Dwie G?owy I Jedna Noga
Dwie G?owy I Jedna Noga читать книгу онлайн
Na my?l, ?e jad? na spotkanie z m??czyzn? ?ycia z ludzka g?ow? w baga?niku, cos mi si? zrobi?o. Dosta?am histerycznego ataku ?miechu. Przechyli?am si?, wepchn??am twarz w fotel pasa?era, wy?am, pia?am, p?aka?am i nie mog?am si? uspokoi?. Podkr?ci?am szyb?, ?eby mnie nie by?o s?ycha?, ale i tak jaki? cz?owiek przygl?da? mi si? z zainteresowaniem z odleg?o?ci kilkunastu metr?w. Nie m?g? chyba odgadn??, ?e tak reaguj? na kawa?ek trupa…? Przesz?o mi wreszcie, usiad?am normalnie. Zdo?a?am si? skupi?. Rozwi?zanie najprostsze: wyj?? torb? i wrzuci? do kosza na ?mieci. Nie tu, tu zosta?am zauwa?ona. W nast?pnej stacji, na nast?pnym parkingu, gdzie spr?buj? si? niczym nie wyr??ni?. Znajd? t? g?ow? i co b?dzie dalej?
Внимание! Книга может содержать контент только для совершеннолетних. Для несовершеннолетних чтение данного контента СТРОГО ЗАПРЕЩЕНО! Если в книге присутствует наличие пропаганды ЛГБТ и другого, запрещенного контента - просьба написать на почту [email protected] для удаления материала
– A pani ją wyrzuci do zagranicznego śmietnika?
– Nie ukrywam, że miałam taką myśl…
– O Jezu – powiedział ze zgrozą kapitan Borkowski.
– Całe szczęście, nie wyrzuciła jej pani. Pani chyba zdaje sobie sprawę, że mamy pewne doświadczenie? Wiemy, że pani coś ukrywa, wiemy o pani dużo, nie bierze pani na ogół udziału w przestępstwach, ale nic straconego. Może zaczęła pani miesiąc temu?
Może bezwiednie? Niechże pani, do pioruna ciężkiego, pomyśli logicznie, nie bez powodu przyszła pani do nas, mogła pani ukryć to idiotyczne wydarzenie…
– Myślałam, że ciągle ją mam – wyznałam żałośnie.
– Czy jest pani zupełnie pewna, że w Paryżu pani ją miała?
– Wcale nie jestem pewna, to znaczy pierwszego dnia owszem, a później diabli wiedzą. Ale gdyby nie, po jaką ciężką grypę czepialiby się mnie w Stuttgarcie? W ogóle najrozsądniej byłoby przyjąć, że w odniesieniu do mnie nastąpiła pomyłka, dlatego podrzuciwszy, od razu chcieli mi ją odebrać. Chociaż z drugiej strony, za dużo tych przypadków, moja noga też coś mówi. O Jezu, tu głowa, tu noga, przerażający nadmiar kończyn!
Nagle okazało się, że szczegółów mojego złamania nie znają, nie wyjawiłam ich. Jakoś nie było kiedy. Zrelacjonowałam je teraz, obaj się zainteresowali, wypytywali zachłannie i natrętnie o wszystkie okoliczności, przysięgłam, że przed bankiem było czysto, żadne śmieci tam nie leżały, słoneczko z płaskowników dookoła drzewka musiałam narysować. Musiałam im pokazać tę nogę, oglądali ją przez lupę dokładniej niż ortopeda.
Jakieś wnioski z tego, być może, wyciągnęli, ale do mnie tylko pokiwali głowami.
– Zapewne powinnam się cieszyć, że panowie nie odrzynają mi nogi, żeby ją zostawić u siebie jako dowód rzeczowy – zauważyłam zgryźliwie. – No owszem, cieszę się.
I co teraz?
– Nic. Pani się jeszcze zastanowi, a to jest numer kapitana…
Poszli sobie. Mogłam się założyć o wszystkie pieniądze świata, że najsilniejsze podejrzenia zgrupowały im się na mnie…
Grzegorz zadzwonił tuż przed końcem pracy i niecierpliwość nie pozwoliła mi zachować żadnego umiaru.
– Mizia, Grzesiu, ta jakaś mnie nienawidzi, słuchaj, czy możliwe, żeby to był przypadek? Gdzie ona w ogóle jest, siedzi w tych Stanach? I do tego ten jakiś, co się Heleną opiekował, do mojego kretyna pasuje, mnie się wiąże…
– Opanuj się – poprosił Grzegorz. – Powiedz to jakoś po kolei, bo ja też mam trochę materiału do przemyśleń. Skąd ci się wziął Miziutek?
Odetchnęłam głęboko i spełniłam jego życzenie, powstrzymując się na razie od komentarzy z ogromnym wysiłkiem. Informacje od niego też mogły coś dać i lepiej było rozważać wszystko hurtem. Wysłuchał cierpliwie.
