Dostawca
Dostawca читать книгу онлайн
Supernowoczesny szpital. Przyk?ad nieograniczonych niemal mo?liwo?ci wsp??czesnej medycyny. Nikt jednak nie potrafi wyja?ni? tajemniczych zgon?w na oddziale noworodk?w. Doktor Brad Hawkins usi?uje rozwi?za? zagadk?. Dokonuje szokuj?cego odkrycia. I przekonuje si?, ?e nast?pn? ofiar? mo?e by? on sam…
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
Ale to, co odkrył Fielding, miało pozostać tajemnicą przez niemal dwadzieścia lat.
Brad na prośbę Jennifer skontaktował się z Morgan i powiedział jej, jaka jest sytuacja. Sprawiała wrażenie autentycznie wdzięcznej za to, że do niej zadzwonił, i nie wspomniała ani słowem o ich nieprzyjemnym rozstaniu. Podziękowała mu i zanim odłożyła słuchawkę, powiedziała, że w drodze do pracy zajrzy do szpitala.
Brad poszedł na pospiesznie zwołane zebranie, które miało się odbyć w sali konferencyjnej obok porodówki. Był przedstawicielem oddziału położniczego. Zjawili się tam także członkowie personelu pediatrii, pielęgniarki, pracownicy administracji i oddziału chorób zakaźnych.
Kiedy wszyscy zajęli miejsca, doktor Harrington podniósł aktualne wydanie „Newsday". Na pierwszej stronie widniał nagłówek: „Niewyjaśnione zgony na oddziale intensywnej terapii". Artykuł opisywał cztery zagadkowe przypadki ze Szpitala Uniwersyteckiego. Zawierał same ogólniki, ponieważ szczegóły wciąż pozostawały nieznane. Autor, jak należało się spodziewać, uderzył w dramatyczną nutę, przeprowadził nawet wywiady z rodzicami zmarłych dzieci. Tematem przewodnim artykułu były wątpliwości co do bezpieczeństwa noworodków na oddziale intensywnej terapii w Szpitalu Uniwersyteckim.
– Jak zapewne się domyślacie – powiedział Harrington – centrala jest zasypywana pytaniami dziennikarzy i zaniepokojonych rodziców. Stanowy departament zdrowia wszczął wstępne dochodzenie i możemy spodziewać się wizyty członków Połączonej Komisji Certyfikacji Szpitali. Niektórzy z pracowników pańskiego oddziału – tu spojrzał na Brada – twierdzą, że pacjenci proszą ich o przeniesienie. Czy to prawda?
– Trochę za wcześnie, żeby to potwierdzić – powiedział Brad. – Pracownicy pełnoetatowi nic o tym nie słyszeli, ale domyślam się, że lekarze prywatni są pod sporą presją.
– Dziekan poprosił mnie, żebym pomógł mu przygotować oficjalną odpowiedź na ten artykuł. Chciałbym usłyszeć wasze sugestie. Meg?
– No cóż, na razie jedyną diagnozą, jaką można postawić, to zespół nagłej śmierci niemowląt – powiedziała Meg Erhardt. – Ale z tego, co wiemy, żadne z tych dzieci nie miało objawów zaburzeń sercowych, elektrokardiogram nic nie wykazał.
– Nie wystąpiła arytmia? – spytał Harrington.
– W żadnym z tych czterech przypadków. Wszystkie dzieci były podłączone do monitorów i dokładnie obejrzeliśmy ich wskazania. Nic takiego nie wystąpiło.
– A kawa? – spytał Brad. – Pewne badania wskazują na istnienie związku między przyjmowaniem dużych ilości kofeiny przez matkę przed porodem a zespołem nagłej śmierci niemowląt.
– Pytaliśmy matki o to – odparła Meg. – To fałszywy trop.
– A narkotyki albo jakieś zarazki? – spytał Harrington, zwracając się do przedstawiciela oddziału chorób zakaźnych.
– Wszystkie analizy moczu i wydzielin dały wynik negatywny, zarówno pod względem zawartości bakterii, jak i wirusów. Ślina, krew, mocz, wszystko zostało dokładnie przebadane. Nie wyrosło na nich nic niezwykłego. Nic nie wskazuje na wystąpienie daleko posuniętej posocznicy, zresztą, tak czy inaczej, taką diagnozę wykluczał obraz kliniczny choroby.
– To prawda – przyznał Harrington. – Wygląda to raczej na jakiś pierwotny proces płucny, nagłe, gwałtowne niedotlenienie, a potem zgon.
– Czy przeprowadzono sekcję zwłok któregoś z tych dzieci? – spytał Brad.
– Tylko jednego, tego, które zmarło jako drugie. Sekcja nie wykazała nic niezwykłego. – Harrington powiódł wzrokiem po twarzach zebranych. – Chyba nie muszę wam mówić, jakiej wagi jest sprawa. Umarły dzieci pozostające pod naszą opieką i lepiej dla nas, żebyśmy się dowiedzieli, jak do tego doszło.
