W slusznej sprawie
W slusznej sprawie читать книгу онлайн
Miami. Znany reporter Matthew Cowart dostaje list z wi?zienia stanowego. Robert Fergusson czeka w celi ?mierci na wykonanie wyroku, twierdzi jednak, ?e nie pope?ni? morderstwa, za kt?re zosta? skazany. Cowart postanawia zaj?? si? t? spraw?. Nie przypuszcza, ?e jego sensacyjny reporta? uruchomi pot??ny mechanizm mistyfikacji i zbrodni…
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
– Idź. Wykorzystaj niezmierną hojność finansową naszej ukochanej gazety. Jak skończysz, to rzuć okiem na materiał w „Wiadomościach Lokalnych”. Wygląda na to, że jeden z naszych stróżów sprawiedliwości w czarnych togach nieźle załatwił sprawę dla starego kumpla, którego złapano najeździe pod wpływem. Może by się nadało jako materiał do jednej z twoich popularnych krucjat na temat zbrodni i kary.
– Przejrzę to – odparł Cowart.
– Cholernie zimny ranek – zauważył Martin. – Jaki pożytek z mieszkania tutaj, skoro i tak marznie się po drodze do pracy? Równie dobrze mogłaby to być Alaska.
– Może by tak napisać materiał występujący przeciwko pogodzie. I tak zawsze próbujemy wpłynąć na wyroki niebios. Może tym razem nam się uda?
– Masz rację – uśmiechnął się Martin.
– A ty jesteś najodpowiedniejszym do tego człowiekiem – stwierdził Cowart.
– Zgadza się – odparł Martin. – Mam dużo lepsze układy z Wszechmogącym, bo nie nurzam się w grzechu jak ty. To się przydaje w takiej pracy.
– To dlatego że dołączysz do niego znacznie wcześniej niż ja.
Jego sąsiad wybuchnął:
– Dyskryminujesz ludzi z racji wieku – zaprotestował, wygrażając palcem. – I pewnie też z racji płci, rasy i narodowości, jak i wszelkich innych.
Cowart roześmiał się, podszedł do swojego biurka, rzucił na środek stos korespondencji, a na wierzchu położył tę jedną kopertę. Sięgnął po nią, a drugą ręką zaczął wykręcać numer swojej byłej żony. Pomyślał, że jeśli dopisze mu szczęście, to akurat będą w trakcie spożywania śniadania.
Czekając na połączenie oswobodził rękę, przytrzymując słuchawkę przy uchu ramieniem. Gdy usłyszał sygnał dzwonka telefonu, otworzył kopertę i wyjął pojedynczą kartkę żółtego papieru w linie.
Szanowny Panie Cowart,
Oczekuję obecnie kary śmierci za zbrodnię, której NIE POPEŁNIŁEM.
– Halo?
Odłożył list.
– Cześć, Sandy. Tu Matt. Chciałbym przez chwilę porozmawiać z Becky. Mam nadzieję, że nie przeszkadzam.
– Cześć, Matt. – Wyczuł wahanie w jej głosie. – Nie. Tylko szykujemy się już do wyjścia. Tom musi być wcześnie w sądzie, więc zawiezie ją do szkoły i… – Przerwała na chwilę, po czym ciągnęła dalej: – Nie, w porządku. I tak jest kilka spraw, o których chciałam z tobą porozmawiać. Ale muszą niedługo wyjść, więc postaraj się nie gadać za długo.
Zamknął oczy i pomyślał, jakie to bolesne nie móc uczestniczyć w codziennym życiu własnej córki. Wyobraził sobie mleko rozlane przy śniadaniu, czytanie książek do poduszki, trzymanie za rękę w czasie choroby, podziwianie obrazków namalowanych w szkole. Stłumił rozczarowanie.
– Jasne. Chciałem jej tylko powiedzieć cześć.
– Zawołam ją.
Matthew Cowart usłyszał trzask słuchawki odkładanej na stół i w ciszy, która zapanowała, spojrzał na słowa: NIE POPEŁNIŁEM.
Przypomniał sobie swoją żonę w dzień, kiedy się poznali w siedzibie gazety Uniwersytetu Michigan. Była drobna, ale jej energia wydawała się przeczyć rozmiarom. Studiowała projekt graficzny i pracowała na pół etatu, wykonując rozkłady i nagłówki. Ślęczała nad próbkami stron odgarniając z twarzy ciemne falujące włosy i skupiała się tak intensywnie, że rzadko docierał do niej dzwonek telefonu. Nie reagowała na niesmaczne żarty, które rozbrzmiewały w rozpasanej atmosferze sali redakcyjnej. Ceniła sobie dokładność i porządek, podchodziła do życia jak kreślarz. Jako córka kapitana straży pożarnej, który zginął wykonując obowiązki służbowe, i nauczycielki szkoły podstawowej, pochodząca z jakiegoś miasta na Środkowym Wschodzie, pożądała dóbr doczesnych i łaknęła wygód. Wydała mu się piękna. Onieśmielała go i zdziwił się, gdy zgodziła się pójść z nim na randkę. Zdziwił się jeszcze bardziej, gdy po kilku randkach przespała się z nim.
