P Jak Przestipstwo
P Jak Przestipstwo читать книгу онлайн
Kinsey bada tajemnic? znikni?cia szanowanego lekarza Dowana Purcella, kt?ry od tygodni nie daje znaku ?ycia. O dziwo, do znanej ze skuteczno?ci detektyw zwraca si? Fiona, eks-?ona zaginionego, a nie obecna pani Purcell. Instynkt podpowiada Kinsey, by przyjrze? si? bli?ej ?yciu osobistemu doktora. Okazuje si?, ?e Fiona wyra?nie ostrzy sobie z?by na maj?tek by?ego m??a, za? na nowym ma??e?stwie cieniem k?ad? si? konflikty z przybran? c?rk?. Do tego przyjaciele podejrzewaj? zaginionego o malwersacj?. Kinsey ani o krok nie zbli?a si? do rozwi?zania zagadki. Kiedy przypadek pchnie j? w s?usznym kierunku, sama znajdzie si? w tarapatach. I jakby ma?o mia?a k?opot?w, w g?owie zam?ci jej pewien czaruj?cy facet. Ca?a Kinsey!
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
– Gdzie twoja furgonetka? – spytałam.
– To samochód do pracy. Ten jest dla przyjemności. Pięknie wyglądasz. Stęskniłem się za tobą.
Podczas krótkiej jazdy do restauracji rozmawialiśmy o błahostkach. Tommy wysadził mnie przy samych drzwiach. Weszłam do środka i zamówiłam stolik, podczas gdy on szukał miejsca do zaparkowania. Po chwili siedzieliśmy przy dwuosobowym stoliku koło okna w wąskiej bocznej sali. W powietrzu unosił się zapach smażonego czosnku, cebuli, pieczonych kurczaków i marynaty. Panowała bardzo intymna atmosfera, bo z powodu ulewy tylko połowa stolików była zajęta. Rozlegał się szmer przyciszonych rozmów i szczęk sztućców. W mroku migotały płomyczki świec. Kelner przyniósł nam dwie karty i po krótkiej konsultacji Tommy zamówił butelkę kalifornijskiego chardonnay. Czekając na realizację zamówienia, bawił się widelcem, suwając nim po papierowej serwetce. Na ręce miał zegarek z białego złota i złotą bransoletkę z wygrawerowaną grupą krwi. Ciężkie zapięcia lśniły na jego opalonej skórze.
– Przeczytałem twój kwestionariusz. Jesteś rozwiedziona.
Podniosłam dwa palce.
– Ja nigdy nie byłem żonaty – powiedział. – Jestem zbyt niezależny.
– Jakoś zawsze podobam się facetom, którzy nigdzie nie mogą zagrzać miejsca.
– Może cię zaskoczę, kto wie. Masz jakąś rodzinę?
– Moi rodzice zginęli w wypadku samochodowym, gdy miałam pięć lat. Wychowywała mnie siostra mamy, Gin. Ona też już nie żyje.
– Nie masz rodzeństwa?
Potrząsnęłam przecząco głową.
– A twoi mężowie? Kim byli?
– Pierwszy był gliną. Poznałam go na stażu.
– Ty też pracowałaś w policji?
– Przez dwa lata.
– A drugi?
– Był muzykiem. Bardzo utalentowanym. Dochowanie wierności przychodziło mu z trudem, ale poza tym był bardzo miły. Gotował i grał na pianinie.
– Talenty godne podziwu. Gdzie jest teraz?
– Nie mam pojęcia. Wspominałeś, że twoi rodzice nie żyją.
– To dziwne uczucie, kiedy zostajesz sierotą w dorosłym wieku, ale nie jest aż tak źle. Czym się zajmował twój ojciec?
– Był listonoszem. Rodzice byli małżeństwem od piętnastu lat, gdy pojawiłam się na świecie.
– Byliście więc razem tylko przez pięć lat.
– Tak. Wiesz, nigdy się nad tym nie zastanawiałam.
– Biedna mała.
