Z Jak Zwloki
Z Jak Zwloki читать книгу онлайн
Kinsey Millhone, trzydziestodwuletnia mieszkanka Kalifornii posiadaj?ca licencj? prywatnego detektywa, zostaje wynaj?ta przez m?odego ch?opaka, poznanego podczas ?wicze? rehabilitacyjnych w miejscowej si?owni. Z wypadku, w kt?rym jego porsche zosta? staranowany przez nieznane auto i zepchni?ty do kanionu, Bobby Callahan ledwo wyszed? z ?yciem, straszliwie okaleczony; jad?cy z nim kolega zgin?? na miejscu. Cho? ani rodzina, ani policja w to nie wierz?, Bobby jest przekonany, ?e usi?owano go zabi?, poniewa? dowiedzia? si? czego?, co stanowi bezpo?rednie zagro?enie dla mordercy. Dotkni?ty po wypadku cz??ciow? utrat? pami?ci, nie potrafi odtworzy? informacji, b?d?cej kluczem do zagadki. Zanim sobie przypomni, zginie. Kinsey Millhone zawsze wywi?zuje si? z umowy. Nie uda?o si? zapobiec zbrodni – ale teraz uczyni wszystko, by odnale?? jej sprawc?.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
ROZDZIAŁ 16
Wróciłam późno do biura i wstukałam na maszynie wszystkie moje notatki. Nie było ich wiele, ale nie lubię tych spraw odkładać. Mimo że Bobby nie żył, zamierzałam pisać regularne sprawozdania i przedkładać co jakiś czas rachunki, choćby tylko dla siebie. Włożyłam jego teczkę z powrotem do szuflady i porządkowałam właśnie biurko, kiedy usłyszałam stukanie do drzwi i Derek Wenner zajrzał do środka.
– Ach, jak się masz? – powiedział. – Miałem nadzieję, że cię tu zastanę.
– Cześć, Derek, wejdź, proszę.
Stał przez chwilę niezdecydowany, omiatając spojrzeniem zawartość mojego niewielkiego biura.
– Jakoś nie mogłem sobie tego wyobrazić – powiedział. – Fajne. To znaczy małe, ale wystarczające. Co tam z pudełkiem Bobby’ego? Dopisało ci szczęście?
– Jeszcze nie miałam okazji przyjrzeć mu się z bliska. Zajmowałam się czymś innym. Czemu nie usiądziesz?
Przysunął sobie krzesło i usiadł, rozglądając się wokół. Miał na sobie koszulę do golfa, białe spodnie i dwukolorowe buty.
– A więc tak tu jest.
Była to jego wersja lakonicznej pogawędki. Usiadłam i pozwoliłam mu pomruczeć przez chwilę. Wyglądał na niespokojnego i nie wyobrażałam sobie, co go do mnie sprowadziło. Pomrukiwaliśmy do siebie, demonstrując dobrą znajomość. Widziałam się z nim nie dalej niż kilka godzin wcześniej i nie mieliśmy za bardzo o czym z sobą mówić.
– Jak się czuje Glen? – zapytałam.
– Dobrze. – Skinął głową. – Całkiem dobrze. Boże, wolę nie myśleć, przez co przeszła, ale wiesz, że twarda z niej sztuka. – Mówił tonem powątpiewania, jakby nie był absolutnie pewny, czy to prawda.
Przełknął ślinę, zmieniając ton.
– Powiem ci, po co wpadłem – powiedział. – Prawnik Bobby’ego zadzwonił do mnie niedawno, by porozmawiać w sprawie jego testamentu. Czy znasz Vardena Talbota?
– Nigdy się nie spotkaliśmy. Przysłał mi kopię raportów na temat wypadku Bobby’ego, ale na tym się skończyło.
– Bystry gość – powiedział Derek.
Grzązł w temacie. Pomyślałam, że trzeba go ponaglić, bo w przeciwnym razie zabierze to cały dzień.
– No i co miał do powiedzenia?
Mina Dereka stanowiła przedziwną kombinację niepokoju i niedowierzania.
– Cóż, to rzecz zdumiewająca – mówił. – Z tego, co powiedział, moja córka odziedziczyła większą część pieniędzy Bobby’ego.
W ciągu sekundy obliczyłam, że córką, o której wspomniał, jest Kitty Wenner, ćpunka, obecnie przebywająca na oddziale dla psychicznie chorych u Świętego Terry’ego.
– Kitty? – zapytałam.
Poruszył się na krześle.
– Oczywiście, sam byłem zaskoczony. Z tego, co mówi Varden, Bobby sporządził testament. Kiedy trzy lata temu otrzymał majątek, już wtedy zapisał wszystko Kitty. W jakiś czas po wypadku dodał kodycyl, by pewną część sumy dostali także rodzice Ricka.
Miałam zamiar wykrzyknąć „Rodzice Ricka?!”, jakbym cierpiała na echolalię, ale trzymałam buzię na kłódkę i pozwoliłam mu kontynuować.
– Glen wróci bardzo późno, więc jeszcze nie zdaje sobie z tego sprawy. Chyba rano będzie chciała porozmawiać z Vardenem. Powiedział, że sporządzi kopię testamentu i prześle ją do domu. Ma zamiar poświadczyć jego prawomocność.
– Czy powiadamiano o tym kogoś wcześniej?
– O ile mi wiadomo, tak. – Gadał i gadał, podczas gdy ja starałam się wydumać, co to wszystko znaczy. Pieniądze jako motyw zawsze wydają się oczywiste. Dowiedzieć się, kto skorzysta finansowo i zacząć z tego punktu. Kitty Wenner. Phil i Reva Bergen.