Przez następną godzinę uczestnicy zebrania zadawali pytania, spierali się i stawiali hipotezy. Mimo to po jego zakończeniu wiedzieli niewiele więcej niż na początku. Uzgodnili wydanie powściągliwego komunikatu uspokajającego opinię publiczną i zapewniającego, że badania nad sprawą są w toku. Jednak Brad Hawkins nie mógł pozwolić, by śmierć tych dzieci pozostała niewyjaśniona. Musiał istnieć jakiś winowajca, jakiś powód.
Postanowił go znaleźć.
Kiedy Morgan wybrała się z wizytą do swojej siostry, po raz pierwszy od dwóch lat przestąpiła próg szpitala. Kiedy tylko weszła do przestronnego czteropiętrowego holu, opadły ją mieszane uczucia. Z jednej strony miała świadomość panującej tu ciężkiej, naładowanej emocjami atmosfery. Mali pacjenci Morgan umierali w szpitalach niewiele różniących się od uniwersyteckiego. Z drugiej strony pobyt w szpitalu przyprawiał wielu lekarzy o całkiem przyjemne uczucie mocy. Tylko tutaj mogli igrać z losem w walce o ludzkie życie. W duszy Morgan przeważyły pozytywne uczucia. Miło było znów znaleźć się w szpitalu.
Po wizycie u siostry Morgan miała jeszcze trochę wolnego czasu. Stojąc przy windzie, spojrzała w lewo i zauważyła wejście na oddział intensywnej terapii noworodków. Była ciekawa, co poczuje, gdy znów, jak przed laty, znajdzie się wśród noworodków. Pod wpływem impulsu postanowiła tam wejść.
Wszedłszy w automatycznie otwierane drzwi, zobaczyła przed sobą dużą poczekalnię dla rodzin. Była pusta. Morgan ruszyła w lewo biegnącym po łuku korytarzem i stanęła pod drzwiami oddziału intensywnej terapii. Wisiała na nich tabliczka: „Tylko dla personelu". Morgan bez wahania weszła do środka.
Po lewej stronie znajdował się pokój dla personelu. Morgan stanęła w drzwiach i zwróciła się do dwóch pielęgniarek stojących przy ekspresie do kawy.
– Przepraszam, nazywam się Robinson, jestem lekarzem pediatrą. Nie pracuję w tym szpitalu, ale przyszłam w odwiedziny do siostry, która leży na porodówce. Czy mogłabym się tu rozejrzeć?
– Ależ oczywiście – powiedziała jedna z pielęgniarek. – Czy jest coś, co szczególnie chce pani zobaczyć?
– Nie, po prostu jestem ciekawa.
Pielęgniarki dały jej znak, że może wejść. Morgan powoli ruszyła przed siebie, oswajając się ze znajomymi widokami, odgłosami i zapachami: rozlegającym się tu i ówdzie sykiem respiratora, przytłumionym pikaniem monitora, ostrą wonią amoniaku i alkoholu.
Przechodząc obok pierwszych inkubatorów, patrzyła na leżące w nich „ drobne ciałka. Wydawały się tak małe, tak bezbronne. Kiedy podeszła do trzeciego, znieruchomiała. Leżało w nim dziecko ubrane tylko w pieluszkę. Jego lewa nóżka była spuchnięta i zniekształcona. Zdeformowana, błyszcząca masa przypominała barwą winne grono. Brzuch dziecka był rozdęty. Serce Morgan zaczęło bić szybciej i kolana ugięły się pod nią. Zwróciła się do przechodzącej obok pielęgniarki.
– Czy to wrodzony kostniakomięsak? – spytała, wskazując noworodka. Pielęgniarka skinęła głową.
– Nie ma jeszcze wyników biopsji, ale taka jest wstępna diagnoza.
– Nastąpiły już przerzuty, prawda?
– Na to wygląda. Boże, jakie to smutne.
Kiedy Morgan się odwróciła, opadły ją straszne wspomnienia i przez chwilę myślała, że zemdleje. Spłynęła na nią czarna rozpacz jak ciasno przylegający do ciała całun. Z trudem stawiając nogi, ruszyła do drzwi. Wytoczyła się na zewnątrz i oparła o ścianę korytarza, oddychając głęboko i wpatrując się nie-widzącymi oczami przed siebie. Tak była pochłonięta walką z nawiedzającymi ją przerażającymi obrazami, że prawie nie poczuła, gdy ktoś położył jej dłoń na ramieniu.
– Morgan? – usłyszała znajomy głos. – Morgan, dobrze się czujesz? Odwróciła się i zobaczyła Brada. Po kilku sekundach niepewnie pokiwała głową.
– Boże jedyny, jesteś blada jak prześcieradło. Co się stało? Wskazała głową automatyczne drzwi.
– Tam…
Morgan wyglądała jak uczennica szkoły pielęgniarskiej, która po raz pierwszy w życiu zobaczyła umierającego pacjenta. Brad delikatnie pogłaskał jej ramię.
– Nie martw się, wszyscy miewamy takie dni. Może powiesz mi, co czujesz? Nie wiadomo dlaczego, zrobiła to.
– Leży tam dziecko z kostniakomięsakiem. Wygląda strasznie, nastąpiły już przerzuty do żołądka i…