– Wszyscy jesteśmy biedni. Takie jest życie – ucięłam.
Do stolika podszedł kelner z chardonnay i obserwowaliśmy, jak zgodnie z przyjętym rytuałem otwiera butelkę i nalewa odrobinę wina do spróbowania. Po chwili napełnił dwa kieliszki. Nie zdążyliśmy nawet spojrzeć na menu, więc poświęciliśmy parę minut na podjęcie decyzji. W końcu zamówiłam pieczonego kurczaka, a Tommy pasta puttanesca. Postanowiliśmy jednak zacząć od sałatki. Gdy zjawiła się na stole, Tommy powiedział:
– Opowiedz mi o swoim chłopaku. Jak się wam układa?
Opuściłam widelec i nagle zapragnęłam bronić Dietza.
– Dlaczego miałabym ci o nim opowiadać?
– Nie bądź taka drażliwa. Chciałbym wiedzieć, do czego zmierzamy.
– Do niczego. Jemy tylko kolację.
– Chyba zanosi się na coś więcej.
– Naprawdę? A na co?
– Nie mam pojęcia. Dlatego pytam.
– Mamy określić, co nas łączy? Znam cię zaledwie od godziny.
Na jego ustach pojawił się uśmiech. Moja obcesowość, nad którą nie potrafiłam zapanować, jakoś nie robiła na nim wrażenia.
– Raczej od dwóch. Spotkałem cię w biurze dwa razy, a teraz to. – Wypił wino i napełnił swój kieliszek ponownie, najpierw jednak dolał wina do mojego. Jego oczy były niesamowicie zielone.
– No cóż, na pewno nie znam cię wystarczająco długo. Poza tym jesteś za młody.
Uniósł brwi, a ja poczułam, że się rumienię.
– Dlaczego postanowiliście zamieszkać w Santa Teresa? – spytałam.
– Zmieniasz temat.
– Nie lubię, gdy ktoś mnie naciska.
– Porozmawiajmy o seksie. Powiedz mi, co lubisz w łóżku, na wypadek, gdybyśmy mieli kiedyś tam się znaleźć.
Roześmiałam się.
– Porozmawiajmy o szkole średniej. Ja mojej nie znosiłam. A ty?
– Było nieźle. I zabawnie. Przez dwa lata z rzędu byłem dowódcą drużyny obrony cywilnej. Zaliczyłem cztery różne college, ale żadnego nie skończyłem. Może jeszcze kiedyś spróbuję. Chciałbym mieć dyplom.
– Ja mam za sobą dwa semestry, ale bardzo mi się tam nie podobało. Potem chodziłam na kurs hiszpańskiego dla dorosłych, ale pamiętam tylko ole i buenos dias.
– Umiesz gotować?
– Nie, ale jestem bardzo pedantyczna.
– Ja też. Mój brat to prawdziwe prosię. Na pierwszy rzut oka nigdy byś go o to nie posądziła. Lubi się dobrze ubrać, ale w samochodzie ma chlew.
– Ja wożę na tylnym siedzeniu puszki oleju silnikowego.
– To część twojej pracy – podsumował wspaniałomyślnie.
Rozmawialiśmy dalej w tym tonie i stwierdziłam, że podoba mi się jego twarz. Nie mogłam też powiedzieć, by jego ciało nie wywarło na mnie sporego wrażenia; był szczupły i pięknie umięśniony. Ciekawe, co porabia dziś wieczorem Dietz. Nie znajdował się nigdzie w pobliżu, więc co za różnica? Podoba mi się bardzo niewielu mężczyzn, ale nie dlatego, że jestem wybredna. Próbuję się chronić, co oznacza, że odrzucani ich w przedbiegach z wyjątkiem tych… jakich? Nie wiedziałam, co sprawia, że w towarzystwie niektórych mężczyzn decyduję się wyłączyć mechanizmy obronne. Chyba chemia. Skoncentrowałam się na kurczaku i spróbowałam tłuczonych ziemniaków, które uwielbiam i stawiani na równi z masłem orzechowym.
