Terror
Terror читать книгу онлайн
?mier? przysz?a po nich niespodziewanie z bia?ej pustki.
Maj roku 1845. Kierowana przez sir Johna Franklina ekspedycja wyrusza na statkach Erebus i Terror ku p??nocnym wybrze?om Kanady na poszukiwanie Przej?cia P??nocno-Zachodniego. 129 oficer?w i marynarzy wie, ?e czeka ich wiele miesi?cy trud?w, siarczystego mrozu, g?odu, walki z lodem, ?niegiem, huraganowymi wiatrami, zw?tpieniem i chorobami. Nie myl? si?. Spotyka ich to wszystko, a tak?e co? jeszcze. Co? niewyobra?alnie gorszego. Co?, co czai si? w arktycznej pustce, ?ledzi ka?dy ich ruch, karmi si? l?kiem i przera?eniem. Co?, przed czym uciec mo?na tylko w obj?cia ?mierci.
Dan Simmons, autor m.in. bestsellerowej powie?ci "Hyperion", szczeg??owo odtwarza przebieg jednej z najbardziej zagadkowych i tragicznych wypraw w historii bada? polarnych. "Terror" to fascynuj?ca opowie?? o determinacji, bohaterstwie i pragnieniu s?awy, o heroizmie i pod?o?ci, o grozie czyhaj?cej na ka?dym kroku, narastaj?cej z ka?dym oddechem i uderzeniem serca.
Wybuchowa mieszanka realizmu historycznego, powie?ci gotyckiej i staro?ytnej mitologii. – Washington Post
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
Odgłosy pożaru obudziły dzieci, a płomienie tak rozgrzały powietrze na lodzie, że wszyscy – jego żona, naburmuszony Asiajuk, cycata Nauja, myśliwi, uśmiechnięty od ucha do ucha Inupijuk, nawet Taliriktug – zdjęli kurtki i ułożyli je na saniach kamatik.
Kiedy pokaz dobiegł końca, statek zatonął, a słońce zaczęło zniżać się nad południowym horyzontem, nadal pozostali na miejscu, pokazując sobie ze śmiechem kłęby pary i płonące deski rozrzucone po lodzie.
W końcu cała grupa ruszyła w stronę dużej wyspy, a potem mniejszych wysp, planując rozbić obóz dopiero na kontynencie. Słońce, które świeciło co najmniej do północy, wspomagało ich w marszu. Wszyscy chcieli już zejść z lodu i oddalić się od tego miejsca przed zapadnięciem nocy. Nawet psy przestały szczekać i warczeć, wydawało się, że ciągną sanie nieco mocniej, kiedy mijali małe wyspy. Asiajuk spał i chrapał na saniach, okryty futrami, dzieci były jednak wyspane i gotowe do zabawy.
Taliriktug wziął na lewą rękę rozbrykaną Kanneyuk, prawą zaś objął ramiona Silny-Ciszy. Kruk, wciąż niesiony na rękach przez swą matkę, próbował wyrwać się z jej uścisku i zmusić ją, by postawiła go na lodzie, gdzie mógłby próbować chodzić o własnych siłach.
Taliriktug zastanawiał się przez moment – nie po raz pierwszy – jak ojciec i matka bez języków nauczą upartego chłopca dyscypliny. Potem przypomniał sobie – nie po raz pierwszy – że należy teraz do jednej z tych nielicznych kultur na świecie, w której nikt nie próbuje karać upartych chłopców i dziewcząt. Kruk miał już w sobie inua jakiegoś przyzwoitego człowieka. Jego ojciec mógł więc tylko poczekać i przekonać się, jak przyzwoity jest ów człowiek.
Inua Francisa Croziera wciąż żywe i całe w Taliriktugu dobrze wiedziało, że jego życie będzie wypełnione biedą, cierpieniem i przemijaniem.
Ale nie musiało być samotne.
Obejmując Silne, starając się ignorować donośne chrapanie szamana, szamotaninę i gniewne posapywania rozdrażnionego syna oraz fakt, że mała Kanneyuk zsikała się właśnie na najlepszą letnią kurtkę swego ojca, Taliriktug i Crozier maszerował wytrwale przez lód w stronę stałego lądu na wschodzie.