– No to teraz ci powiem, że nabiłaś mi głowę tym Renusiem i nie mogłem się od niego odczepić – rzekł, kiedy wreszcie zamknęłam gębę. – Obchodził mnie on tyle co umarłego kadzidło, ale widzę, że chyba niesłusznie. Z Andrzejem jestem w kontakcie, on siedzi w Bostonie, nie wytrzymałem i zadzwoniłem.
– I co? Miło było usłyszeć, że zbankrutował. Ze względu na Miziutka.
– Przeciwnie, wzbogacił się. W Stanach go nie ma. Mam nadzieję, że siedzisz na czymś wygodnym?
– Pewnie, że siedzę, a co mam innego robić z tą nogą…
– Renuś jest w Polsce.
– A Miziutek?
– Też.
– No to słusznie było siedzieć – powiedziałam po chwili milczenia. – Mów dalej, bo może wiesz coś jeszcze.
– Wiem niejasno. Ogólnie Andrzeja Renuś też gówno obchodzi, więc nie wnikał w detale. Podobno pojechał do Polski parę lat temu, jak tam u was zaczęły się dobre interesy. Zaraz potem odziedziczył tutaj niezły spadek, ale nie wrócił, przysłał Miziutka z plenipotencją, teraz mu konta puchną. Co ty możesz mieć z tym wspólnego, nie mam pojęcia i nie umiem odgadnąć.
– Ja też nie. Ale czekaj. List, gadanie kuzynki, Renuś, wszystko razem kojarzy mi się, jak następuje. Dwukropek. Renuś z Miziutkiem są w Polsce, Renuś robi śliskie biznesy, ta Helena coś wykryła. Zarazem skojarzyła się z moim eks. Co on do niej naględził, Bóg raczy wiedzieć, ale za wielkiego wywiadowcę robił, to pewne, wykombinowała sobie, że zaraziłam się od niego tą wszechwiedzą, a może i do Miziutka dotarło. Najłatwiej zgadnąć przyczyny, dla których ta głupia suka mnie nienawidzi. Nabrała obaw, że Helena mnie włączyła w ten szwindel, a ja zaraz polecę z pyskiem gdzie trzeba albo w prasie opublikuję, co pewien sens posiada. Ostrzeżono mnie, Helena chciała za dużo gadać i proszę, jak teraz wygląda, niech się lepiej zastanowię, zanim słowo z pyska wypuszczę, bo będę wyglądać tak samo. Tyle mogę sobie wyobrazić ze wszystkich wydarzeń razem wziętych, drobiazgi uboczne mogą być wynikiem pośpiechu w działaniu i braku przemyśleń. Ich przemyśleń, nie moich. Co ty na to? Grzegorz musiał myśleć w trakcie mojego expose, bo nie wahał się ani chwili.
– Popieram. Taka kombinacja jest możliwa, chociaż, o ile pamiętam opinie o Renusiu… Przypominam ci, że osobiście go prawie nie znałem, ale ogólnie było wiadomo, że jest to dobroduszny kretyn, który każdej bystrzejszej świni da się wykantować. Jeśli sam robi za świnię, to z głupoty.
– Ale w grę wchodzi Miziutek. Jeśli napisał testament na jej korzyść, mogła go na przykład zabić – podsunęłam z nadzieją.
– Owszem, myśl przyjemna. Nie, jednak trzeba więcej o Renusiu. Podpuszczę Andrzeja. Czekaj, bo mnie tu się zalągł nowy pomysł. Może zdołałbym przyjechać do Polski, wy tam macie podobno znachora-cudotwórcę?
Zakłopotałam się. Wiedzy o kręgach medycznych nie posiadałam prawie żadnej.
– Nic nie wiem…
– Bioterapeuta. Trudno osiągalny. Czy może radiesteta.
Coś mi się zaczęło majaczyć.
– A…! Zaraz, owszem, słyszałam, podobno jest taki. Ktoś o nim piał hymny. Spróbuję się dowiedzieć porządniej, podzwonię po ludziach.
– Podzwoń. I uważaj na siebie. Zdaję sobie sprawę z głupoty takiej rady, ale jednak.
Odezwę się jutro…
Odłożyłam słuchawkę, dziko przejęta pod każdym względem. Myśl o przyjeździe Grzegorza poruszyła mnie bardziej, niż było to wskazane w tak skomplikowanej sytuacji. Napawałam się nią dostatecznie długo, żeby u niego skończyły się godziny pracy.
Wówczas dopiero zaczęły mi przychodzić do głowy spostrzeżenia racjonalne.