– Przepraszam – powiedziałam, ucinając mu w pół słowa. – A w ogóle to o jakiej sumie mówimy?
Derek przerwał, by pogłaskać się dłonią po brodzie, jakby zastanawiał się, czy nie pora się już ogolić.
– Hm, ze sto tysiączków dla rodziców Ricka i, do diaska, sam nie wiem. Kitty chyba dostanie ze dwie bańki. No ale z tego trzeba odliczyć podatek od spadków…
Wszystkie zera zaczęły tańczyć w mojej głowie jak śliwki w cukrze. „Sto tysiączków” i „dwie bańki”, jak sto tysięcy dolarów i dwa miliony. Siedziałam i mrugałam. Dlaczego przyszedł, żeby mi o tym opowiedzieć?
– Jest w tym jakiś haczyk? – zapytałam.
– Co?
– Po prostu zastanawiam się, dlaczego mi o tym mówisz. Czy są jakieś problemy?
– Obawiam się trochę o reakcję Glen. Sama wiesz, co myśli o Kitty.
Wzruszyłam ramionami.
– To były pieniądze Bobby’ego, mógł z nimi zrobić, co chciał. Jak Glen może to kwestionować?
– Chyba nie sądzisz, że podważy wiarygodność testamentu?
– Derek, ja nie mogę spekulować, jak może zachować się Glen. Sam z nią porozmawiaj.
– Zrobię tak, kiedy przyjedzie.
– Zakładam, że pieniądze ulokowano w jakimś funduszu powierniczym, skoro Kitty ma dopiero siedemnaście lat. Kogo wyznaczono na wykonawcę? Ciebie?
– Nie, nie. Bank. Wątpię, czy Bobby miał o mnie tak wygórowane mniemanie. Niepokoję się trochę, jak to wszystko może wyglądać. Bobby twierdzi, że ktoś usiłuje go zabić, a potem okazuje się, że Kitty dziedziczy wszystkie pieniądze, kiedy ten umiera.
– Jestem pewna, że policja zechce z nią pogadać.
– Ale ty nie wierzysz, że miała coś wspólnego z wypadkiem Bobby’ego, nieprawdaż?
Ach, cały podtekst tej wizyty. Powiedziałam:
– Tak szczerze? Nie bardzo w to wierzę, ale wydział zabójstw może mieć na to odmienny pogląd. Przy okazji mogą przyjrzeć się tobie.
– Mnie?! – Był co najmniej zdziwiony.
– A jeśli coś przydarzy się Kitty? Kto wtedy otrzyma pieniądze? Szczerze mówiąc, dziewczyna nie tryska zdrowiem.
Spojrzał na mnie niechętnie, prawdopodobnie żałując, że w ogóle przychodził. Musiał mieć słabą nadzieję, że mogę go pocieszyć. Zamiast tego wzmocniłam jedynie fundament jego niepokojów. Zakończył rozmowę i wstał, mówiąc, że pozostanie w kontakcie. Kiedy zmierzał do wyjścia, zauważyłam, że koszula lepi mu się do pleców; w jego pocie wyczułam napięcie.
– Ach, Derek! – zawołałam za nim. – Czy mówi ci coś nazwisko Blackman?
– Pierwsze słyszę. A co?
– Tak z ciekawości. Jestem wdzięczna, że wpadłeś – powiedziałam. – Jeśli czegoś się dowiesz, proszę, daj mi znać.
– Z pewnością.
Skoro tylko wyszedł, zadzwoniłam bezzwłocznie do swojego przyjaciela w firmie telekomunikacyjnej, pytając o S. Blackman. Zapewnił, że zajmie się tym i oddzwoni. Zeszłam na parking i wywlokłam pudło, które zabrałam z garażu Bobby’ego. Gdy wróciłam do biura, sprawdziłam zawartość, wyjmując po kolei poszczególne przedmioty: dwa podręczniki do radiologii, jakieś druki medyczne, spinacze do papieru, długopisy, notatniki. Nie dostrzegłam nic godnego uwagi. Odniosłam więc karton z powrotem do samochodu z przekonaniem, że przy najbliższej sposobności podrzucę go do domu Bobby’ego.
Do czego się teraz zabrać? Nic nie przychodziło mi do głowy.
Pojechałam do domu.
Zajeżdżając na parking, przyłapałam się na lustrowaniu chodnika w poszukiwaniu Lili Sams. Jak na kobietę, z którą widziałam się trzy, cztery razy w życiu, napawała mnie dużym lękiem, burząc wszelkie poczucie bezpieczeństwa, jakie przywykłam łączyć z pojęciem „dom”. Po zamknięciu auta przeszłam na tylne podwórko, zerkając na okna Henry’ego, by przekonać się, czy jest w domu. Tylne drzwi były otwarte i wyczułam ostrą woń drożdży i cynamonu, dobiegającą zza przesłony. Zerknąwszy do środka, zauważyłam Henry’ego, siedzącego przy stole, na którym znajdowała się filiżanka kawy i popołudniowe wydanie gazety.
– Henry?
Spojrzał na mnie.
– No cóż, Kinsey, nareszcie jesteś. – Podszedł i odsunął przesłonę, przytrzymując ją dla mnie. – Wejdź, wejdź. Napijesz się kawy? Za moment pojawią się słodkie bułeczki.
Weszłam z obawą, ciągle spodziewając się, że Lila Sams wyskoczy niczym tarantula.
– Nie chciałabym przeszkadzać. Czy zastałam Lilę?
– Nie, nie. Musiała zająć się jakimiś sprawami, ale o szóstej powinna wrócić. Zabieram ją dzisiaj na obiad. Mamy rezerwację w Crystal Palace.