I wstali z martwych
I wstali z martwych читать книгу онлайн
Czy buk mo?e wyrosn?? w ci?gu jednej nocy? Owszem. W ogrodzie ?piewaczki Zofii Simeonidis w Pary?u. Tyle ?e odt?d kobieta nie mo?e zmru?y? oka, po nocach my?l?c o tym drzewie. A potem znika, co wcale nie dziwi jej m??a. Mateusz, Marek i ?ukasz, trzej s?siedzi Zofii, wspomagani przez by?ego policjanta – inspektora Vandooslera, pr?buj? rozwik?a? zagadk? pojawienia si? drzewa w ogrodzie i znikni?cia swojej s?siadki. Odkrywaj? prawdziwe korzenie drzewa, kt?re liczy pi?tna?cie lat oraz ocieka nienawi?ci? i zazdro?ci?.
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
– Masz rację – przyznał z powagą Mateusz. – Nie wolno nam. Musimy wtaszczyć Wielką Wojnę na trzecie piętro.
– Jeżeli wolno mi wtrącić słowo – rozległ się nieoczekiwanie łagodny głos Vandooslera – obaj macie nieźle w czubie, a ja chciałbym, żebyście wnieśli świętego Łukasza na jego stratygraficzne leże, bo dopiero wtedy będę mógł dostać się na niezaszczytny poziom współczesności, gdzie zamieszkuję.
Nazajutrz Łukasz z ogromnym zaskoczeniem spoglądał na Mateusza szykującego się do wyjścia do pracy. Ostatnie epizody wieczoru, zwłaszcza zatrudnienie Mateusza w roli kelnera w restauracji Julii Gosselin, jakoś mu umknęły.
– Ależ – przypominał Mateusz – obściskiwałeś nawet Zofię Simeonidis, dziękując jej za to, że zechciała zaśpiewać. Pozwoliłeś sobie na dużą poufałość, Łukaszu.
– Nic nie pamiętam – jęknął Łukasz. – Więc zaangażowałeś się po stronie frontu wschodniego? I wyruszasz zadowolony? Z kwiatem w lufie karabinu? Wiesz, zawsze nam się wydaje, że pokonamy świństwo w parę dni, ale w rzeczywistości walka z łajnem trwa w nieskończoność.
– Naprawdę strzeliłeś o parę luf za dużo – stwierdził Mateusz.
– Bo to były lufy armatnie – sprecyzował Łukasz. – Powodzenia, żołnierzu.