Grzegorz miał rację, jeśli istotnie Renuś z Miziutkiem siedzieli w Polsce, zakres wiedzy o nich należało rozszerzyć. Jak się ten Renuś właściwie nazywał? Renuś i Renuś, jego nazwisko wyleciało mi z pamięci, a możliwe, że go w ogóle nigdy nie znałam. Albo słyszałam, nie kojarząc z osobą. Że też nie spytałam Grzegorza…!
Już po godzinie znalazłam stare kalendarze i notatniki z numerami telefonów.
Zaczęłam je przeglądać. Mnóstwo osób przeprowadziło się, wyjechało albo zmieniło numery telefonów w wyniku udoskonaleń telekomunikacji. Tu powinnam dołożyć szóstkę, tu siódemkę, tu zrobili kompletnie co innego…
Może i nie ugrzęzłabym przy telefonie tak porządnie, gdyby nie noga, która protestowała przeciwko ruchliwości z wielką energią. Charakter mnie pchał, noga hamowała, od takich sprzecznych bodźców nerwicy można dostać. Zaczęłam kręcić jak popadło.
– O rany, kopę lat! – wykrzyknął radośnie pierwszy z dawnych przyjaciół. – Co się z tobą dzieje, co słychać? Kto? Renuś? Taki mały, tłusty, co był w naszej grupie? A nie, innego sobie nie przypominam…
– Renuś? Jaki Renuś? – spytał z niesmakiem drugi. – Żadnego Renusia nie znałem.
– Hej, też sobie porę wybrałaś! – wykrzyknęła osoba trzecia. – Właśnie odbywa się wesele mojej córki, może wpadniesz…?
– Cześć, jak się masz? – ucieszył się kumpel czwarty. – To naprawdę ty? Cud, że na mnie trafiłaś, prawie mnie nie ma, od wieków siedzę w Szwecji! Piękny kraj! Renuś?
A właśnie, co z Renusiem? Jak on się nazywał…? A diabli wiedzą, nie pamiętam, jakiś Wypłosz czy coś podobnego…
I dopiero dziewiąta kolejna osoba, jednostka płci żeńskiej, powiedziała coś sensownego.
– Renuś? Ach, Boże drogi, Renuś już dawno pogrążył się w Miziutku, jak to, nie wiesz o tym? Ta zdzira była podobno twoją przyjaciółką?
– Słusznie zauważyłaś, że była…
– No tak, rozumiem Widziałam ją. Podobno zasadniczo mieszka na Florydzie, a ja ją widziałam w Warszawie. Przelotnie. Aż mnie to zaciekawiło. Wyobraź sobie, podobno Renuś wziął się za biznesy, podobno doskonale mu idzie, podobno stanowimy żyłę złota, podobno wszystko pod wpływem Miziutka, nie powiem, co o niej myślę, bo nie będę się wyrażać, moje dzieci słuchają…
W tle usłyszałam męski okrzyk: „Matka, nie wygłupiaj się!”
– O, sama widzisz. Wnukom na razie wszystko jedno. Podobno Renuś nie poznaje znajomych, półgębkiem gada, mordę okręca o kąt pełny do tyłu i nie słyszy, co się do niego mówi. A szmal chapie. Podobno zważniał jak świnia i tylko w Miziutka patrzy jak w obraz święty, słuchaj, jak ty myślisz, czy ta suka naprawdę go nie zdradza? Nie mogę w to uwierzyć!
– Nawet jeśli zdradza, to i cóż takiego – odparłam trzeźwo. – On zaraz musi o tym wiedzieć? A przypominam ci, że ja ją znam, dla niej pieniądze od łóżka o ileż ważniejsze!
– No tak, forsa. Może masz rację. Głupia nigdy nie była, to jej trzeba przyznać, tylko wredna. Zdumiewające jest natomiast, że Renusiowi tak świetnie idzie, to znaczy, wiesz, nie przy mnie pisane, tak słyszałam.
– Jak on się nazywa?
– Kto?
– Renuś.
– A diabli go wiedzą. Nie pamiętam. Czy w ogóle ktokolwiek kiedykolwiek mówił o nim po nazwisku…? Podobno bliżej kontaktuje się z nim taki jeden, zaraz, może go pamiętasz, jak mu było… Nowakowski.
– Nowakowski to był taki z MSW – odparłam, zanim zdążyłam pomyśleć.
– Próbował mnie poderwać w jednej delegacji służbowej. Wtyczka w naszym biurze.
Jak to, Nowakowski z Renusiem…?
– Głowy nie dam Podobno a’propos, co z Grzegorzem? Słyszałaś coś o nim?
Udało mi się odpowiedzieć jako tako naturalnie i ze szczerym zdziwieniem.
– Grzegorz? Oczywiście! Zrobił karierę we Francji, w prasie o nim piszą. Dlaczego a’propos?
– Jak to dlaczego, przecież ten Nowakowski podkładał mu świnię. Proste skojarzenie.