Tommy dotknął mojej dłoni.
– Dokąd mi umknęłaś?
Podniosłam wzrok i spojrzałam prosto w jego zielone oczy. Wysupłałam palce z jego uścisku.
– Czy to randka?
– Tak.
– Ja nie chodzę na randki.
– To widać.
– Mówię poważnie – odparłam. – Nie jestem dobra w te klocki.
– Musisz być. Dwa razy wyszłaś za mąż, a teraz masz chłopaka.
– Po drodze miałam jeszcze paru. To nie znaczy, że dobrze sobie z tym wszystkim radzę.
– Moim zdaniem całkiem nieźle. Podobasz mi się. Nie musisz się zgrywać. No, rozchmurz się.
– Dobra – rzuciłam pokornie.
Kiedy o dziewiątej wyszliśmy z restauracji, na ulicach było jeszcze mokro, choć deszcz już nie padał. Dostrzegłam porsche Tommy’ego zaparkowane po drugiej stronie ulicy. Na placu zabaw dla dzieci było ciemno, a zacumowane w porcie łodzie rozjaśniały mrok kropeczkami świateł. Czekałam, aż Tommy otworzy drzwiczki.
– Chciałbym ci coś pokazać – powiedział, przekręcając kluczyk w stacyjce. – Jest jeszcze wcześnie. Dobrze?
Ruszył z miejsca i zawrócił na Cabana Boulevard. Skierowaliśmy się na zachód, mijając z lewej strony port jachtowy i Santa Teresa City College z prawej. Wjechaliśmy na wzgórze i skręciliśmy w lewo na najbliższym skrzyżowaniu. Nie musiał mi mówić, że zmierzamy do Horton Ravine. Uśmiechnął się.
– Chcę ci pokazać nasz dom.
– A co z Richardem? Nie będzie miał nic przeciwko temu?
– Pojechał na pokera do Bell Garden.
– A jeśli przegra i wróci wcześniej do domu?
– Na pewno nie wróci przed świtem.
Przemknęliśmy obok filarów stojących przy wjeździe do Horton Ravine. Droga była szeroka i ciemna. Brak ogrodzeń przy wielu posesjach stwarzał wrażenie, że jedziemy przez wieś, mijając pastwiska, stajnie i światła domów migające wśród drzew. Tommy wybrał mocno okrężną drogę. Podejrzewałam, że chce zademonstrować drzemiące w porsche możliwości. Po chwili skręcił w prawo i wjechał na półokrągły podjazd. Spojrzałam przelotnie na potężną budowlę o białych ścianach i czerwonym dachu. Wszystkie podcienia i balkony zalewał blask zainstalowanych na zewnątrz lamp. Tommy otworzył pilotem bramę garażu i wjechaliśmy do wielkiego surowego wnętrza, pachnącego jeszcze świeżą farbą. W garażu, który mógł pomieścić cztery samochody, trzy miejsca były puste. Doszłam do wniosku, że Richard jeździ sportowym samochodem równie imponującym jak porsche brata. Otworzyłam drzwiczki i wysiadłam. Tommy szukał w kieszeni kluczy. W garażu nie było żadnych półek, narzędzi ani rupieci. Nigdzie nie widać też było ogrodowych mebli ani kartonowych pudeł z napisem „Boże Narodzenie”. Tommy otworzył drzwi i weszliśmy do kuchni. Na centralce alarmu nie migotało żadne światełko. Po lewej stronie znajdowała się mała łazienka i służbówka, a po prawej pralnia. Na blatach w kuchni spostrzegłam całe stosy przysyłanych pocztą ulotek i katalogów. Osobno leżały instrukcje obsługi automatycznej sekretarki, kuchenki mikrofalowej i elektrycznego piekarnika, który najwyraźniej nigdy jeszcze nie był używany. Podłogę wyłożono czerwoną meksykańską terakotą, wypolerowaną na błysk. Tommy rzucił klucze na lśniący biały blat.