spaprałaś sprawy w państwowej szkole.
– Tam też nie mogłam wytrzymać. Banda idiotów i zgrywusów. Same młoty, nudziłam się tam na śmierć. Lekcje przypominały kabaret. Mam dużo ciekawszych rzeczy do roboty.