Rzez bezkrigowcow
Rzez bezkrigowcow читать книгу онлайн
Powie?? niekwestionowanej pierwszej damy polskiego krymina?u. Kolejna zagadka do rozwik?ania. Fragment: – - Ostrowski z tej strony, pani Joanno, z zamordowaniem Wejchenmanna nie ma pani chyba nic wsp?lnego…? Mo?e zbyt szczerze si? pani wypowiada?a, bo jako? wszystkim si? pani na my?l nasuwa… Tadzio: – Pani Joanno, co jest? S?ysza?a pani o tym? Agnieszka mnie podpuszcza, ?eby pani? zapyta?, to chyba nie pani r?bn??a tego Wejchenmanna…? Nic nie wiemy, ale sensacja wsz?dzie! Pawe?: – Joanna? Cze??! Zdaje si?, ze twoja ulubiona posta? z tego ?wiata zesz?a? Gdyby ci by?o potrzebne jakie? alibi, to my ch?tnie… Nie czu?am si? zaskoczona, z g?ry wiedzia?am, ?e b?d? pierwsz? podejrzan?. Mo?e i rzeczywi?cie nie nale?a?o do tego stopnia k?apa? g?b? publicznie…? Z drugiej strony nie szkodzi, je?li na mnie padnie, prawdziwemu sprawdzy ujdzie na sucho i niech w zdrowiu kwitnie! Mo?e rozp?d we?mie i na tym jednym szlachetnym czynie nie poprzestanie…? Tak mi si? jako? pomy?la?o w z?? godzi?…
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
– Był. A co?
– I nie dusił się?
– Dlaczego miał się dusić?
– Przy tylu kotach?!
Popatrzyłam na koty, popatrzyłam na Lalkę i też się zdziwiłam. Rzeczywiście, alergiczny Piotruś Pan siedział spokojnie bez żadnych objawów chorobowych, mimo iż koty pętały się wokół, a jeden tkwił nawet na parapecie okiennym obok jego głowy. Po zewnętrznej stronie, ale jednak.
– Może z przejęcia nie zauważył… Temat budził wielkie emocje.
Lalka z powątpiewaniem kręciła głową.
– Nie do pojęcia. Chociaż emocje rozumiem… Ale bardziej przejęty powinien być ten twój nieszczęsny Górski, bo nie umiem odgadnąć, jak oni dadzą sobie radę z motywem, w którą stronę nie spojrzeć, wszędzie pijawki. I ofiary, i sprawca… Już widzę te akta na sędziowskim stole, motyw zbrodni: pijawki. Nawet mi się to dosyć podoba, ale słuchaj, bądź człowiekiem, jak już dopadniesz ostatnich szczegółów, nie zapominaj o mnie! I koniecznie wyjaśnij to drugie! Jak Piotrek przetrzymał koty…?
To drugie wyjaśniła mi Magda już po odjeździe Lalki. Przyświadczywszy, że istotnie alarmiarzem z Gdańska był jej desperado, upewniwszy się, że nikt nie zauważył jej zesztywnienia i zapewniwszy mnie, że już go wcale nie chce i stanowczo wraca do Ostrowskiego, wyraziła zdziwienie.
– Koty? Piotruś Pan? A co ma jedno do drugiego?
– Jak to, przecież on jest straszliwie uczulony na koty!
– Kto tak powiedział…? O, cholera… Zapomniałam, to miała być tajemnica, ale trudno, już ci powiem, tylko nie mów nikomu.
Zaciekawiła mnie nadzwyczajnie.
– Mogę milczeć jak dwa groby, nie tylko jeden. No?
– On udaje. Wcale nie jest uczulony.
– I do czego mu to udawanie?
– No… wiesz… Na ile zrozumiałam, on unika wizyt… Gdzieś tam, gdzie są koty. Jakaś uciążliwa sytuacja, nie znalazł innego grzecznego sposobu unikania, jak tylko tę symulację, trudno obrazić się na człowieka za jego właściwości fizjologiczne, nie?
Bez wielkiego trudu odgadłam, jakiego to miejsca Piotruś Pan unika i nawet wydało mi się, że wywęszyłam inspiratorkę pomysłu.
Lalce tego nie powiedziałam.