On był redaktorem sportowym, co ona uznawała za głupawe marnowanie czasu. W jej oczach sport sprowadzał się do zmagań grupy mężczyzn o przerośniętych muskulaturach nad piłkami o różnych kształtach. Próbował ją rozmiłować w wydarzeniach sportowych, ale była nieprzejednana. Po jakimś czasie zaczął pracować jako redaktor wiadomości. Ich związek stawał się coraz trwalszy, a on coraz wytrwałej polował na materiał. Uwielbiał te nie kończące się godziny, śledzenie rozwoju wydarzeń, zniewolenie pisaniem. Twierdziła, że będzie sławny albo przynajmniej znany. Wyjechała z nim, gdy dostał od małej gazety ze Środkowego Wschodu pierwszą propozycję pracy. Sześć lat później wciąż byli razem. Tego samego dnia gdy powiedziała mu, że jest w ciąży, otrzymał ofertę pracy od „Journala”. Miał zająć się sprawami sądów kryminalnych. Ona spodziewała się Becky.
– Tatuś?
– Cześć, skarbie.
– Cześć, tatusiu. Mama powiedziała, że mogę porozmawiać tylko chwilkę. Muszę iść do szkoły.
– U was też jest zimno, skarbie? Włóż płaszczyk.
– Włożę. Tom kupił mi płaszczyk z pomarańczowym piratem, jak znaczek drużyny Bucksów. Włożę go. Poznałam też niektórych graczy. Byli na pikniku, gdzie pomagaliśmy zebrać pieniądze na cele dobroczynne.
– To wspaniale – odparł Matthew. Cholera, pomyślał.
– Czy gracze futbolowi są ważni, tatusiu?
Roześmiał się.
– Na swój sposób.
– Tatusiu, czy coś nie tak?
– Nie, skarbie. Dlaczego?
– Na ogół nie dzwonisz rano.
– Jak się obudziłem, to strasznie za tobą zatęskniłem i chciałem tylko usłyszeć twój głos.
– Ja też za tobą tęsknię, tatusiu. Zabierzesz mnie znowu do Disney World?
– Wiosną. Obiecuję.
– Tatusiu, muszę iść. Tom na mnie kiwa. Och, tatusiu, jeszcze coś. W drugiej klasie mamy specjalny klub, który się nazywa klubem stu książek. Jak się przeczyta sto książek, to dają nagrodę. Właśnie przeczytałam setną!
– Wspaniale! Co dostałaś?
– Specjalną odznakę i na koniec roku wyprawią mi przyjęcie.
– To świetnie. Jaka książka podobała ci się najbardziej?
– To jasne. Ta, którą mi przysłałeś: „Krnąbrny smok”. – Roześmiała się. – Przypomina mi ciebie.
Zawtórował jej śmiechem.
– Muszę już iść – powtórzyła.
– Dobrze. Kocham cię i strasznie za tobą tęsknię.
– Ja też. Pa.
– Pa – odpowiedział, ale odeszła już od telefonu.
Minęła kolejna głucha chwila, zanim jego była żona podniosła słuchawkę. Odezwał się pierwszy.
– Piknik na cele dobroczynne z udziałem graczy futbolu?
Zawsze pragnął nienawidzić mężczyzny, który zajął jego miejsce; nienawidzić go za to, czym się zajmuje, to znaczy radcostwo prawne, za to jak wygląda, czyli że jest postawny i ma imponującą klatkę piersiową, jak u człowieka, który spędza przerwy na lunch podnosząc ciężary w ekskluzywnej siłowni. Pragnął wyobrażać sobie, że jego następca jest okrutny, że jest samolubnym kochankiem, beznadziejnym ojczymem, że nie jest w stanie utrzymać rodziny, ale żadna z tych rzeczy nie była prawdą. Wkrótce po tym, gdy jego była żona zapowiedziała zamiar powtórnego wyjścia za mąż, Tom, nie mówiąc jej o tym, przyleciał do Miami, żeby się z nim spotkać. Poszli się napić i zjedli razem obiad. Cel tej wizyty był niezbyt jasny, lecz po drugiej butelce wina prawnik oświadczył mu z prostolinijną szczerością, że nie próbuje go zastąpić w oczach jego córki, ale skoro już będą mieszkać razem, uczyni, co będzie mógł, żeby jego też pokochała. Cowart mu uwierzył, poczuł jakiś dziwny rodzaj satysfakcji i ulgi, zamówił kolejną butelkę wina i doszedł do wniosku, że w pewien sposób lubi swojego następcę.
– To w związku z firmą prawniczą. Pomagają sponsorować w Tampa akcję Zjednoczonej Drogi. Stąd się wzięli gracze futbolu. Na Becky wywarło to spore wrażenie, ale oczywiście Tom nie powiedział jej, ile meczów Bucksi wygrali w ostatnim roku.
– I słusznie.
– Też tak myślę. W każdym razie na pewno byli to najwięksi faceci, jakich kiedykolwiek widziałam – roześmiała się Sandy.
Zanim zaczęła mówić dalej, nastała chwila ciszy.
– Co u ciebie? Co słychać w Miami?