Coreczka Tatusia
Coreczka Tatusia читать книгу онлайн
Ellie Cavanaugh mia?a zaledwie siedem lat, kiedy jej starsza siostra Andrea zosta?a w brutalny spos?b zamordowana. Zw?oki dziewczyny znaleziono w starym gara?u w pobli?u rezydencji bogatej, szanowanej pani Westerfield w Oldham, spokojnym miasteczku nad rzek? Hudson w nowojorskim hrabstwie Westchester. Zeznanie Elli doprowadzi?o do skazania Roba Westerfielda, wnuka starej damy, z kt?rym potajemnie spotyka?a si? Andrea. Kiedy po dwudziestu dw?ch latach morderca stara si? o zwolnienie warunkowe z wi?zienia, Ellie, obecnie reporterka gazety w Atlancie, protestuje przeciwko z?agodzeniu wyroku. Mimo to Rob Westerfield wychodzi na wolno?? i pr?buje wznowi? proces, chc?c odzyska? dobre imi?. Przekonana o jego winie Ellie rozpoczyna prywatne ?ledztwo. Jej kolejne odkrycia rzucaj? nowe ?wiat?o na okoliczno?ci ?mierci siostry, ale i nieuchronnie przybli?aj? dociekliw? dziennikark? do konfrontacji z morderc?.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
– Przepraszam. Wiem, jakie to dla ciebie trudne.
Wzruszyła ramionami.
– Ellie, wierzę, że to Will Nebels zabił Andreę. Pół miasta zaś uważa, że mordercą jest Paulie Stroebel. A mnóstwo ludzi myśli, że nawet jeśli Rob Westerfield jest winien, odsiedział już swój wyrok i został zwolniony warunkowo, więc i ty powinnaś się z tym pogodzić.
– Joan, gdyby Rob Westerfield przyznał się do winy i wyraził szczery żal, nadal bym go nienawidziła, lecz nie byłoby tej strony internetowej. Rozumiem, dlaczego ludzie myślą to, co myślą, ale nie mogę się teraz zatrzymać.
Sięgnęła przez stół i uścisnęłyśmy sobie dłonie.
– Ellie, jest jeszcze jedna osoba, która budzi współczucie. Starsza pani Westerfield. Jej gospodyni opowiada każdemu, kto chce słuchać, jak bardzo Dorothy jest zdenerwowana tą stroną internetową i chce, żebyś ją zamknęła, kiedy zbierze się nowa ława przysięgłych.
Pomyślałam o Dorothy Westerfield, eleganckiej kobiecie składającej kondolencje mojej matce w dniu pogrzebu, i przypomniałam sobie, jak mój ojciec wyrzucił ją z domu. Nie mógł wówczas znieść jej współczucia, a ja nie mogłam pozwolić, aby współczucie dla niej miało teraz zachwiać moim postanowieniem.
– Lepiej zmieńmy temat – zaproponowałam. – Nie dojdziemy do porozumienia.
Joan pożyczyła mi trzysta dolarów i uśmiechnęłyśmy się obie, kiedy płaciłam za lunch.
– To tylko symboliczny gest – oświadczyłam – ale sprawia, że czuję się lepiej.
Pożegnałyśmy się w sieni przy drzwiach wejściowych.
– Nie chcę patrzeć, jak kuśtykasz po schodach – powiedziała z niepokojem.
– Mój pokój jest tego wart. A poza tym mam laskę, na której mogę się oprzeć. – Stuknęłam laską w podłogę na potwierdzenie tych słów.
– Zadzwoń do mnie, jeśli będziesz czegoś potrzebować. Jeśli nie, odezwę się do ciebie jutro.
Zawahałam się, czy poruszać kolejny kontrowersyjny temat, ale była jeszcze jedna sprawa, o którą musiałam spytać.
– Joan, wiem, że nigdy nie widziałaś łańcuszka, noszonego wtedy przez Andreę, ale czy nadal kontaktujesz się z dziewczynami, które chodziły do szkoły z tobą i z nią?
– Jasne. I mogę się założyć, że będą do mnie dzwonić, zważywszy na to, co się dzieje.
– A mogłabyś je zapytać, czy któraś z nich nie widziała u Andrei łańcuszka, który ci opisałam? Złoty, z wisiorkiem w kształcie serca, zaokrąglonym na brzegach, z błękitnymi kamieniami w środku i z inicjałami Andrei i Roba wygrawerowanymi z tyłu?
– Ellie…
– Joan, im dłużej o tym myślę, tym bardziej dochodzę do przekonania, że jedyny powód, dla którego Rob wrócił do garażu, był taki, że nie mógł pozwolić, aby przy zwłokach Andrei znaleziono ten łańcuszek. Muszę wiedzieć dlaczego i bardzo mi to pomoże, jeśli ktoś potwierdzi, że istniał.
Joan nie spierała się ze mną dłużej. Obiecała, że spróbuje popytać, a potem zostawiła mnie, aby pójść do domu, do swego uporządkowanego życia z mężem i dziećmi. Wspierając się ciężko na lasce, powlokłam się po schodach do pokoju, zamknęłam i zaryglowałam drzwi, ostrożnie zdjęłam mokasyny i zwaliłam się na łóżko.
Obudził mnie dzwonek telefonu. Zdziwiłam się, że w pokoju jest ciemno. Podniosłam się na łokciu, zapaliłam światło i gdy sięgałam po aparat, który położyłam na nocnym stoliku, spojrzałam na zegarek.
Była ósma. Spałam sześć godzin.
– Słucham. – Wiedziałam, że mój głos brzmi ochryple.
– Ellie, tu Joan. Stało się coś strasznego. Gospodyni starszej pani Westerfield poszła dziś po południu do delikatesów Stroebela i nakrzyczała na Pauliego, każąc mu się przyznać, że zabił Andreę. Powiedziała, że to przez niego rodzina Westerfieldów cierpi. Ellie, godzinę temu Paulie poszedł do łazienki, zamknął drzwi i podciął sobie żyły na nadgarstkach. Jest w szpitalu na oddziale intensywnej opieki medycznej. Stracił tak dużo krwi, że nie dają mu wielkich szans na przeżycie.
28
Zastałam panią Stroebel w holu przed oddziałem intensywnej opieki medycznej. Płakała cicho, łzy spływały jej po policzkach. Zacisnęła wargi, jakby się bała, że jeśli otworzy usta, uwolni niepowstrzymaną falę bólu.
Płaszcz miała narzucony na ramiona, a chociaż kamizelka i bluzka pod spodem były ciemnoniebieskie, dostrzegłam plamy, które z pewnością pozostawiła krew Pauliego.
Obok niej siedziała postawna, zwyczajnie ubrana kobieta około pięćdziesiątki. Spojrzała na mnie, a na jej twarzy pojawił się wyraz wrogości.
Nie byłam pewna, czego mogę się spodziewać po pani Stroebel. To moja strona internetowa spowodowała ów słowny atak gospodyni pani Westerfield i rozpaczliwą reakcję Pauliego.
Ale pani Stroebel wstała i wyszła mi na spotkanie.
– Rozumiesz, Ellie – załkała. – Rozumiesz, co zrobili mojemu synowi.
Objęłam ją.
– Rozumiem, pani Stroebel.
Spojrzałam ponad jej głową na tamtą kobietę. Odgadła pytanie, jakie zadawały bezgłośnie moje oczy, i wykonała gest, który miał oznaczać, że jeszcze za wcześnie, by stwierdzić, czy Paulie z tego wyjdzie.
Potem się przedstawiła.
– Jestem Greta Bergner. Pracuję z panią Stroebel i Pauliem w delikatesach. Sądziłam, że jest pani dziennikarką.
Siedziałyśmy razem przez następne dwanaście godzin. Od czasu do czasu podchodziłyśmy do drzwi salki, gdzie leżał Paulie, w masce tlenowej, z igłami do kroplówek w przedramionach i zabandażowanymi nadgarstkami.
Podczas tej długiej nocy, gdy obserwowałam cierpienie na twarzy pani Stroebel i widziałam, jak jej wargi poruszają się w cichej modlitwie, odkryłam, że sama zaczynam się modlić. Najpierw odruchowo, potem zupełnie świadomie. Panie, jeśli oszczędzisz dla niej Pauliego, spróbuję zaakceptować wszystko, co się wydarzy. Może mi się nie uda, ale przysięgam, że spróbuję.
Smugi światła zaczęły przebijać się przez ciemność. O dziewiątej piętnaście do poczekalni wszedł lekarz.
– Stan Pauliego jest stabilny – powiedział. – Wyjdzie z tego. Najlepiej będzie, jeśli pójdziecie do domu i prześpicie się trochę.
Ze szpitala wzięłam taksówkę; po drodze poprosiłam kierowcę, aby się zatrzymał, ponieważ chciałam kupić poranne gazety. Wystarczył mi rzut oka na pierwszą stronę „Westchester Post”, abym poczuła ulgę, że na oddziale intensywnej opieki medycznej Paulie Stroebel nie ma dostępu do gazet.
Nagłówek głosił: „Podejrzany o morderstwo podejmuje próbę samobójczą”.
Resztę pierwszej strony zajmowały zdjęcia trzech osób. Na fotografii z lewej był Will Nebels pozujący do obiektywu, na jego nalanej twarzy malował się obłudny wyraz. Fotografia z prawej przedstawiała kobietę po sześćdziesiątce z marsem na czole, który podkreślał jej surowe rysy. Na środkowej fotografii był Paulie za kontuarem delikatesów, z nożem do chleba w ręku.
Zdjęcie zostało tak wykadrowane, że ukazywało tylko rękę trzymającą nóż. Nie było żadnego kontekstu, żadnej bagietki przygotowanej do pokrojenia. Paulie patrzył w obiektyw ze ściągniętymi brwiami.
Przypuszczam, że fotografię zrobiono z zaskoczenia. Efektem był wizerunek gburowatego mężczyzny o niespokojnych oczach, trzymającego w ręku śmiercionośne ostrze.
Podpisy do zdjęć były cytatami. Nebels: „Wiedziałem, że to zrobił”. Kobieta o ostrych rysach mówiła: „Przyznał się do tego przede mną”. Paulie: „Tak mi przykro, tak mi przykro”.
Artykuł znajdował się na stronie trzeciej, ale musiałam odłożyć lekturę, ponieważ taksówka zatrzymała się przed gospodą. W pokoju wróciłam do gazety.
Kobietą z fotografii na pierwszej stronie była Lillian Beckerson, gospodyni pani Dorothy Westerfield od trzydziestu jeden lat.
Pani Westerfield jest jedną z najszlachetniejszych osób, jakie kiedykolwiek chodziły po ziemi – brzmiała jej zacytowana przez gazetę wypowiedź. – Jej maż był senatorem Stanów Zjednoczonych, a jego dziadek gubernatorem stanu Nowy Jork. Przez ponad dwadzieścia lat musiała żyć z plamą na rodowym nazwisku. Teraz, kiedy jedyny wnuk próbuje dowieść swojej niewinności, kobieta, która jako dziecko skłamała na miejscu dla świadków, znów usiłuje go zniszczyć w Internecie.